Część 10

2 1 0
                                    

     Czas lotu był wyznaczony, tylko na potrzeby przetestowania zamontowanych nowatorskich urządzeń w pojeździe. Wszystkie parametry lotu miały być przekazywane do Centrum Kontroli Lotów i do Elbląskiego Ośrodka Badawczego.

Przez dwa dni mam przechodzić szkolenie w pilotowaniu na symulatorze lotu. Zapoznam się jeszcze z budową i wyposażeniem statku razem całą drużyną „ASEKUROCAL". Pod koniec pracowitego pierwszego dnia, do profesorów Kowalskiego, Nowaka oraz docenta Malinowskiego i mnie podszedł z Wojskowego Katowickiego Centrum Kontroli Lotów ekspert.

- Dzień dobry wszystkim – jestem podpułkownik Kukliński.

- Moim zadaniem jest zapewnienie pełnej współpracy armii z naukowcami cywilnymi. Jeżeli wystąpią jakieś problemy, postaram się wszystko załatwić – dodał z uśmiechem.

Właśnie wtedy dołączył do nas ojciec Niny i przy przywitaniu oprócz zwyczajowych słów grzecznościowych powiedział.

- Pan jest rodowitym mieszkańcem stolicy Śląska.

- Mieszkam tylko w Katowicach, pochodzę z Chorzowa.

Podpułkownik po tym zdaniu wydał mi się dziwny, w jego mowie nie wyczułem żadnego śląskiego akcentu. Tak charakterystycznego i wszech obecnego w tym mieście. Jestem długoletnim fanem klubu Ruch Chorzów, dziesiątki razy byłem na meczach rozgrywanych na stadionie Śląskim. Dogodne bez przesiadkowe połączenie kolejowe z Nysy i sąsiadujący ze stadionem Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku. Zawsze zachęcał nie tylko kibiców piłkarskich do odwiedzania Chorzowa. Tam oprócz kolejki linowej „Elki" poruszającej się po trójkącie. Obok stadionu i planetarium było masę innych atrakcji dla odwiedzających ten park rozrywki.

Poleciłem KAM-owi ukryć się, tak na wszelki wypadek. Bardzo dużo ludzi kręciło się w ośrodku i nie chciałem odpowiadać na zadawane pytania związane z jego budową i funkcjonowaniem. Błyskawicznie jak to on potrafi, przybrał barwy ochronne i już dla świata go nie było.

Piątek 29 maj 2015 dwa dni pobytu w ośrodku błyskawicznie minęły na nauce i treningu. Zaczęło się przygotowywanie do startu, ubrano mnie w kombinezon. Natomiast z bunkra przygotowawczego wyprowadzono statek kosmiczny doczepiony do rakiety matki. Wszystko zostało umieszczone na samojezdnej platformie startowej. Wczoraj wieczorem po ostatniej kontroli technicznej w promie umieściłem KAM-a i kazałem mu się schować. Moje zachowanie było trochę egoistyczne, lecz nie chciałem pozostawić go samego na ziemi.

Żegnany przez przyjaciół, naukowców, starego podporucznika naszego dowódcę zająłem miejsce w fotelu statku. Przypięto mnie pasami i podłączono łączność. Przygotowanie do startu odbywało sie pod czułym okiem filmujących kamer. Nad wszystkim czuwał podpułkownik Kukliński, zszedł z pokładu, jako ostatni. Wcześniej jeszcze dokonując pobieżnej kontroli. Wszystko było sprawne i po słowie start, poczułem na sobie siłę przyśpieszenia.

Na stanowisku startowym oprócz operatorów znajdował się stary podporucznik nasz dowódca, nadzorował osobiście wszystko. Patrzył uważnie na ręce obsługi lotu. Słuchał wszystkiego, co ja mówiłem i do mnie mówiono. Podczas przekazywania sterowania lotu do Wojskowego Katowickiego Centrum Kontroli Lotów. Statek nagle znikł nie tylko z łączności, lecz z radarów i obiektywów nagrywających lot kamer. Zapanowała kompletna cisza, żaden satelita, instrument i przyrząd nie wskazywał, że przed chwilą nastąpił start rakiety. Nastąpiła konsternacja i niedowierzanie. Staremu podporucznikowi momentalnie zabrakło tlenu w powietrzu. Bezsilny i bezradny wyszedł z pomieszczenia kontrolnego, drzwiami prowadzącymi do bunkra przygotowawczego. Dzieciak powierzony jego opiece, zaginął w sposób niewytłumaczalny. Stał tak bijąc się z własnymi myślami przez dłuższą chwilę. Nagle w sposób niewytłumaczalny przed jego oczami zmaterializowała się konstrukcja. Jakiej nigdy wcześniej nie widział i swoją budową nie przypominała niczego rozpoznawalnego?

AnturażWhere stories live. Discover now