Rozdział 1 - Przyjaciel

668 31 6
                                    

Odkąd pamiętam, nigdy nie lubiłem przebywać w szpitalu. Zapach dziwnych specyfików, widok ludzi w białych fartuchach wywoływał u mnie gęsią skórkę. Oparłem głowę o ścianę, przymykając oczy. Siedziałem już tu kolejną godzinę. Personel szpitala spoglądał na mnie krzywym spojrzeniem. Westchnąłem ciężko. Mogłem sobie tylko wyobrazić jak wyglądałem w tym momencie, ale cóż się dziwić. Wróciłem prosto z walki, moja twarz była umorusana, a ubranie lekko podarte. Nie miałem siły jednak się przebrać. Coś w środku ściskało mnie z niewiedzy na temat stanu zdrowia Sakury. Gdy zamykałem oczy widziałem jej zarumienioną twarz. Jej zielone oczy. Piękne oczy, na które już wcześniej zwróciłem uwagę. Przymknąłem oczy przypominając sobie małą Sakurę Haruno. Tą małą różowowłosą dziewczynkę, która na głowie miała czerwoną kokardę. Która była najbardziej wstydliwą osobą jaką w życiu poznałem. Była. Bo teraz jest najodważniejszą kobietą na świecie. Najinteligentniejszą i najsilniejszą. 

Pamiętam moment, kiedy byłem mały i stojąc przy jednej z balustrad, jedząc kulkę ryżową patrzyłem na Konohę. Wyobrażałem sobie siebie za kilka, kilkanaście lat i rozmyślałem jak będzie wyglądać moje życie. Patrzyłem na miasto, które mieniło się w świetle zachodzącego słońca. Przez treningi z Itachim czułem się obserwowany. Wiedziałem jednak, że tutaj nic nie może mi się stać. Powoli odwróciłem się i zauważyłem dziewczynkę w moim wieku. Patrzyła na mnie swoimi zielonymi jak wiosenna trawa oczami. Widziałem te radosne iskierki w oczach i trzymane w dłoniach coś ładnie zapakowanego. Widziałem też jak na jej policzki wkrada się rumieniec, a po chwili sama zainteresowana spuszczając głową na dół, czmychnęła za najbliższe drzewo. Spoglądałem jeszcze chwilę w miejsce, gdzie przed chwilą stała różowowłosa. Wzruszając ramionami, zacząłem kierować się powoli do mojego domu. Przed oczami jednak cały czas miałem te zielone oczy. 

Stojąc teraz na szpitalnym korytarzu i przypominając sobie tą chwilę, nie wiedziałem jeszcze jak ważną rolę ta wtedy niepozorna dziewczynka odegra w moim życiu.  Jak bardzo zmienią się moje uczucia względem niej. Westchnąłem ponownie. Życie potrafiło zaskakiwać i ja już się o tym nie raz przekonałem. Przez ten czas nauczyłem się ,,nie oceniać książki po okładce". Najlepszym dowodem tego była Sakura. Kiedyś to ja musiałem ją osłaniać, walczyć o jej życie. A teraz? Jako kunoichi nauczyła się walczyć, bronić, ale i również ratować życie innych shinobi. Jej życie było zbyt cenne, żeby mogła zginąć. Jako medyczny ninja, nie miała prawa osłaniać mnie swoim ciałem. Złamała zakaz, którego miała przestrzegać. Ze złości uderzyłem pięścią o ścianę. Nie powinna pozwolić mi przeżyć. Nie powinna mnie zasłonić. Nie miała prawa ratować tak wyprutego człowieka. Nikt nie zwróciłby uwagi na śmierć Sasuke Uchihy. Chyba że moi wrogowie. Nie miałem przecież rodziny. Ludzie się mnie bali. Byłem wyrzutkiem. Nawet teraz stojąc tutaj, w miejscu gdzie leczy się wszystkich niezależnie od marginesu społecznego czułem nieprzychylne spojrzenia. Wiedziałem, że tak będzie. Nie przejmowałem się tym tak bardzo, jednak odczuwałem pewne ukłucia w okolicach klatki piersiowej. Dawny Sasuke olałby to, ale ja już nie chciałem taki być. Nie mogłem. Sakura poświęciła się żebym ja żył. Nie mogłem przejść koło takiego daru losu obojętnie. Osunąłem się po ścianie i spuściłem głowę na dół. Nie pozostało mi nic innego niż czekać na jakieś wieści o stanie zdrowia Haruno. 

Poczułem szturchnięcie w ramie, które z każdą mijającą sekundą rosło. Powoli podniosłem swoje czarne spojrzenie osobę, stojącą nade mną. Jednak pierwsze co rzuciło mi się w oczy to brązowy kubek, który znajdował się tuż przed moim nosem. Aromat kawy w mgnieniu oka pobudził moje szare komórki. 
- Nareszcie, już myślałem że nigdy się nie obudzisz. 

Głos Naruto dopiero po chwili dotarł do mnie. Usnąłem. Ja na prawdę usnąłem, a miałem przecież czekać na jakieś informacje o stanie zdrowia Sakury. Momentalnie poderwałem się o mało co nie wylewając boskiego naparu. Uzumaki widząc moją minę westchnął i odwrócił wzrok na znajdujące się niedaleko drzwi. Również powiodłem tak wzrokiem jednak nic nie rozumiałem.  

- Nadal nie ma żadnych wieści na temat stanu zdrowia Sakurci. - spojrzałem na jego twarz, która w kilka sekund wykrzywiła się w grymasie bólu. 

- Jak myślisz...czy ona...- nie byłem w stanie wypowiedzieć tego słowa. Jednak te myśli ciągle kłębiły się w mojej głowie i nawet moje gorące zapewnienia własnego siebie, że przecież Sakura jest silna nic nie dały. 
- Nawet tak o tym nie myśl Sasuke ! Sakura-chan jest najsilniejszą kobietą jaką. Nie umrze, nie może. Obiecała mi tak wiele rzeczy. Na pewno nie umrze, słyszy? Dattebayo ! - dłoń blondyna zacisnęła się w pięść, a w jego oczach zaczął płonąć prawdziwy ogień. Ogień nadziei, który i mi się udzielił, dzięki czemu na moją twarz wpłynął lekki uśmiech. Naruto miał rację. Sakura da radę. 

- Chodźmy stąd Sasuke. Musisz się odświeżyć. - I nie czekając na moją reakcje pociągnął mnie ku wyjściu ze szpitala. 
- Głąbie czekaj ! - szybko otrząsnąłem się z pierwszego szoku i wyrwałem się blondwłosemu narwańcowi. Ten spojrzał na mnie nie zrozumiale. - Gdzie ja mam iść? 

To pytanie krążyło po mojej głowie od początku powrotu do wioski. Nie chciałem narzucać się nikomu szczególnie, że nie miałem już żadnej rodziny. Moje nastawienie dzisiaj nie było buntownicze jak zawsze. Byłem zmęczony wszystkim, a najbardziej swoją i swoimi uczuciami. 
- Jak to dokąd Sasuke? Wracamy do domu przyjacielu.  
Uśmiech Naruto rozświetlił jego twarz, a moje serce zabiło mocniej. Przymknąłem oczy. Czas rozpocząć wszystko od nowa.

******************
Witam Wszystkich i zapraszam do czytania. Przepraszam za opóźnienia, ale niestety poprzedni rozdział został skasowany w całości, a potem były problemy z internetem. 
Mam nadzieję, że rozdział wywoła w Was pozytywne emocje. Czekam na opinie. 
Do następnego. 
Mania

Proszę, nie zapomnij o mnie - SasuSaku /ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz