"Wędrowiec"

245 8 7
                                    

(Przed czytaniem odpal muzykę)
W piwnicy znajdujemy dwie siekiery, dwa śpiwory, trzy baniaki wody i, co najważniejsze, pięć kanistrów benzyny. Przeprowadzamy się do nowej piwnicy. Od naszego bloku jest oddalona o zaledwie osiem metrów, więc jesteśmy w stanie utrzymać stałe połączenie między piwnicami. Nasze nowe miejsce noclegowe jest bardzo przestronne. Jest tu nawet mniej tego cholernego wszechobecnego białego tynku niż w normalnych piwnicach. Na szczęście. W sumie, to trochę musi minąć, aby już nikt już nie dbał o to czy jest brudny czy nie. Przywłaszczenie sobie tej piwnicy było jednym z naszych najlepszych pomysłów. Przygotowujemy małą brygadę zwiadowczą. Idą te same osoby co zwykle. Benek, Roman, Jarek, Ryszard i Ja. Idziemy do bloku naprzeciwko. Tak jak myśleliśmy. Czysto. Nikt się nie uratował z pod trzynastki. Trudno. Wyłamujemy drzwi do niektórych piwnic. Może "wyłamujemy" to złe słowo, ponieważ po prostu rozbijamy siekierami drzwi ze spróchniałego drewna. Mamy siedem kanistrów benzyny, kilkanaście młotków, siedem baniaków wody i czterdzieści konserw. W jednej piwnicy znaleźliśmy kilkadziesiąt słoiczków, z domowo robionymi marynowanymi warzywkami. Nasze "imperium" staje się coraz większe. Dzień temu nawet nie myślałem, że będę rabował innych."Dzień temu nie myślałeś również o bombie atomowej, prawda?" - podpowiada mi jakiś głosik w głowie. Tworzymy magazyn w naszym dawnym miejscu spania. Teraz ilość posterunków wartowniczych się zmniejszy. Wystarczy tylko obstawiać boczny tunel do ocalałych z siódemki. No i przynajmniej jeden wartownik do pilnowania magazynu i jeden do pilnowania awaryjnego generatora prądu. Idę do Tomka, mojego zastępcy. Akurat wydaje polecenia innym. Ostatnio ustaliliśmy, że musimy zabarykadować wszystkie wyjścia na powierzchnię. Ciężkie, metalowe drzwi pamiętające jeszcze czasy PRL - u nie wystarczają. Wszyscy, prócz naszych, powiedzmy z braku lepszego słowa "wojskowych" biorą się do roboty. Głównym materiałem są wyważane drzwi od piwnic, rowery, stare meble i przedawniony sprzęt RTV - AGD.
- Tomek, chodź na słówko.
Odchodzimy do bocznego tunelu gdzie stoją dwaj wartownicy - dwudziestoletni student Zenon i szesnastoletni piroman z Bożej łaski, Rafał. Chyba są kuzynami, już sam nie pamiętam.
- Strzała! Jak tam? - zagaduję do Zenka.
- Spokojnie. Nikt się nie pojawił. - odpowiada mi.
- O czym chciałeś ze mną pogadać? - pyta się mnie Tomek.
- Ciiiiiii! - karci nas nagle Rafał.
- O co chodzi? - pytam się go agresywnym tonem, ponieważ nienawidzę jak ktoś mi przerywa.
- Tam ktoś jest! - mówi szeptem Rafał.
- Poświeć! 
Kieruje smugę światła z latarki do tunelu.
Naszym oczom ukazuje się dobrze zbudowany mężczyzna przeciętnego wzrostu, w jednej ręce dzierży kastet, w drugiej - rozbitą butelkę po winie, w środowisku kiboli taka broń nazywa się szklany tulipan. Szczelnie otulony zielonym płaszczem zamiera w bezruchu. Z kieszeni siwych dresów wystaje scyzoryk - nie taki mały, szwajcarski tylko scyzoryk większych rozmiarów. Sznurówki w czarnych glanach ma rozwiązane. Pod nieco podniszczonym kaszkietem mierzwią się krótkie, ciemne włosy. Źrenice jego piwnych oczu kurczą się pod wpływem silnego natężenia światła. Blizna przy prawym oku przecina jego twarz na wskroś. Z zewnętrznej kieszeni płaszcza usytuowanej na piersi nieśmiało wystaje pięknie zdobiony kieszonkowy zegarek. Kiedyś za taki w lombardzie dostałbyś fortunę. Teraz... Ma tylko sentymentalną wartość. 
