6. Przeznaczenie

326 34 2
                                    

Postanowiliśmy w końcu wyjść na górę. Zobaczyć co z świata zostało. Przeszukać teren. Nikt nami nie kieruje, nie prowadzi za rączkę. Co mamy dalej robić? Jakie są dalsze plany?

- Hej, Sami! Wstawaj leniu! Dziś nasz wielki dzień. A chyba nie chcesz go przespać, co? - powiedział Dawid budząc mnie.

- Hej, jasne, że nie. Trzeba wziąć się do roboty. - powiedziałam przecierając oczy.

Dawid wyszedł z pokoju, a ja wstałam i zaczęłam się ogarniać. Ubrałam mundur i związałam swoje włosy. Wychodząc na korytarz, zauważyłam, że chłopcy rozmawiają.

- O, hej. - przywitał mnie Krzysiek.

- Cześć. - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - O czym rozmawiacie?

- No cóż... Mamy mały problem. Nie możemy tych ludzi zostawić na cały dzień samych. Ktoś musi z nimi zostać, a nikt nie chce. - odpowiedział Kacper, drapiąc się po plecach.

- Po prostu zagrajmy w papier, kamień, nożyce. Problem z głowy. Ja z Dawidem, Szymon z Patrykiem i Kacper z Krzysiem.

Zaczęła się gra. Ja z moim szczęściem oczywiście przegrałam pierwszą rundę. Dawid, Patryk i Kacper wygrali i byli bezpieczni. Ustaliliśmy, że zagram z Szymonem, a później przegrany zagra z Krzyśkiem. Znowu przegrałam... Dałam kamień a Szymon papier. Stanęłam do ostatecznej "walki", denerwuje się, bardzo chcę wyjść na zewnątrz. W końcu szczęście się do mnie uśmiechnęło. Wygrałam!

- No nie! Zagrajmy jeszcze raz! - krzyczał oburzony Krzysiek.

- Ha ha! Nie dla psa kiełbasa. - odpowiedziałam mu śmiejąc się.

- Spokojnie, jutro ktoś inny zostanie. - pocieszył do Dawid.

- Dobra, koniec tej zabawy. Czas wyjść z tego schronu! - powiedział z entuzjazmem Kacper.

Ma rację, szkoda czasu. Ogarnęliśmy jeszcze parę rzeczy i po niecałej godzine byliśmy gotowi do wyjścia. Szymon powiedział mi, że schron ten jest położony w lesie, ale niedaleko jest jakieś osiedle, tam właśnie mamy się udać i spatrolować teren.

Przed nami wielka chwila. Weszliśmy po schodach. Dawid otworzył metalowe drzwi. Usłyszeliśmy ich skrzypanie. Poczuliśmy delikatny wiatr. Promienie słońca oślepiły nas na krótką chwilę. Przeszliśmy przez próg drzwi. Tak jak Szymon mówił - byliśmy w lesie, ale czy kilka drzewek można było nazwać lasem? Niebo było trochę zachmurzone, lekka mgła unosiła się nisko nad ziemią.

- Ahh, świeże powietrze. - powiedział Patryk.

- Chyba nie jest radioaktywne, co nie? - odpowiedział mu Kacper, zaczęliśmy się śmiać.

Szliśmy jakieś 15 minut, gdy ujrzeliśmy te osiedle. Nie trudno było się domyślić, ze jest strasznie zniszczone. Tylko jeden budynek był praktycznie nietknięty. Niektóre miały tylko parter i pierwsze piętro. Inne były do połowy zniszczone, a jeszcze innych w ogóle nie było. Rozdzieliliśmy się, żeby przeszukać jak najwięcej terenu. Każdy z nas posiadał własny karabin i pistolet, tak na wypadek ataku zombi. Osiedle było dość duże, więc wszyscy mieliśmy przy sobie krótkofalówkę, aby się ze sobą kontaktować.

Ruszyłam w drogę sama. Przeszłam przez parę uliczek, minęłam parę budynków i nie znalazłam nic ciekawego. Inni się nie odzywali, więc chyba u nich to samo. Po chwili usłyszałam dziwne tykanie. Poszłam za tym dźwiękiem. Nawet nie pomyślałam jaki może być tego skutek. Dźwięk doprowadził mnie do tego jedynego budynku, który został praktycznie w całości.

Weszłam do środka. Nie mogłam uwierzyć, co tam zobaczyłam. Wyglądał jak jakiś z przyszłości, zupełnie nowy. Jakieś dziwne technologie, komputery... Co to ma znaczyć? Co to jest? Do czego ma to służyć? Zadawałam sobie te pytania idąc przez korytarz. Weszłam do pierwszego pomieszczenia. Dźwięk wydawał się coraz głośniejszy. Rozejrzałam się po pokoju - po prostu WOW. Mój zachwyt szybko minął, gdy ujrzałam ładunek wybuchowy przyczepiony do ściany. Podeszłym do niego i spojrzałam na licznik. Została minuta.

- Przy pomocy Patryka pewnie udałoby mi się rozbroić tę bombę. - powiedziałam sama do siebie.

- Halo! Odbiór! Jestem w tym niezniszczonym budynku. Jest tutaj bomba! - powiedziałam, ale nikt mi nie odpowiedział. - Patryk! Odezwij się! - zaczęłam nerwowo krzyczeć do krótkofalówki. - Pieprzone urządzenie!

Gdy zostało mi tylko 45 sekund zaczęłam biec ile sił w nogach. Wybiegłam z budynku i nawet nie patrzałam gdzie biegnę. Skręcając na pierwszym skrzyżowaniu, wpadłam prosto na jakąś grupę ludzi. Karabin wypadł mi z rąk. Przewróciłam siebie i jakiegoś kolesia. Upadając do przodu, uderzyłam się w głowę. Czułam jak po twarzy spływa mi ciepła krew.

- Kurwa, moja ręka. - powiedział chłopak siedzący na ziemi.

- Wstawaj, stary. - powiedziała inna osoba, podając mu dłoń. Reszta zaczęła się śmiać.

- Dzięki. A tak w ogóle, kim ty jesteś? - zwrócił się do mnie. Kątem oka zauważyłam, że celuje do mnie z broni. Udawałam nieprzytomną.

- Weź przestań, to dziewczyna. - odpowiedział mu inny głos.

- Nie widzisz, że miała broń? A co jak ona jest z Ardotu?

Co on powiedział? Jaki znowu Ardot?!

- Histeryzujesz... - powiedział kolejny chłopak. Zaczął do mnie podchodzić.

Gdy już był blisko kucnął przy mnie i zadał pytanie:

- Ej, nic ci nie jest? - po jego wypowiedzianych słowach, odwróciłam się, siegnęłam po mój pistolet i przyłożyłam mu do głowy. Chłopak również zrobił to samo. Z gniewem spojrzałam się na niego. Mój wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Przepełniło mnie dziwne uczucie. Oczy mi się zaszkliły.

- Samanta?...

- Michał?...

///Hejeczka, obiecany rozdział zakończony w takim momencie xD. Myslałam, żeby główna bohaterka trochę później spotkała się z ekipą, ale fabuła musi iść dalej. Nie wiem czy później będę miała wystarczająco dużo czasu by cokolwiek pisać (wiecie... szkoła itd.).

Poświęcenie | Ekipa RozpierdoluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz