15. Wiadomość

218 32 3
                                    

- Zostało coś ważnego w tym budynku? - zapytał Hades.

- Wszystko, co było ważne, zabrali. Wątpie, że zostawiliby tu coś. - odpowiedział Foorman.

-  To pora wracać. Opowiedz nam wszystko, co wiesz. Co tu się wydarzyło? - zwrócił się do niego Bladii i ruszyliśmy w stronę naszych pojazdów.

- Zostaliśmy ostrzeżeni o tym, że tu jedziecie. Mieliśmy się ewakuować do innej placówki. My byliśmy ostatni i mieliśmy jechać, ale przeszkodziliście nam w tym. - odpowiedział Foorman.

Popatrzeliśmy po sobie.

- Też myślicie o tym samym, co ja? - spytałem chłopaków i podniosłem jedną brew.

- Ignacy. - rzekliśmy równocześnie.

- Trzeba było go zabić... - powiedziałem po cichu, a inni przewrócili oczami

- Może jest w tym trochę racji. - odezwał się Plaga i weszliśmy do pojazdów.

Siedzieliśmy w ciszy. Nie do końca wiedzieliśmy, co mamy teraz zrobić. Tyle rzeczy się właśnie wyjaśnia. Gdy tak sobie myślałem nad tym wszystkim, przypomniała mi się nasza rozmowa w tamtym vanie.

- Foorman. - zwrociłem się do chłopaka i przesiadłem obok niego. - Wtedy, w tym aucie, powiedziałeś coś dziwnego, mianowicie "twoja dziewczyna i reszta". Jaka znowu reszta? - wszyscy zwrócili na niego wzrok.

- Andrzej i Bartek też żyją. - odpowiedział krótko.

- C..c..c..o? - tylko to potrafiłem z siebie wykrztusić.

Inni też nie mogli w to uwierzyć. Na początku, na ich twarzach namalował się obraz zdziwienia, lecz później zamienił się w szczęście.

- Mówisz prawdę? - spytał Bladii.

Foorman tylko pokiwał głową twierdząco. W końcu Bladii mógł odetchnąć. Cały czas myślał, że przez niego zginęli. Strasznie się za to obwiniał, ale teraz może być spokojny. Reszta drogi minęła nam dość szybko, mimo że jechaliśmy dwie godziny. Byliśmy już przed naszą placówką. Otworzyliśmy drzwi i wyszliśmy. Zauważyłam Agnieszkę siedzącą na ziemi. Była skulona i miała głowę schowaną miedzy rękami. Wydawało mi się, że płacze. Chyba coś się wydarzyło. Podbiegłem do niej i usiadłem obok niej.

- Co się stało? - spytałem z troską i objąłem ją ręką, a przyjaciele do nas podeszli.

Ta tylko pociągnęła nosem i odpowiedziała:

- Ardot tu był. Zabrali wszystkich. Powiedzieli, że to kara. Przepraszam, to moja wina. - zaczęła głośniej płakać.

- To nie jest twoja wina. Nie mogłaś tego przewidzieć. Nie płacz już. - próbowałem ją pocieszyć.

Po chwili odezwał się Bladii:

- Ale skąd oni... - i nie dokończył, bo przerwała mu Agnieszka:

- Ignacy...

- Kurwa... Znowu on... Przy pierwszej, lepszej okazji własnoręcznie go zabiję.

- Zabrali to? - zapytałem.

- Tak... - powiedziała przełykając głośno ślinę.

Spojrzałem się na resztę. To była po prostu jakaś tragedia.

- Zabierzmy resztę rzeczy, jeżeli w ogóle coś zostało. - odezwał się Plaga.

- Wątpie w to. - powiedziała Agnieszka.

Weszliśmy do środka. Wszystko zdemolowane. Nieźle się wkopaliśmy. Rozdzieliliśmy się, żeby przeszukać więcej pomieszczeń. Spotkaliśmy się pół godziny później przed budynkiem. Znaleźliśmy trochę leków, bandaży, amunicji i broni, mapę, latarki i jedzenie. Ale tego ostatniego było bardzo mało, a nas jest trochę dużo. Nie damy rady długo przetrwać bez czyjejś pomocy.

- To... Co teraz mamy zrobić? - spytał Plaga.

