"Lepiej zapobiegać, niż... - Prolog"

977 32 14
                                    

"Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, 
jaki zadaje sobie pod słońcem? 
 Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi, 
a ziemia trwa po wszystkie czasy. 
 Słońce wschodzi i zachodzi, 
i na miejsce swoje spieszy z powrotem, 
i znowu tam wschodzi. 
Ku południowi ciągnąc 
i ku północy wracając, 
kolistą drogą wieje wiatr 
i znowu wraca na drogę swojego krążenia. 
 Wszystkie rzeki płyną do morza, 
a morze wcale nie wzbiera; 
do miejsca, do którego rzeki płyną, 
zdążają one bezustannie. 
 Mówienie jest wysiłkiem 
nie zdoła człowiek wyrazić [wszystkiego] słowami. 
Nie nasyci się oko patrzeniem 
ani ucho napełni słuchaniem. 
 To, co było, jest tym, co będzie, 
a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: 
więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. 
Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: 
«Patrz, to coś nowego» - 
to już to było w czasach, 
które były przed nami. 
 Nie ma pamięci o tych, co dawniej żyli, 
ani też o tych, co będą kiedyś żyli, 
nie będzie wspomnienia u tych, co będą potem."  - Księga Koheleta (cytat ten będzie towarzyszył nam przez całą książkę.)

Ryk syreny wyrywa mnie ze snu. Od kilku dni śpię w domu sam. Moi współlokatorzy wyjechali za granicę. Jednego z nich, dwudziestojednoletniego studenta medycyny, skusiła imprezowa Ibiza ze swoimi kurortami i dyskotekami.
Drugi, dziewiętnastoletni maturzysta, wybrał się na zimne, szare i mokre Wyspy Owcze. Ciągnęła go malowniczość pięknych, górzystych krajobrazów.
Krótkie wczasy.
Wstaję z łóżka i pośpiesznie wkładam na siebie zielone bojówki. Uniwersalne spodnie. Wiele kieszeń. Nic dziwnego, że były one częścią umundurowania harcerzy. 
Od dawna spodziewałem się wojny atmowej. Media o tym trąbiły przez cały czas. Ja też się naczytałem wiele postapokaliptycznych powieści. Na osiedlu miałem status nieszkodliwego dziwaka. Cóż, jak inni nie wiedzą co się dzieje, ja jestem już ciepło ubrany. Mam przygotowany wielki plecak. Na wszelki wypadek. Wygrzebuję go z szafy. W środku jest rozmaity ekwipunek, muszę sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu. Wkładam rękę do wojskowego plecaka ze stelażem i wymacuję nawierchnie pucowego śpiwora. Podstawa mojego ekwipunku. Czuję również dotyk metalu i sadzy; to moja lekko przypalona menażka z niezbędnikiem w środku. Wyczuwam również zimny plastik butelek wody i stożkowy kształt butelek napoju energetycznego. Kształt puszki to mięsne konserwy. Rącza apteczki samochodowej. Bawełniane sznurowadła moich adidasów. Skórzana powierzchnia czarnej kurtki. Zmiętek jakiś ciuchów. I chyba najważniejsze, maska służąca do sprejowania i ciemne gogle narciarskie.
Zapinam główną komorę, na samą górę kładę wcześniej wyjęty bochenek chleba i różową karimatę, dopiera wtedy zapinam klapę.
Szybko przetrząsam boczne kieszenie plecaka. Szare mydło, szczoteczka, rolka PowerTape'a, dwie paczki chusteczek nawilżanych dla niemowląt. Wszystko się zgadza.
Zdejmuję łuk bloczkowy ze stojaka. Obok niego leży dziesięć ostrych strzał w kołczanie. Biegnę do kuchni. Biorę drugi bochenek chleba i wielki nóż kuchenny. Chleb pakuję do plecaka. Nóż zatykam za pasek. Ubieram ciepły polar. Na nogi zakładam szare trapery.
To wszystko w ciągu czterech minut.
Alarm wyje ostrzegawczo przez dwanaście. 
Biorę kij bejsbolowy. Zatykam go sobie za polar. Po wielu próbach w końcu mi się to udaje. Łuk trzymam w ręce. Kołczan ze strzałami jest na plecach. Wkładam do kieszeni portfel ze wszystkimi dokumentami. Pewnie mi się nie przyda, ale robię to z przyzwyczajenia.
Przypominam sobie o jednej rzeczy. Chowam książkę pod tytułem "ABC Harcerza" do plecaka. Pewnie pomoże mi w wielu sprawach. Po chwili namysłu biorę również jakąś książkę Stephena Kinga i upycham do kieszeni w klapie plecaka.
Osiedla Pustki Cisowskie, Demptowo, Cisowa i Chylonia są ze sobą połączone piwnicami. Znaczy to, że z Pustek Cisowskich można przejść na zupełnie inne osiedle pod ziemią. Około sześć kilometrów tuneli. 
Pośpiesznie chowam dwie paczki zapałek do kieszeni.
Biorę klucze od mieszkania i od piwnicy. Ponownie wbiegam do kuchni. Pakuję do plecaka jeszcze sporo wędliny i butelkę wody z lodówki. Zapinam plecak i nakładam go sobie na plecy. Otwieram frontowe drzwi do mieszkania. Wybiegam z domu. Zamykam mieszkanie. Zbiegam do piwnicy. Znajduje się ona pięć metrów pod ziemią. Wchodzę do piwnicy. Na razie zostawiam otwarte drzwi. Może ktoś jeszcze ucieknie?
Wiedziałem, że uderzy w Gdynię. Centrum polskiej Marynarki Wojennej. 
Wbiega do piwnicy jeszcze pięć osób. Moi sąsiedzi. Ubrani w ciepłe ubrania. Wszyscy mają plecaki wypełnienione pożywieniem. Czyli jednak lekcje w świetlicy osiedlowej nie poszły na marne. Jeden ma nóż myśliwski, drugi - maczetę. 
Mija dziesiąta minuta od mojej nagłej pobudki. Zamykam drzwi od piwnicy na klucz.
Nakładam strzałę na łuk. Biegnę wąskimi tunelami około pięćdziesiąt metrów. Słyszę, że ludzie biegną za mną. Dobiegam do końca piwnicy w moim bloku. Łącznie jest nas dwudziestu trzech. Wszystkich znam. Wsyscy wiedzą o moim małym hobby, ale chyba dopiero teraz uznali je za przydatne. Krzyczę do nich  słowo:
- Na ziemię!
Zamykam oczy. Niemal słyszę wybuch i krzyki setek ludzi. Pewnie walnęło obok portu. Albo w dowództwo. 
Muszę się pożegnać z tamtym życiem. Życie u góry nigdy nie istniało. Teraz, wszystko zaczyna się od nowa.

Uniwersum Metro 2033 - "Brutalność" (Trójmiasto)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz