Faza #11

187 18 68
                                    

POV Sally

O 23.00 wyszłyśmy z domu. Szłyśmy po niejakiego Jochana Trediga. Porywa małe dziewczynki i... Egh... Jak ja nie lubię gdy ludzie są źli w ten sposób... Po pół godzinnej podróży przez las doszłyśmy do tego domu. W jego pokoju wyczarowałam zabawki a Alice poszła go szukać. Po chwili wróciła z małą dziewczynką, na oko 6 letnią.

- Zabierzemy ją później do jej domu? - zapytałam z nadzieją.

- Tak ale w czasie gdy my będziemy się "bawić" z tym o to panem ty musisz siedzieć w toalecie i być cicho. Rozumiesz?

Dziewczynka delikatnie pokiwała głową. Zabrałyśmy ją do toalety a same czekałyśmy aż gość oprzytomnieje. Po ok. 5 minutach wszedł do pokoju.

- Kim wy do... O nie...

Dziewczyna popchnęła go na ziemię po czym siadając na jego brzuchu zaczęła mu robić kolczyki. Wsumie chyba ją poproszę żeby mi zrobiła... Gdy zrobiła wystarczająco powiedziała żebym ja się z nim pobawiła. Uczyniłam to z wielką rozkoszą.

POV Alice

*Krwawa scena starting*

Sally złapała Jochana za pięść po czym było słychać tłukot {Czy istnieje takie słowo?} łamanych kości. Ile siły ma to dziecko?! Kość przebiła się przez skórę a ten patrzył na rękę z niedowierzaniem.

- Jak się z tym czujesz?! - krzyknęła Sally a ja miałam wrażenie że jej struny głosowe opętał Zalgo.

Facet w dalszym ciągu nic nie mówił. Patrzył na Sally jak na największe zło tego świata. Dziewczynka usiadła na nim i zaczęła mu obijać małymi piąstkami twarz.

- Mario, przenaświętrza pani... - recytował gość łamliwym głosem.

- Boga nie ma tutaj z nami! Zanim zdechniesz ch*ju, i Zalgo weźmie duszę, dołożę wszelkich starań żebyś cierpiał jak najdłużej. Jestem duchem twoich ofiar, jestem piekielną karmą, jestem twym najgorszym wrogiem, możesz mówić na mnie Ario! - mówiła gardłowym głosem Sally. Gość krzyczał w niebogłosy ale jak sprawdzałam - ściany były dźwięko szczelne. Dziewczynka łamała mu kości jak tylko mogła. Jej zielone oczka zmieniły barwę na czerwoną. Miała demoniczny uśmiech, który uwalniał jej ostre, małe ząbki. Po kilku minutach łamania kości, wzięła go pod ramię i wyszła oknem.

- Zanieś go do sali tortur a ja wezmę te małą! - krzyknęłam do dziewczynki po czym ruszyłam do toalety. Młoda stwierdziła że mieszka na ul. Utrugh 12 więc miałyśmy dość niedaleko. Gdy ją odprowadziłam, sprawdzając czy nikt mnie nie śledzi, pobiegłam do rezydencji.

Gdy dotarłam do rezydencji, Sally powitała mnie z uśmiechniętą mordką.

- Jochan oczekuje tortur. - stwierdziła że śmiechem dziewczynka. Poszłyśmy do piwnicy, ponieważ sale zajmował L.J.

Facet darł się "pomocy" i pluł krwią. Sally znów zaczęła go nawalać piąstkami po twarzy. Przypominała ona już bardziej dziurę w jezdni niż mordę. Wyjełam z szafki paralizator i zaczęłam go prądzić {Chyba tylko ja tak zawsze mówiłam XD}.

Po ok. 7 minutach tortur zemdlał. Widziałam że dziewczynka chciałaby jeszcze się pobawić, dlatego wstrzyknęłam mu coś na pobudzenie. Momentalnie się ocknął a młoda wróciła do wcześniejszego zajęcia. Nagle pojawił się na niej ogon oraz skrzydła, a ona sama wyglądała jak 7 nieszczęść.

Can I trust you? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz