A/n: witaj przybyszu! Bardzo proszę o nie porównywanie tego ff do The Silent Sea. Seria Horizon powstała dużo, dużo wczesniej
Winda nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, kiedy mknęła w górę, pokonując kolejne pokłady stacji. Kiedyś wydawało się to Yoongiemu dziwne i niepokojące, ale podobno człowiek szybko przyzwyczaja się do luksusów.
Międzyplanetarna baza, będąca głównym ośrodkiem akademickim, Federacji Ziemi na pewno takim była. Położona prawie w centrum nowej strefy handlowej, wybijała się na gwiezdnej mapie nie tylko dzięki rozmachowi i rozmiarowi, ale i ambicjom, które reprezentowała. Dążyć dalej, poza to co poznane. Na Yoongiemu nie robiła już jednak wrażenia.
Pierwszy zachwyt nowym domem minął mu dawno temu. Stacja kosmiczna Atlanta, z której pochodził, wydawała się wobec tego przepychu ubogim i bardzo chorowitym kuzynem. W sumie w tym momencie ten opis bardzo pasował również i do niego. Jego niestarannie utlenione blond włosy, zlepione w spocone strąki, kleiły mu się do czoła. Wiedział, że nie wygląda najlepiej. Powinien wyspać się, zjeść coś. A najlepiej wziąć jeden z magicznych zastrzyków swojego współlokatora, jednak kiedy przyszedł rozkaz od dowództwa, rozświetlając tablicę informacyjną w ich pokoju na czerwono, wiedział już, że nie będą mieli na to czasu.
Jin, jego współlokator od prawie siedmiu lat, sam nie wyglądał najlepiej, co było dość daleko idącym stwierdzeniem. Mimo, że noc wcześniej wypili tyle samo, starszy chłopak wciąż wyglądał nienagannie, chociaż Yoongi nie bez satysfakcji, zauważył pod jego oczami delikatnie cienie. Wiedział, że prawdopodobnie ich tam jednak nie ma i tylko jego umysł płata mu figle, ale chciał w to wierzyć. Nawet bardzo. Jin był nieodrodnym synem planety Kepler i jakiekolwiek fizyczne skazy były dla jego mieszkańców nieznane. Wysocy, idealnie zbudowani, z prawie platynowymi lśniącymi włosami, wyróżniali się wśród innych pomiotów genetycznych pierwszych ziemskich osadników. Za każdym razem kiedy starszy chłopak uśmiechał się, Yoongi łapał się na tym, że na moment zabierało mu mowę, a potem zaczynał rozmyślać o swoich przodkach. To, że zdecydowali się na zostanie na stacji orbitalnej wciąż nie mieściło mu się w głowie. Musieli przecież słyszeć o tym, co nowe planety robią z ziemskim DNA i jak przystosowują je do własnych potrzeb. Mógłby teraz wyglądać jak Jin. Chłopak o wiecznie lekko opalonej cerze, pełnych ustach, za którym latało pół akademii, a drugie pół udawało, że nie chciałoby tego robić. Zamiast tego był o głowę niższy od niego, wręcz chorobliwie blady, co było jego jedyną super mocą, którą zyskał dzięki życiu w mniejszym przyciąganiu. Żadnych ekscytujących dodatkowych umiejętności. A może to właśnie ich odstraszało? Bali się skończyć jak ci nieszczęśnicy z Heliosa, skazani na rozmnażanie w akwariach rozrodowych albo jak pierwsi osadnicy Eden Sześć, których szybko dopadło szaleństwo i wśród jednej nocy zgotowali sami sobie piekło, zabijając przeszło dwa tysiące osób.
Yoongi rozmyślał o tym, ubierając się, w pachnący lekko poprzednim wieczorem, czarny mundur. Zwłaszcza, że Jin znów postanowił wyjść przed szereg i nie szedł na oficjalne spotkanie w swoim zwyczajowym, lekarskim stroju, ale w koszuli, która była na tyle rozpięta, że widać było jego klatkę piersiową. Chłopak widząc to poczuł ukłucie zazdrości i zawodu zarazem.
Gdy stali w windzie, a przypadku Jina, siedzieli, Yoongi przyłożył rozpalone czoło do chłodnej, metalowej powierzchni ściany. Jeszcze chwila i będą w hangarze. Będzie mógł usiąść i jeszcze raz zastanowić się nad swoimi wyborami życiowymi. Wciąż nie wiedział, dlaczego poszli na tą imprezę. Przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że następnego dnia mogą zostać wezwani awaryjnie do wymiany załogi jakiegoś statku badawczego. Po cichu winił za to Jina.
CZYTASZ
✔On the edge of Horizon | Yoonseok | Minjoon
Fanfiction[Skonczone] W dość dalekiej przyszłości Ziemia nie nadaje się już do mieszkania, chociaż niektórzy wciąż wierzą, że da się przywrócić planetę ze zgliszczy. Federacja Ziemi zajmująca się kolonizowaniem kosmosu coraz dalej i głębiej zapuszcza się w no...