Mia

7.9K 299 26
                                    

Przez liście drzew przebijały się poranne promienie słońca. Siedząc na dwumetrowej bestii, podziwiałam widok zielonej natury, a moje palce delikatnie drapały plecy wilkołaka. Nie słysząc słowa sprzeciwu, kontynuowałam czynność, co sprawiało mi nieopisaną radość. Dziwne uczucie.

-Daleko jeszcze? - Spytałam, lecz nie uzyskałam odpowiedzi. Wzdychając ciężko, nawinęłam na palec kosmyk sierści wilka. Usłyszałam głośny warkot, po czym Alan zatrzymał się gwałtownie.

-Niedługo zginiesz. - zadrżałam. Wilkołak oddychał bardzo głęboko, a ja gwałtownie odsunęłam dłonie od jego ciała.

-Dobrze, już ciebie nie dotknę. - powiedziałam powoli, próbując zachowywać spokój. Niezbyt mi to wychodziło. Ręce i usta zadrżały. Byłam pewna, że powiedział to ze względu na złość z powodu mojego dotyku. Nie o to mu jednak chodziło.

-Okłamałem cię. - Po tych słowach długo milczał, a we mnie wzbierało napięcie. -Żadnej wizji, snu proroczego nie było, a nawet jeśli, to były to tylko nieprawdziwe wspomnienia.

-Nie rozumiem. 

-Ja też nie, Mia. - zawiał chłodny wiatr, który przez moment bawił się moimi włosami. - Nic nie jest prawdziwe. Ktoś się nami bawi, lecz przeznaczenie musi się wypełnić.

-Nie rozumiem żadnych słów, które do mnie kierujesz! - Miałam ochotę rozpłakać się z bezsilności. "Co się tutaj dzieje? I jakie przeznaczenie do licha?!" pytania te brzmiały mi w głowie, która bliska była eksplozji.

-Szkoła Bratnich Dusz, ja, następca tronu, w dodatku chory i niezrównoważony, nie brzmi to jak jakaś nierealna bajeczka?

-Tak, ale...

-Nie, nie ma "ale", Mia. Zrobili nam papkę z mózgu i niemożliwe jest, by to nie było przez kogoś kontrolowane.

-A wieź mate, czy ona istnieje? - spytałam bez większej nadziei. Czy wszystko w co wierzyłam, było tylko nieprawdziwym złudzeniem? Iluzją?

-Istnieje, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Czuję ją, odkąd wynieśliśmy się spod działania tej mocy. - I zamieniając się w postać człowieka, posłał mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie widziałam. I był on najprawdziwszy, również to czułam.


~*~*~*~*~


Wznowiliśmy wędrówkę, lecz bez jakiegokolwiek planu, ale to się teraz nie liczyło. Musieliśmy uciec jak najdalej od naszego akademika, o ile on w ogóle spełniał taką rolę... ah, nieistotne.

-A jeśli połknęliśmy haczyk? Jeśli ta ucieczka jest częścią tej sztuki? - zapytałam nieco przerażona widokiem gąszczu lasu, do którego się zapuściliśmy. Szliśmy teraz obok siebie, w ciele człowieka, lecz tempo jakie obraliśmy było równe postaci wilka. Nie próżnowaliśmy. 

-To nas zabiją. - wzruszył ramionami i beztrosko się uśmiechnął.- Wolę umrzeć wolny, niż żyć w zamknięciu. - Spojrzałam się na niego i z przerażeniem stwierdziłam, że zmienił się. Nie tylko jego zachowanie, lecz także wygląd. Rysy twarzy złagodniały, oczy zyskały niewidziany wcześniej blask i nie była to kolor czarnej otchłani, lecz brązowej czekolady. Policzki mu zaróżowiały, był bardziej ludzki. 

-Co się gapisz? - prychnął i pchnął mnie łokciem. - Bezczelna. - zdezorientowana otworzyłam usta i gdy chciałam powiedzieć mu, o zachodzących w nim zmianach, ktoś, a raczej coś stanęło na środku dróżki.

-Dalej nie pójdziecie. - Widziałam już to oblicze, a raczej jej brak. Potwór w długim płaszczu unoszący się nad ziemią zwrócił się do nas, a jego głos był przesiąknięty złą mocą, nie potrafiłabym tego wytłumaczyć, to się po prostu czuło. - Wybaczcie, że przeszkadzam w ucieczce, lecz przeznaczenie musi się wypełnić prędzej, czy później. 

-Przepuść nas. - Głos Alana był mocny i pewny, lecz stwór roześmiał się na ten gest oporu. 

-Nie zrobię tego i to wiesz. Od zawsze miałeś tą świadomość, gdzieś z tyłu głowy. Tu spotka was kres. Chociaż, patrząc na to z innej strony, może czeka was nowy początek? Wielu sądzi, że śmierć nie oznacza kresu, a kres śmierci. Patrzcie optymistycznie, wilcze pokraki. - Zadrżałam, Alan też i to mnie przeraziło najbardziej. 

-Kim jesteś? - Spytałam, a monstrum zwróciło do mnie swoje szkarłatne oblicze. 

-Raczej kim wy jesteście, księżniczko Mio. 

-Księżniczko?

-Obydwoje jesteście z łoża królewskiego. Wszyscy w tej szkole są. Ale do rzeczy. Zaskoczyłeś nas, Alanie. Nie sądziliśmy, że dowiedziawszy się o swoim pochodzeniu, uciekniesz wraz z nią. - wskazał kościstym palcem na mnie. - Punkt dla ciebie. Tak podsycaliśmy tą nienawiść waszych osób, by ta więź nie miała w ogóle oparcia, ten list od króla też był częścią planu, paradoks, prawda? Nacisk na uczucie nigdy nie kończy się dobrze. Lecz ostatecznie działania musiały być przeprowadzone szybciej, bo ktoś zaczął coś podejrzewać - tu palec skierował na Alana - gratuluję. Lecz tu lista osiągnięć szanownego pana się kończy, działałeś dokładnie tak, jak przypuszczaliśmy. Mały, nieistotny pionek w rozbudowanej grze. Przykro mi.

-Po co wam to wszystko? - zapytał frasobliwie Alan. - Do czego jesteśmy wam potrzebni?

-Tego powinieneś się domyślić. Wasze umysły są ważną księgą informacji o poszczególnych królestwach. Energia waszych umysłów jest dla nas żywym pokarmem. Nie można również zapomnieć o wartości waszej osoby. Po porwaniu dziedzica zaczyna się chaos. Królestwo jest słabe, jak przysłowiowy barszcz. 

-Przecież pamiętam, jak zostałam wyrzucona z watahy, mam wspomnienia! - krzyknęłam coraz bardziej przerażona i zdruzgotana. - To nie może być prawda. - złapałam rękę czarnowłosego, a on splótł nasze palce. Widząc to, zakapturzony drgnął lekko.

-Nic nie jest prawdziwe. - Powiedział i przybliżył się do nas. - A teraz gińcie. 


Nie mam sensownego usprawiedliwienia za tak długą nieobecność, głupie przepraszam w tym wypadku tego nie wynagrodzi.

Jeśli ktoś tu jest, to witam cieplutko ^^ 

Mój kocio wspierał mnie przy pisaniu tego, grzejąc moje plecki, więc jakiś tam wkład do mojego dzieła ta bestia ma xD

Do następnego, bo takowy się POJAWI ;D

XXX

Wrogie mate ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz