Tak bardzo nienawidzę tego robić, ale jednocześnie nie potrafię się powstrzymać. Wykonuję ostatni ruch dłoni na moim członku i dochodzę z imieniem mojego eks na ustach.
Odkąd się rozstaliśmy czuję się jak idiota. Przez osiem miesięcy nie uprawiałem seksu ani razu i szczerze mówiąc, czułem się z tym źle. Brakowało mi tego, jak każdemu człowiekowi. Ale cóż mogę poradzić, że moje ciało należy już do jednej osoby i nie widzę najmniejszych szans, żeby dostał je ktoś inny.
I owszem, to prawda, że ostatnio cały czas jestem nie w humorze. To prawda, że jestem niedopieszczony i potrzebuję zwykłej obecobości kogoś bliskiego. Ale ja się do tego przyznam? Nie w tym życiu.
Zamiast tego pogrążam się jeszcze bardziej. Chłopcy denerwują się na mnie praktycznie każdego dnia. Też bym się denerwował mając styczność z taką osobą.
- Stary, wydaje mi się, że potrzebujesz dobrego seksu. - Prychnął w pewnym momencie Connor.
- Gówno prawda. - Skłamałem. - Nie wiesz czego potrzebuję.
- Przecież Joe załatwił poufne kobiety. - Wzruszył ramionami. - Możesz przelecieć je wszytskie i ani jeden fan nie dowie się, że robisz za kobieciarza.
- Czego, kurwa, nie rozumiesz? - Warknąłem ściskając w pięści mateteriał jego koszulki.
- Zrobiłeś się ostatnio naprawdę wkurwiający, Brad. - Bez problemu przejął kontrolę i mnie unieruchomił.
- Puść mnie, bo nie ręczę za siebie. - Spojrzałem na niego z mordem w oczach.
- Nie uderzysz mnie. - Odparł. - Tylko mnie straszysz. - Zaśmiał się pod nosem. - Nie oszukujmy się. Wciąż jesteś taką samą pizdeczką, tylko wymyśliłeś sobie jakąś głupią przykrywkę.
- Zamknij się kurwa! Nie odzywaj się! - Krzyknąłem na cały dom, zaczynając się wyrywać i uderzać na oślep pięściami, jednak to nic nie dało bo już po chwili James przytrzymał mnie z drugiej strony uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Nie Bradley! Ty się zamknij! Chociaż raz odpuść i nas wysłuchaj. - Wykrzyczał mi prosto w twarz.
- Zostaw mnie. - Szepnąłem.
- Co w ciebie wstąpiło, Brad? - Chwycił w dłonie moją twarz, pytając zdecydowanie spokojniej niż wcześniej.
Już nie widziałem w jego oczach złości. Widziałem zmartwienie i ból. Podobnie jak u Jamesa, z tym, że miał on jeszcze dodatek współczucia. Chcąc uniknąć wyrzutów sumienia, które zawsze pojawiają się, gdy patrzę komuś w oczy, spojrzałem na ślepo w stornę pokoju. Niestety ujrzałem tam Tristana. Przerażony i smutny wpatrywał się w całą sytuację z otwartymi ustami. I albo mam już zwidy, albo jego oczy podejrzenie błyszczały. Tak, jakby zebrały się w nich łzy.
- Brad. - Znowu usłyszałem spokojny głos Balla. - Już lepiej?
- Dajcie mi spokój, błagam. - Mruknąłem niezbyt przyjaźnie.
- Proszę cię tylko... Powiedz mi coś. - Zawahał się. - Czy coś się stało? Męczy cię coś? Albo ktoś? - Głos mu zadrżał. - Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, wiesz, że możesz nam powiedzieć o wszystkim. Jak nie mi, to Jamie lub Tris na pewno również będą chętni, aby cię wysłuchać. Pamiętaj, że na nas zawsze możesz liczyć. Kochamy cię i wspieramy na każdym kroku. - Przytulił mnie.
Z moich ust nie wydobył się żaden dzwięk.
Niemy szloch zawładnął całym moim ciałem, a ja oddałem uścisk przyjaciela nie chcąc, żebym znowu został sam.
Już po kilku sekundach dołączył do nas McVey, i szczerze mówiąc, gdzieś głęboko była we mnie nadzieja, że Tris, też nas przytuli. Spojrzałem z powrotem w tamtym kierunku i zobaczyłem pustkę.
Poszedł sobie.
- Też was kocham. - Zapłakałem. - Przepraszam, ja po prostu już nie daję sobie rady.
- Jesteśmy z tobą, Braddy.
- Zawsze. - Dodał James.