Lucky One

704 85 42
                                    

Rano obudziłem się zupełnie wypoczęty. Zdaje się, że pierwszy raz od dwóch tygodni. No i w końcu nie bolały minie plecy od spania na mojej, jakże pięknej ale nieco niewygodnej, kanapie. Gdy otworzyłem oczy nikogo przy mnie nie było. Przez chwilę przestraszyłem się, że Yoongi znów mi zwiał. Spanikowany zerwałem się szybko z łóżka i w samych bokserkach wbiegłem do salonu, gdzie ujrzałem chłopaka siedzącego na kanapie i zajadającego się żelkami, które mu wczoraj kupiłem. Choć nie pamiętam, żebym mu je dawał. W zasadzie to jestem przekonany, że schowałem je do najwyższej półki w kuchni. Jak widać, to go nie powstrzymało. 

Mimo wszystko uśmiechnąłem się szeroko na jego widok i klapnąłem na kanapę koło niego. Wyciągnąłem rękę by uratować choć trochę żelków przed tym krwiożerczym, a może lepiej byłoby powiedzieć żelkożercznym, Yoongim. Jednak ten, widząc co chcę zrobić, odsunął szybko paczkę, tak że jedynym co złapała moja ręka był łokieć tego idioty. Zmrużyłem oczy, robiąc z nich dwie wąskie kreseczki, i posłałem mordercze wibracje w jego stronę. Ten jednak zupełnie nie przejął się moimi niewerbalnymi groźbami i dalej, zadowolony z siebie jakby co najmniej odkrył Amerykę, żarł  te głupie żelki. Aż naszła mnie nagła ochota by wybić mu te białe ząbki, by nie miał czym ich pogryźć. I choć nie wprowadziłem tego makabrycznego planu w życie to nie poddałem się bez walki. 

Przysunąłem się bliżej niego i sięgnąłem przez jego klatkę piersiową do odsuniętej ręki. To jednak nie wystarczyło. Yoongi odchylił się jeszcze bardziej, a upragniona paczuszka wciąż znajdowała się po za moim zasięgiem. Co za wredna istota z tego Yoongiego. Kto by pomyślał, że w takim małym ciałku mieści się tyle złośliwości. W takim razie nadszedł czas na plan B. Choć w sumie to już chyba plan C?

Wstałem z kanapy i stanąłem przed Sugą. Ten spojrzał na mnie z dołu i uniósł pytająco brwi. Ja tylko uśmiechnąłem się złowieszczo i poruszyłem dwa razy brwiami. Ten chyba nie zrozumiał mojej aluzji bo dalej patrzył na mnie jakbym co najmniej miał mu tam urządzić striptiz. W zasadzie, to nawet długo by on nie potrwał bo wiele rzeczy do zdejmowania nie miałem. 

Ja jednak nie spełniłem jego dziwnych fantazji, czy cokolwiek on w tej swojej czarnej łepetynie myślał. Zamiast tego usiadłem okrakiem na jego kolanach i powolutku, odwracając jego uwagę moją zbliżającą się twarzą, sięgnąłem po żelki. Gdy w końcu udało mi się je dosięgnąć byłem tak blisko jego twarzy, że mógłbym wręcz policzyć jego rzęsy. Odsunąłem się szybko od niego i z tryumfem podskoczyłem trzymając w rękach upragnione słodycze. Yoongi w żaden sposób nie zareagował. Wciąż patrzył się na mnie ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. 

- Halo! Ziemia do Yoongiego! Czy ktoś mnie słyszy?

Pomachałem mu ręką przed twarzą, na co zamrugał kilka razy. Rozluźnił się nieco i spojrzał na mnie z wyrzutem po czym wyciągnął zza pleców kolejną paczkę żelków. No cóż. O tym nie pomyślałem. Już miałem mu coś powiedzieć kiedy usłyszałem dźwięk dzwoniącego telefonu. Szybko pobiegłem do sypialni, gdzie go zostawiłem, i odebrałem połączenie. 

- No co tam Taehyung?

- Cześć Jimin. Chciałem się tylko zapytać, o której się dzisiaj widzimy.

- Dzisiaj?

- No dzisiaj. Nie mów, że zapomniałeś?

- Zapomniałem? Niby o czym miałem zapomnieć? 

- Jimin! Obiecałeś, że pójdziesz dzisiaj ze mną poszukać prezentu dla Jungkooka!

- Prezent dla Kookiego? Przecież nie ma urodzin.

Tae westchnął ciężko przez słuchawkę, aż mnie wzięły wyrzuty sumienia. No ale przecież miałem rację. Urodziny Jungkooka są dopiero we wrześniu, a obecnie, jeśli mnie pamięć nie myli, mamy maj. A więc dosyć wcześnie jak na kupowanie prezentów urodzinowych.

Colors || YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz