Jestem zbyt młody i w ocenie porywaczy nieszkodliwy. Prawdopodobnie pomyśleli, że wpadłem w panikę. Biegnę, gdzie mnie nogi niosą. Nie spodziewają się ataku z mojej strony, to był ich największy błąd. Dzięki temu zostają zaskoczeni, uderzam pierwszego trzymającego Białego. Trafiam kantem dłoni w krtań, prawie jednocześnie nogą trafiam drugiego w twarz. Pierwszy krztusząc się pada na chodnik i próbuje złapać oddech. Jest na jakiś czas wyeliminowany. Robię największy swój błąd, chcę obezwładnić uderzonego stopą. Ten jest znacznie większy i cięższy ode mnie, wykorzystuje przewagę i stara się przejąć inicjatywę.
W Tym czasie po otwarciu drzwi z pierwszej taksówki wyskakuje mężczyzna z bronią, przyjmuje pozycje strzelecką. Szybko mierzy i strzela. Mam świadomość, że jestem na linii strzału. Porywacz przytrzymuje mnie i nie jestem w stanie szybko zareagować. Biały wcześniej to zauważa i w momencie jak pada strzał, zasłania mnie swoim ciałem. Zostaje trafiony w pierś, pada. Strzelający waha się, a ja już nie. Dopada mnie jakaś furia. Wszystko widzę przesłonięte krwią, błyskawicznie skręcam kark trzymającego mnie porywaczowi. Wyszarpuję z kabury pod pachą jego pistolet Glocka, doskonale znam ten typ broni. Bez patrzenia i zastanawiania, odbezpieczam. Strzelam bez chwili zwłoki i nie myślę, do kogo mierzę. Wyrobione odruchy w czasie wielogodzinnych treningów biorą górę, pakuję kule w napastnika jak do tarczy. Podobny los spotyka wszystkich, którzy przyjechali taksówkami. Poruszam się teraz jak w tańcu, wszystko jest płynne, niezakłócone przez najmniejsze wahanie. Nie panuję nad tym gdzie jestem i co robię, czy komuś postronnemu zrobię krzywdę, czy nie.
Przypadkowi obserwatorzy jak widzą i słyszą strzelaninę. Padają plackiem tam gdzie stoją. Kule przelatują nad ich głowami. Dzięki takiej reakcji nikt teraz nie ucierpiał, nabyte zachowanie zawdzięczają okresowym szkoleniom w Służbie Ochrony Cywilnej.
Często zwykłe przypomnienie w czasie szkoleń okresowych w zakładach pracy, o zasadach reagowania na zagrożenia wystarcza do uratowania komuś życia. Umiejętność udzielania pierwszej pomocy przećwiczona na manekinach jest tego najlepszym przykładem. Jesteśmy jednym z nielicznych krajów w europie, gdzie leżący na ulicy człowiek, nie pozostaje bez pomocy. Nawet, kiedy jest to osoba pod wpływem alkoholu, takich delikwentów później krają Kolegia do spraw wykroczeń. Sądy zajmują się rozpatrywaniem bardziej zawiłych spraw, a nie zwykłych dobrze udokumentowanych przewinień.
Siedziałem na ulicy, na kolanach trzymałem głowę Białego. Jedynie, co w tej chwili słyszałem i zapamiętałem to słowa Rajmunda. Jak do mnie mówił.
- Nie płacz Waw, jesteś wspaniałym kumplem. Teraz dołączę do żony i córeczki.
W takiej pozycji, tylko plączącego i tulącego głowę Białego. Zastał mnie przybyły pierwszy patrol Milicji. Stanęli z boku, obserwowali wszystko i czekali na posiłki. Zaraz po nich przyjechały inne radiowozy, trzy karetki pogotowia ratunkowego i najsłynniejsza w kraju. Łódzka Milicyjna Jednostka Antyterrorystyczna z Komendy Wojewódzkiej przy ulicy Lutomierskiej 108/112. Nadzorowana jest przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Wyskoczyli sprawnie z samochodów, rozbiegli się po całym terenie pobojowiska. Cześć z nich przyjęła pozycję zabezpieczającą. Pozostali sprawdzali czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Nie musieli się specjalnie wysilać, żyłem tylko ja.
Dzięki poświeceniu Białego nie byłem nawet ranny, miałem zaledwie kilka powierzchniowych zadrapań. Sprawdzili kieszenie wszystkich poległych, w poszukiwaniu dokumentów. Znaleźli tylko w ubraniach legitymacje służbowe naszych ochroniarzy. Musieli teraz powiadomić wojsko i opowiedzieć, jaką sytuacje zastali.
Służby armijne błyskawicznie ustaliły, kto z wojskowych jest w tej chwili w Łodzi. Powiadomili o zaistniałym incydencie Siły kosmiczne. Stary podporucznik zmobilizował wszystkich czynnych żołnierzy będących w tej chwili na terenie miasta. Była to nie wielka ilość mundurowych, składająca się głównie z obsady Wojskowej Komendy Uzupełnień, wykładowców, studentów i personel Wojskowej Akademii Medycznej mieszczącej się przy ulicy Źródłowej 52. Dowódca powiadomił ochroniarzy fabryki komputerów „Ner", w zdecydowanej większości są to emerytowani żołnierze jednostek specjalnych. Dalej w pełni sił i ciągle są niezwykle niebezpiecznie skuteczni.