Nieprędko opuściliśmy to miasto. Było zaskakująco duże, w porównaniu to poprzednich. Długo błądziliśmy uliczkami, jak najdalej od głównej drogi. Co jakiś czas robiliśmy przerwy, ponieważ Bella niestety nie była w zbyt dobrej kondycji. Jej stawy nie wytrzymywały już tak dużego wysiłku. Mimo że jako młody pies, miałem mnóstwo energii, musiałem zrozumieć moją mamę.Gdy słońce zachodziło, wreszcie dotarliśmy na obrzeża miasta. Wieżowce i duże budynki zniknęły, tak samo jak zatłoczone ulice. Zamiast nich pojawiły się ogromne pola i gospodarstwa. Konieczność zatrzymania się na noc zmuszała mnie do znalezienia jakiegoś dobrego miejsca wypoczynku. Słyszałem ciężkie dyszenie Belli, takie wyprawy zdecydowanie nie są dla niej.
Miałem coraz większe wrażenie że niestety nie dotrzemy we dwójkę do Julii. Wiedziałem że to daleka i męcząca podróż. Tego dnia zdałem sobie sprawę, że gdzieś będę musiał zostawić moją mamę. Ta myśl łamała mi serce, nie mogłem jej znieść. Bella miała jeszcze kilka lat przed sobą, zasługiwała na szczęśliwą i spokojną starość. Bałem się powierzyć ją komukolwiek, choćby tak dobrym ludziom jacy byli w moim schronisku. Obawiałem się że nikt nie zadba o nią prawidłowo. Mimo tego innego wyboru nie miałem, mama nie może ze mną iść. Moja misja polegała teraz nie tylko na odszukaniu mego szczęścia, ale również znalezieniu go dla Belli.
Suczka wyczuła mój niepokój i zrównała ze mną krok. Zaskomliła cicho sygnalizując że chce wiedzieć o co chodzi. Udałem więc że zajmuję się szukaniem odpowiedniego miejsca na nocleg. Rozejrzałem się wokoło, zrobiło się szaro, jedynie ostatnie promienie słońca lekko oświetlały niebo. W oddali widziałem światła domów, porozsypywane w różnych kierunkach. Przyglądałem się uważnie. Wiejski widok był dla mnie czymś nowym, całe dotychczasowe życie przebywałem w schronisku, w którego wokół były miasta.
Postanowiłem podążać w stronę najbliżej znajdującego się gospodarstwa, wybrałem jedno z wielu pojedynczych światełek i ruszyłem trochę szybciej w jego kierunku. Co chwila się oglądałem, Bella kłusowała za mną w odległości 3 metrów.
Po kilkunastu minutach stanęliśmy przed drewnianym ogrodzeniem. Za nim znajdował się duży "wybieg", dom i stodoła. Przeczołgaliśmy się pod płotem. Okazało się że dom przysłaniał widok reszty małych budynków i wybiegów, które bardzo chciałem zbadać. Podszedłem ostrożnie do stodoły i obwąchałem wejście. Ze środka czuć było zapach siana i jakiegoś zwierzęcia, aczkolwiek do moich uszu nie dotarł żaden dźwięk. Znalazłem w ścianie małą lukę i wkradliśmy się do środka. Zapach, który czułem uderzył we mnie dwa razy mocniej. Potrzebowałem chwili aby moje oczy przyzwyczaiły się do panującego wewnątrz mroku. Budynek był ogromny, większa jego część zapełniona była sianem, resztę zajmowały różne dziwne i zadziwiające (przewidując również ostre) przedmioty. W samym rogu stodoły znajdowała się klatka, nie mam na myśli tej klatki, w której żyłem w schronisku. Ta była o wiele większa oraz hmm.. ładniejsza? W każdym bądź razie wykonana z drewna, jak wszystko tutaj. Z owej "klatki" wydobywała się wspomniana woń. Gdy się przysłuchiwałem dochodziły stamtąd ciche dźwięki, westchnienia, prychnięcia. Kazałem Belli skryć się wśród siana, a ja sam powoli czołgałem się w stronę odgłosów. Znajdując się wystarczająco blisko, ujrzałem duży, ciemny kształt. Wyglądał jak duży pies! Ale pachniał z pewnością nie jak pies.
Zwierzę uniosło głowę, spojrzało na mnie i wydało dziwny dźwięk, który umieściłbym między szczeknięciem, a zaskomleniem. Następnie usłyszałem uderzanie jego "łapy" w ścianę. Byłem przerażony, tą dziwną istotą. Mimo tego podszedłem bliżej, nie wyczuwałem jej strachu, była raczej obojętna. Wywnioskowałem więc że zwierzę to miało już do czynienia z psem. Zebrałem się w sobie i wślizgnąłem się do środka. Zapach stał się jeszcze silniejszy. Oglądnąłem dokładnie stojącego przede mną towarzysza. Ależ on miał dziwny, kudłaty ogon! "Dziwnogony" tak go nazwałem.. Nie byłem pewny czy takie słowo istnieje, a jak nie to właśnie je stworzyłem. A więc "Dziwnogony" schylił się i zaczął mnie trącać swym również dziwnym pyskiem. Podniosłem łeb i popatrzyłem w jego ciemne oczy, a następnie polizałem po jego (tak tak dziwnym) nosie. W odpowiedzi dostałem dziwne prychnięcie. Spojrzałem na jego łapy.. OJEEJEJEJEJ ależ to naprawdę dziwne dziwne dziwne stworzenie. Jakie on miał twarde łapy. I po chwili skojarzyłem... Przypomniałem sobie Julię opowiadającą mi o koniach.. O zwierzętach pięć razy większych od mnie, które zamiast łap mają kopyta i posiadają długi ogon i grzywę. Jak bardzo lubi na nich jeździć. Jak zakłada im specjalne "siodło" i wiele innych rzeczy, których nazw nie pamiętam, wsiada i rusza! Pamiętam jej opowiadania o tym jakby chciała abym kiedyś z nią pojechał do stajni i podążał za nią gdy jedzie.
"-Lubisz marchewki? Podsunęła mi pomarańczowe warzywo pod nos. W odpowiedzi prychnąłem i odwróciłem pysk. Julia się zaśmiała. -Konie je uwielbiają"
Na to wspomnienie zrobiło mi się ciepło w środku. Julia lubi konie? Nie ma sprawy! Ja też lubię!Wybiegłem z boksu, poszedłem po Bellę i przy okazji nawet znalazłem marchewki! Wziąłem jedną do pyska i wróciłem do konia. Moja mama, widząc go cofnęła się i skuliła ze strachu. Zmachałem ogonem dając jej znać że wszystko w porządku. Wszedłem ponownie i położyłem marchewkę pod kopytami mojego (już) przyjaciela, a on schrupał ją z radością i zarżał zadowolony (tak, tak nazywa się ten dźwięk, który umieściłem między szczeknięciem a skomleniem... Konie rżą). Bella również powoli podeszła do konia i dała się obwąchać oraz trącić pyskiem.
Po tym wielkim odkryciu, nagle poczułem się bardzo zmęczony. Ułożyłem się, w sianie obok mamy i zasnąłem.
* * *
Obudził mnie trzask drzwi i wesołe rżenie. Bella dalej spała obok mnie. Wychyliłem się lekko zza sterty siana i spojrzałem w stronę odgłosów. Po stodole chodził człowiek. Chciałem szybko schować się z powrotem lecz mężczyzna już mnie zauważył.
-A kogo my tu mamy?- podszedł do mnie i przykucnął- Chodź kolego.
Podszedłem do niego powoli i dałem się pogłaskać. Za mną pojawiła się również Bella.
-O! Masz też koleżankę?- podrapał mnie za uchem- No cóż w sumie przyda mi się kolejne 8 łap do pomocy.. Słyszysz Izar?- odwrócił się do konia, a ten prychnął w odpowiedzi- Będziesz miał towarzyszy. Myślę że Pongo się ucieszy.Jak się okazało Pongo był starym psem rasy ogar polski. Nie zwrócił na nas szczególnej uwagi. Mężczyzna od razu nas nakarmił i napoił. Zacząłem ufać temu człowiekowi, co było dość trudne patrząc na wczorajszą sytuację. Bella od razu przekonała się do tego człowieka. Gdy tylko na nią spojrzał machała uradowana ogonem.
I znowu do mojej głowy wróciła myśl. A może tu jest miejsce Belli? Na to pytanie przez kilka dni szukałem odpowiedzi.–-------------------------------------------------------------
Hej hej
Staram się wracać do regularności, ok? No ale szkoła pfff..
Ale piszę to bo chciałabym podziękować za 200 wyświetleń.. Wow.. Dla niektórych to mało.. No bo to prawda.. Ale mimo tego cieszmy się! 😇😇
![](https://img.wattpad.com/cover/100871533-288-k247431.jpg)
CZYTASZ
Trop- psia podróż do szczęścia
AdventureHistoria pisana z perspektywy psa. Dwu letniego Magnuma, który całe swoje dotychczasowe życie spędził w schronisku. Nagle w jego życiu pojawia się ONA. Piętnastoletnia Julia. Podczas wakacji u kuzynki postanawia zacząć wolontariat w schronisku...