Imaginowy challenge z wowsonowej grupki na fb. Nie wiem czym się charakteryzują imaginy, więc probabli nie umiem ich pisać, ale enjoy, bo wowson to superowy ship.
Trzy słowa klucz: deszcz, neon, bluza.
~
Byeongkwan po raz kolejny przeklął pogodę i swoją naiwność, kiedy wychodził z domu i uznał, że brak kurtki będzie dobrym pomysłem. Przed nim była ściana deszczu, za jego plecami natomiast zamknięte chwilę wcześniej drzwi do baru, w którym spotkał się ze znajomym. Na jego nieszczęście Jun musiał szybciej wrócić do domu, zostawiając go samego.
A on jak głupi, zamiast też wyjść od razu, dał się zagadać temu głupiemu barmanowi, który miał to swoje głupie spojrzenie, które dawało mu wrażenie, że w pomieszczeniu są tylko oni. Byeongkwan nawet nie wiedział, jak chłopak ostatecznie się nazywał oprócz tego, że jakaś kobieta wołała do niego „Wow". I zamiast zapytać o imię albo poprosić o numer (bo był przecież dorosłym człowiekiem, który mógł zawierać nowe przyjaźnie w barach, prawda?), to po prostu wyszedł za resztą klientów, widząc, że zbliża się godzina zamknięcia. Niestety pozostali byli wyposażeni w samochody przyjaciół gotowych ich odwieźć albo portfele i telefony z numerem na taksówkę. Na tę ostatnią opcję Byeongkwan by się nawet skusił, gdyby nie to, że bateria w telefonie mu padła i miał aktualnie przy sobie sumę pieniędzy wystarczającą ledwo na paczkę gum do żucia, ale na pewno nie na podróż do domu.
Przeklął po raz kolejny, wciskając się bardziej we wnękę na drzwi, żeby chociaż jakoś uniknąć chłodnego podmuchu wiatru. Jeśli pogoda szybko się nie uspokoi, to będzie musiał w tym deszczu iść do domu na pieszo. Już na samą myśl przechodziły go dreszcze. Westchnął ciężko, patrząc do góry, ale zanim jego wzrok padł na szare niebo, zatrzymał się na jaskrawym neonie z nazwą baru. Tandetna ozdoba migała, pokazując słońce w okularach przeciwsłonecznych. Byeongkwan prychnął pod nosem na ironię tego symbolu. Tak bardzo skupił się na neonie, że nie usłyszał otwieranych drzwi, dopóki prawie nie wpadł do środka. Powstrzymała go czyjaś ręka.
— Wszystko w porządku? — Usłyszał znajomy już z dzisiejszego wieczoru głos. Szybko stanął z powrotem o własnych siłach, lekko się rumieniąc i pokiwał energicznie głową, starając się nie patrzeć na barmana.
— Myślałem, że idziesz do domu? — spytał chłopak, zamykając drzwi na klucz.
— Ja też — mruknął Byeongkwan. — Ale pogoda mi nie pozwala...
Barman jakby dopiero teraz zauważył szalejącą ulewę i odruchowo się skrzywił.
— Nie masz, jak wrócić inaczej niż na pieszo? — spytał, chowając klucze do kieszeni i patrząc na chłopaka ze zmartwieniem. Ten tylko pokręcił głową, z powrotem opierając się o zamknięte drzwi i krzyżując ręce na piersi, aby chociaż trochę się ogrzać, bo stał tam już całkiem długo. Barman przygryzł wargę, jakby kalkulując coś w głowie, aż w końcu się odezwał i gdyby tylko Byeongkwan na niego patrzył, to może pomimo słabego oświetlenia latarni i neonów, zobaczyłby, jak zaróżowione chłopak miał przez to poliki.
— Mieszkasz niedaleko z tego, co mówiłeś, nie? Mogę cię podwieźć.
Niższy natychmiast spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.
— Naprawdę?
— No... — Speszył się chłopak. Uśmiech, który otrzymał, wynagrodził mu jednak całe zawstydzenie, które musiał przełknąć, żeby złożyć taką propozycję. Wtedy też zauważył dreszcz przechodzący ciało niższego. Natychmiast rozpiął swoją bluzę i podał ją chłopakowi.
— Ale masz, załóż to, bo zamarzniesz — powiedział szybko. Byeongkwan chciał odmówić, ale czując kolejny powiew wiatru, cicho wymamrotał podziękowania i tylko założył na siebie bluzę, od razu ją zapinając. Razem szybkim krokiem przeszli przez ulicę, nie trudząc się z szukaniem przejścia dla pieszych — o tej godzinie i tak mało kto używał tej drogi. Wsiedli do samochodu i cała podróż minęła im jedynie z instrukcjami Byeongkwana, jak powinni jechać. Po kilku minutach byli na miejscu i chłopak już chciał zdejmować bluzę, ale w ostatniej chwili został powstrzymany.
— Czekaj, zostaw. Pewnie ciągle ci zimno... możesz mi ją oddać innym razem... Dam ci mój numer, hm? — zasugerował barman, na co Byeongkwan przystał, kiwając głową. Kierowca sięgnął na tylne siedzenie, biorąc do ręki notatnik i przyczepiony do niego długopis i szybko zapisał w rogu kartki rząd cyfr oraz swoje imię. W tym czasie Byeongkwan śledził wzrokiem krople deszczu uderzające w szybę samochodu, próbując powstrzymać uśmiech, który bardzo chciał wkraść mu się na usta. W końcu dostał kawałek obdartej kartki, za co podziękował i pożegnał się z chłopakiem, dziękując też za podwiezienie. Praktycznie pobiegł do domu, żeby nie zmoknąć przez ten krótki dystans, który miał do przebycia do swoich drzwi. Gdy już zamknął je za sobą, pierwszą rzeczą, którą zrobił, było wyjęcie z kieszeni ręki, w której mocno ściskał niewielką kartkę.
— Seyoon — przeczytał na głos i tym razem pozwolił, aby jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu. Może ten wieczór nie był jednak aż takim błędem.
CZYTASZ
one shots [GOT7, BAP, Day6 & more]
Fanfiction{"And when we're together, no one could ever tell me to leave. And that's how I know, wherever we are, We're never apart"} Kpopowe, gejowe oneshoty. Na chwilę obecną w środku znajduje się: ★yugbam x8 ★jaehyungparkian ★daejae ★banglo...