Po małym opieprzu ze strony Connora wmówiłem sobie, że jest lepiej. I faktycznie było. Coraz mniej płakałem, jadłem regularnie, a nawet wychodziłem z chłopakami na miasto. Koncerty również nie robiły na mnie wrażenia. Śpiewając piosenki nie myślałem o tym, że są one napisane z myślą o naszym perkusiście. Udało mi się wyrzucić go całkowicie z głowy.
I o dziwo to działało.
Niestety niezbyt długo. Minęły cztery miesiące. Nadzwyczaj spokojne. Radziłem sobie jak mogłem. Byłem zadowolony z efektów, bo nie załamałem się, nawet przy opowiadaniach Tristana, jaka to Anastasia nie jest cudowna.
Wszystko było świetnie. Do wczoraj.
Wczoraj minął rok, odkąd ze mną zerwał. Całe 365 pieprzonych dni. 8760 godzin. Doszedłem do wniosku, że przynajmniej z 3000 godzin straciłem na płakaniu. Coż właśnie tracę kolejne kilkanaście.
Dlaczego tak trudno jest zapomnieć o jednej osobie? Zranił mnie, nie zasłużył na moje uczucia. Dlaczego po prostu nie może zniknąć z mojego życia?
Ah, no tak. Przecież jest członkiem naszego zespołu, a na dodatek naszym 'najlepszym przyjacielem'.
Przyjacielem, który nie kocha mnie tak, jak ja jego. Przyjacielem, który po kilku latach stwierdził, że jest w stu procentach prosty, a nasz związek był dla niego niezłą zabawą.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdyby tylko chciał, wpadłbym mu w ramiona i zrobił dla niego wszystko. Dosłownie wszystko. To jest tak żałosne a ja mimo wszystko to czuję.
Nię mogę być tak uległy. Nie mogę pozwalać wszystkim na wszystko. To zaprowadzi mnie tylko kolejne metrów niżej. Stracę szacunek w oczach najbliższych i zostanę samotnym, nic nie wartym nastolatkiem ze złamanym sercem.
Ale co powinienem zrobić? Może Connor miał rację? Może powinienem pójść na dziwki i cieszyć się młodością? Może powinienem znaleźć sobie kogoś kto wyleczy wszystkie moje rany, bo jak zauważyłem, czas wcale tego nie robi.
Z racji tego, że skończyliśmy naszą trasę i znów jesteśmy w Londynie, postanowiłem spędzić trochę czasu ze starymi znajomymi. Dałem im się nawet namówić na jedną randkę w ciemno, ale niestety byl to totalny niewypał. Nie dość, że była to dziewczyna, to jeszcze tak cholernie podobna do Trisa. Nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy. Czułem się jakbym spędzał czas z moim eks, a była to tylko niejaka Lydia. Cóż, skończyło się na jednej randce. I chyba w najbliższym czasie nie planuję ich więcej. To nie ma sensu, ja i tak nie przestanę wszystkich porównywać z Evansem.
Chyba każdy ma tak, że jak ujrzy coś idealnego, to wszystko inne wydaje mu się nic niewarte. Ja mam tak tylko w jego przypadku. Nie potrafiłbym się ponownie zakochać, bo w moich oczach już nikt nie będzie chociaż w połowie tak dobry jak Tristan.
Już nikt nigdy nie zadowoli mnie jak Tristan.
Już nikt nigdy nie sprawi, że będę tak szczęśliwy jak przy Tristanie.
Jestem skazany na ból, samotność i cierpienie.