Pośpiesznie wygrzebuję łuk z pochwy, sięgam za plecy po strzałę. Sekundę potem celuję już w  obcego przybysza.
- Stój tam gdzie jesteś! - krzyczę na całe gardło.
Kątem oka widzę jak Zenek i Rafał wyciągają swój oręż – Zenkowi trafił się nóż kuchenny,więc może go wyciągnąć bez upuszczania latarki, a Rafałowi tasak. Tomek już stoi gotowy do walki z młotem dwuręcznym w dłoniach.
- Upuść broń! 
Słyszymy jak powoli kładzie szklanego tulipana i kastet na ziemię. 
- Nóż też!
- Dobra, K***a! - ma niski głos.
Słyszymy również jak rozsądnie rzuca nóż na podłogę.
- Imię, miejsce zamieszkania i zamiary!
- Nazywam się Majer i przychodzę z osiedla Cisowa! Mam pokojowe zamiary, jestem tylko wędrowcem!
Te słowa dają nam do myślenia. Wędrowiec? Po apokalipsie? I do tego przychodzi z Cisowej? To jest dwa kilometry drogi stąd, piwnicami pewnie z osiem kilometrów drogi.
- Co z nim robimy?
Szybko zbieram myśli i analizuję naszą sytuację.
- Wpuśćmy go tutaj. Nakarmimy i może przyjmiemy go do naszej społeczności. Pewnie ma sporo do powiedzenia.
- EJ! Nie zapomnieliście o mnie?
- Weź broń i chodź do nas. - mówię spokojnym głosem.
Bierze swoje uzbrojenie i rusza do nas. Jest młody, ma pewnie trzydziestkę. I tak starszy ode mnie. Mam tylko tylko te siedemnaście lat, ale w naszej enklawie jestem największym niepodważalnym autorytetem. Dziwne.
- Chodź. - mówi Tomek.
- A wy zostańcie! - mówię do wartowników.
Prowadzi nas do naszego starego „centrum”, gdzie dalej, mimo przeprowadzki znajduje się punkt wydawania jedzenia. Stajemy przed stolikiem wielkości szkolnej ławki. Zwisa z niego lekko zabrudzona już tablica z napisem „WYDAJKA”. Za stolikiem stoi czterdziestodwuletnia kobieta ubrana w proste dżinsowe spodnie i bezrękawnik. 
- Basia? - mówię do niej.
- Hmmmm?
- Trzy kromki chleba z mielonką i, powiedzmy, litrowa butelka wody. - mówię.
- Się robi. A kim jest ten jegomość za tobą? - patrzy na Majera podejrzliwym wzrokiem.
Majer już otwiera usta żeby odpowiedzieć, ale dyskretnym kopniakiem daję mu do zrozumienia, aby zamilknął.
- Mój gość specjalny... - odpowiadam wymijająco.
- Chyba nie z naszego bloku, co? 
Głupia cwaniara.
- Przyszedł z... Eeee.... Sępiej. Sępiej siedem.
- W porządku.
Robi Majerowi kanapki. Podaje wodę. Przygotowane "danie" stawia na wydajce.
- Masz. - podaję jej dwa papierosy wraz z zapalniczką. - Zrób sobie przerwę, idź zapalić.
Odchodzi do środkowego tunelu. Teraz papierosami przekupisz chyba każdego. Mam jeszcze karton w piwnicy. 
Majer bierze swoje pożywienie, siada na ziemi i zaczyna jeść. Siadam obok niego razem z Tomkiem.
- Majer to raczej nie jet twoje prawdziwe imię, co? - mówi Tomek do przybysza.
- Mam na imię Mieczysław, ale nazwisko to Tetmajer. Wolę więc, jak mówią do mnie Majer. - mówi z pełnymi ustami.
- Słuchaj. Mamy do Ciebie sprawę...

Uniwersum Metro 2033 - "Brutalność" (Trójmiasto)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz