Clarke wybiegła z sali przy okazji zatrzaskując za sobą drzwi z ogromnym hukiem. Puściła mimo uszu nawoływania jej matki, nie obchodził ją fakt, że bandaż nie był dokładnie zawiązany i malutka stróżka krwi ciekła jej po przedramieniu. Ważne było tylko jedno, to czy z Bellamy'm jest wszystko w porządku, czy żyje...
Blondynka ledwo łapała oddech, przy okazji rozglądając się po ogromnej sali pełnej rannych. To pomieszczenie w przeszłości najprawdopodobniej nie miało nic wspólnego z działalnością szpitala, jednak ofiar było tak dużo, że trzeba było znaleźć dla nich więcej miejsca, skrzydło szpitalne powoli przestało wystarczać.
Nikt jeszcze nie ustalił konkretnej przyczyny zawalenia się wschodniej części bunkra, jedyną pewną rzeczą w tym wypadku było to, że po dokładnym sprawdzeniu wszyscy byli pewni, że takie coś nie zdarzy się po raz drugi...
Tak więc, z względnym spokojem ducha, blondynka rozpoczęła poszukiwania.
Sala była przepełniona, praktycznie każdy milimetr był czym zastawiony. Nie obchodziło ją, co dzieje się dookoła. Była pewna, że Madi jest bezpieczna, teraz przyszła pora na Bellamy'ego. Przepychała się między rannymi, co jakiś czas spoglądając na każdego mężczyznę leżącego na łóżku, wszystko po to, żeby namierzyć tego jednego, brązowookiego z przydługimi włosami, kilkudniowym zarostem i poważnym, a jednocześnie uroczym wyrazem twarzy.
Już co najmniej pięć razy jej serce zatrzymywało się, na widok ciał o podobnych wytycznych, które były zakrywane szarymi płachtami i wywożone na zewnątrz. Na całe szczęście żadne z tych ciał nie należało do tego, kogo szukała.
A co, jeżeli on już jest tam, gdzie te wszystkie ciała?
Szybko odgoniła tę myśl i ponownie ruszyła przed siebie, przy okazji uderzając w jakiegoś ziemianina z ogromną szramą nad lewym okiem. Mężczyzna posłał jej złowieszcze spojrzenie, ale Clarke zdawała się go nie zauważyć, po prostu szła dalej.
Nie miała pojęcia, co się stanie, jeżeli go nie znajdzie. Musiała mu coś powiedzieć, coś bardzo ważnego, coś, co powinna była powiedzieć już dawno temu. Przez te 6 lat nie raz zdarzało jej się popłakać, przez myśl, że była tak głupia i tępa, że nie zdała sobie sprawy ze swoich uczuć wcześniej. Miała tyle idealnych, wręcz do tego stworzonych okazji, żeby mu powiedzieć... Tłumacza sobie, że po prostu musiała dojrzeć, nabrać pewności, że to nie jest zwykle zauroczenie, tak jak w przypadku Finna i Lexy. Jednak jej pewność, co do uczcić została potwierdzona, kiedy dostrzegła rakietę, wznoszącą się ku niebu. W tamtym momencie zdała sobie sprawę, że straci go na najbliższe lata, to właśnie ta myśl uświadomiła jej, jak bardzo tego nie chciała.
Udało się. Znalazła go. Dostrzegła bladą twarz mężczyzny z jakiś jedenastu metrów.
Jej nogi przyśpieszyły i już po chwili padła na kolana przy łóżku, na którym leżał. Był nieprzytomny, ale żył. Oddychał płytko, ale miarowo. Sięgnęła jego dłoń, która bezwładnie zwisała poza materacem i ścisnęła ją mocno, nie zważając na jeden ze swoich złamanych palców. Najważniejsze było, że Bellamy był obok.
CZYTASZ
Bellarke - One Shots
FanfictionBędę starała się raz na jakiś czas wrzucać tu one shoty związane z Bellarke. Smutne, zabawne, w zależności od humoru. ❤