- Musimy się przenieść gdzieś. - odezwał się Bladii.

- A gdzie? - zapytał Hades.

- Łódź jest zajęta przez Ardot. Kraków chyba też. - zamyślił się Bladii.

- A Bielsko-Biała? - dał propozycję Mati.

- Jest nasze, ale musimy pojechać do bardziej strategicznego miejsca. - odpowiedział dowódca

- Jesteśmy w Trójmieście, ale to drugi koniec Polski. - dodała Agnieszka.

- Zbyt daleko.

- A Kielce? - zapytałem.

- To jest jakiś pomysł. Dobra, ruszajmy  w drogę. Szkoda czasu. - powiedział.

Weszliśmy do pojazdów i zaczęliśmy jechać w kierunku Kielc. Przed nami kolejne dwie godziny drogi. Trochę to męczące. Jeszcze nie wiemy co jest z Samanatą. Mieliśmy czas do dziś, na dodatek odwaliliśmy niezłą szopkę. Pewnie się nieźle zdenerwują. Oby to nie odbiło się na niej. Nie chcę, żeby przez nas cierpiała. Całą drogę o niej myślałem. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Wyszliśmy z pojazdów i przywitała nas grupka żołnierzy.
Byli dość wrogo nastawieni, bo nie wiedzieli kim jesteśmy, ale gdy zobaczyli Bladiiego, od razu zaczęli się uśmiechać.

- Witajcie. - odezwał się do nas. - Co was tu sprowadza?

- Jakby to powiedzieć... Ardot napadł na naszą placówkę i nie mamy gdzie się zatrzymać. - odpowiedział im Bladii.

- Myślę, że znajdziemy dla was miejsce. - powiedział z uśmiechem i zaprowadził nas do środka. Nic nadzwyczajnego, jak każda inna placówka.

Po chwili podbiegł do nas jakiś mężczyzna.

- To waszą przyjaciółkę porwano? - spytał zdyszany.

- Tak, a wiece coś o tym? - zapytałem z nadzieją.

Miał smutny wyraz twarzy, więc nie znaczyło to nic dobrego.

- Dostaliśmy wiadomość od Ardotu. Powinniscie ją szybko zobaczyć. - odpowiedział.

Lekko się zdziwliśmy. Zaprowadził nas na czternaste piętro. Weszliśmy do pokoju, gdzie siedziały już jakieś osoby. Chyba na nas czekali.

- Dobrze, że już jesteście. Zobaczacie. - powiedział jeden z mężczyzn i otworzył wiadomość na komputerze.

Podeszliśmy do niego i zaczęliśmy czytać.

Widzę, że nie zależy wam na waszaj przyjaciółce. Pogorszyliście sytuację jeszcze bardziej. A dla nas to i tak obojętne. Obiecuje wam, ze czeka ją śmierć. Do zobaczenia wkrótce.

Do moich oczu zaczęły napływać łzy.

- Przykro mi, Flothar. - zwrócił się do mnie Bladii.

Chciał do mnie podejść, ale ja wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami. Zacząłem uciekać schodami.

- Michał, czekaj. - krzykczał do mnie Bladii schodząc za mną po schodach.

Nie miałem zamiaru się zatrzymywać. Chciałem pobyć przez chwilę sam. Lecz chłopak mnie dogonił i stanął przede mną, tuż przed drzwiami wyjściowymi.

- Wypuszczę cię, ale najpierw oddaj mi to. - oznajmił i wyciągnął rękę.

Zrobiłem to, co kazał. Chwyciłem za mój pistolet i posłusznie mu go oddałem.

- Wiesz, że jeżeli będę chciał to zrobić, to znajdę inni sposób? - powiedziałem, a ten podniósł jedną brew i zszedł mi z drogi. Trochę się zdziwiłem.

Ruszyłem w miasto. Musiałem wszystko przemyśleć, sam ze sobą. Na początku znowu zacząłem siebie obwiniać, że nie dałem jej tej kartki. Że od razu za nią nie pobiegłem. Że przyjechaliśmy za późno. Chwilę później zamieniło się to w złość, ale nie na siebie, tylko na Ardot.

- Jeszcze się zemszcze. - powiedziałem sam do siebie i wrociłem do reszty.

Poświęcenie | Ekipa RozpierdoluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz