- Marcina i Czokleta jeszcze nie ma? - zapytałem, chcąc zaspokoić swoją ciekawość i tym samym potwierdzić albo zaprzeczyć moim przypuszczeniom.
- Tak, Paweł dopiero w południe miał pociąg, a Marcin to w ogóle przyjedzie dopiero jutro - Dealer dalej w radosnym nastroju nawet na mnie nie spojrzał, kiedy mówił. No, to już mówi tylko o jego własnej kulturze osobistej. - Teraz zostawisz tę walizę i idziemy coś zjeść, bo ja to bym coś zjadł i tak szczerze, to ja tutaj mieszkam, więc ja decyduję, kiedy jemy - dodał.
Tylko coś wymamrotałem i już po chwili byliśmy na miejscu. Tak jak powiedział Karol postawiłem gdzieś swoje bagaże, biorąc ze sobą portfel i telefon, wysiusiałem się i znowu wyszliśmy. Tritsus prawie w ogóle się nie odzywał, cały czas tylko się uśmiechał. Ogłupiał czy co?
Zjedliśmy szybką rybę z frytkami. Całkiem dobra, ale jednak sam bym sobie jej nie wybrał, bo nie przepadam za tymi wodnymi kręgowcami. Wolę spaghetti.
W pięć minut po naszym wyjściu z restauracji zaczęło padać. Potruchtaliśmy do mieszkania Dealera, jednak nie długo było dane wygrzewać się w cieple domowego ogniska, ponieważ dostaliśmy info, że w ciągu godziny przyjedzie Paweł. Od razu zadeklarowałem się, że zostanę w domu i popilnuję przybytku, zetrę okruchy ze stołu i takie tam. Tak naprawdę po prostu nie chciało mi się wychodzić. Chłopcy chyba to zauważyli:
- Jesteś najgorszy, Doknes.
Po czym zaczęli mi wymyślać wierszyki, bardziej zabawne niż obrażające:
- Doknes - typ to zdradziecki, tylko nie nosi kiecki.
- Doknes, Doknes, dwa szparagi, a ja wiem - chciałby mnie zabić.
- Doknes jest jak poduszka, którą się przykłada do uszka, a ona dusi cię w nocy i nie masz znikąd pomocy.
- Doknes, ty chamie, pewnie szczeniaczki topisz w stawie.
- O nie, to było za mocne - skomentował Dealer, czym zakończyła się ich zabawa. Nie jestem pewny czy to dlatego, że naprawdę nie mógł znieść obrazu mnie odbierającego życie pieskom czy skończyły mu się pomysły, a nie chciał przegrać. Wszystko jest możliwe. To w końcu Dealer.
Z czasem mnie zostawili. Mogłem delektować się ciszą, jaka nie była mi dana w ich towarzystwie.
...
Ale po chwili mi się znudziło, więc postanowiłem włączyć muzykę. Zupełnie przypadkowo padło na "Merry Christmas Everyone", mimo tego, że wcale nie zbliżały się święta, a już na pewno nie było śniegu. Czasem po prostu masz na coś ochotę i nie możesz się powstrzymać. Dziki instynkt przejmuje twoje ciało, nie robisz nic innego jak patrzenie, niby z boku, na to, co z tobą robi. Całe szczęście, że dzisiaj to tylko świąteczna muzyka w środku lata.
Ale co można robić samemu, w domu kolegi, z kolędami w tle? No właśnie, też tak pomyślałem, więc położyłem się na kanapie i prawie zasnąłem, ale chłopaki już wrócili, budząc mnie swoimi szurającymi buciorami. Zniesmaczony dalej się wyciągałem. Chciałem swoim wzrokiem przekazać im głęboką pogardę, ale tak w sumie to i tak nie miałem co robić, więc czemu miałbym tak robić? Prawdopodobnie z mojej wrodzonej podłości (odziedziczonej po matce).
Jednak czego innego mogłem się spodziewać, niż: "I co, nie pościerałeś okruchów, smrodzie" w zamian za to? Oczywiście nie mogło zabraknąć także dotykania mojego brzucha stopą Karola. Nie mogę powiedzieć, że to bolało, ponieważ nie wkładał w to niemal żadnej siły, jednak było dla mnie bardzo niekomfortowe. To odczucie potęgował zapach zapoconych skarpet tego śmierdziela. Musiałem postawić się do pionu by nie udusić się w tym smrodzie, jak to mówią, instynkt samozachowawczy.
Nagle przypomniał mi się mój cudowny plan, moja supertechnika - to on pomógł mi uzbierać pieniądze, więc w sumie czemu miałbym nie być trochę milszy chociaż dla niego?
Podniosłem głowę, spojrzałem na Karola i - najładniej jak tylko potrafiłem - uśmiechnąłem się do niego, mówiąc, że za chwilę wytrę stół, po czym naprawdę to zrobiłem. Mam tylko nadzieję, że nie obsadzą mnie w roli sprzątaczki po tym melanżu tylko dlatego, że raz złapałem za ścierę.