Recital Lii powoli się zbliżał, a Louis nadal nie odpowiedział na zaproszenie. Lia zawracała mu tym głowę jeszcze dwa razy, ale za każdym razem unikał tematu i rozpraszał ją czymś innym; Harry na niego nie naciskał.
Louis wiedział, że nie robił nic w dniu recitalu- Zayn się o to upewnił- ale nie był pewien czy powinien iść, czy nie.
- Po prostu idź. - Powiedział mu Zayn rano w dniu recitalu, podczas gdy zmywał naczynia po śniadaniu.
- Ale to dziecięcy recital, Z. Jakby, dzieci i wszystko.
- Wow.
- Nie, mam na myśli, jakby, - przerwał Louis z ciężkim westchnieniem, chrząkając, gdy zgarbił się nad stołem. - Dziecięce recitale są dla rodziców i rodziny, a nie... Nie dla rodzica dziecka nowego może-chłopaka.
Zayn prychnął. - Może-chłopak, proszę cię.
- Tak, może-chłopak. Zamknij się. Nie o to chodzi.
- A o co chodzi?
- Nie powinno mnie tam być. Ten recital nie jest przeznaczony dla mnie.
- Louis, oni cię stamtąd nie wykopią.
- Nie, ale to będzie dziwne, prawda? Siedzenie na widowni otoczony tymi wszystkimi rodzicami? - Zastanawiał się Louis, spoglądając na swoje ręce. Stuknął palcem w swoje pokryte tatuażami przedramię z małym grymasem, cicho kontynuując. - Uważam, że to będzie całkiem cholernie oczywiste, że tam nie pasuję.
Zayn nie odpowiedział; woda z kranu nadal leciała przecinając ciszę, potem było słychać skrzypienie krzesła o podłogę. Louis podniósł wzrok i zobaczył jak Zayn siada na wolnym miejscu obok niego z grymasem na twarzy. - Tatuujemy rodziców cały czas, Lou, wiesz, że to gówniany powód.
- Ale oni będą wiedzieć.
- Czy to ważne?
Louis rozważył to i wzruszył ramionami. - Przypuszczam, że nie, ale to nadal... Nie wiem. Naprawdę czuję, że nie powinienem tam iść.
- To nie idź.
Louis przytaknął jakby się zgadzając, ale potem szybko potrząsnął głową. - Ale Lia osobiście mnie zaprosiła. Nie mogę powiedzieć nie, prawda?
Zayn tylko wzruszył ramionami.
- Nie mogę powiedzieć nie. Więc, powinienem iść?
Louis znów spojrzał na Zayna, ale Zayn ponownie tylko wzruszył ramionami. Zawsze pomocny.
- Masz rację. Powinienem pójść. - Powiedział Louis. - Pieprzyć to, idę.
I tak właśnie Louis znalazł się pod szkolnym audytorium w sobotnie popołudnie, ubrany w parę ładnych spodni i koszuli na guziki, szelki oraz ze zbyt dużym bukietem fioletowych kwiatów. 23 minuty spóźniony. To nie był jego rekord (raz przyszedł kilka dni spóźniony na umówioną wizytę u dentysty, ale miał wytłumaczenie), ale było wystarczająco późno, że światła już były zgaszone (na szczęście) i dzieciaki były już na scenie. Wkradł się tak cicho, jak to możliwe i zajął miejsce na tyle, ostrożnie umieszczając bukiet na swoich kolanach.
Nie zajęło mu to długo, by dostrzec Lię na scenie. Była tam grupa około 15 dzieci, które potykały się na scenie, w tle leciała muzyka klasyczna. I może był stronniczy, ale przysięgał, że Lia wyróżniała się spośród pozostałych dzieciaków- i totalnie rozjebała swoje plie, kiedy pozostała czwórka potykała się o własne stopy. Louis był może bardziej, niż trochę dumny i zdecydowanie troszkę (całkowicie) oczarowany.
CZYTASZ
If my heart was a compass, you'd be north /larry tłumaczenie pl/
FanfictionWszystko, co tak naprawdę obchodzi Louisa to jego deskorolka, tatuaże, piłka nożna i jego rodzina. Ma pracę, którą (przeważnie) kocha i (małą) garstkę dobrych przyjaciół i w wieku 24 lat jest raczej zadowolony ze swojego życia... dopóki niemal nie z...