17. Ostatni pocałunek

229 32 4
                                    

Flothar

Dzisiaj jest dzień, w ktorym to wszystko może się zakończyć naszym sukcesem. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Dochodziła już czternasta. Musieliśmy się zbierać. Chcemy być przed czasem, by wszystko przygotować. Nie nie możemy sobie pozwolić na żaden błąd. Staliśmy przed budynkiem i omawialiśmy ostatni raz, co każdy ma zrobić. Skonczyliśmy i zaczęliśmy wchodzić do vanów. Wszyscy byli na swoich miejscach i mogliśmy jechać, lecz w ostatniej chwili ktoś jeszcze wszedł do środka. Była to Agnieszka. Trzymała w ręce apteczkę.

- A ty co wyprawiasz? - zapytał ją Plaga. Chwilę później zamknęli drzwi i można było usłyszeć dźwięk zapalanego silnika.

- Jadę z wami. Mogę się przydać. - odpowiedziała stanowczo i usiadła obok Manoyka.

Bladii otworzył usta, ale nic nie powiedział, bo przerwała mu Aga:

- Nawet nie próbuj mnie przekonać, żebym została.

Popatrzeliśmy po sobie lekko zdziwieni. Piszę się na dość duże niebezpieczeństwo. Ale to jej wybór, którego jest w pełni świadoma. Po chwili nastała niezręczna cisza.

Jesteśmy już na miejscu. Mamy jeszcze niecałą godzinę na przygotowanie akcji. Zatrzymaliśmy się autami kawałek od miejsca spotkania. Podeszliśmy tam, a po chwili ukazały się nam ruiny dawnego amfiteatru. Wszyscy pochowali się tak, żeby nie było ich widać. Był mały problem, ale chyba daliśmy radę. Raczej ich nie zauważą. Oddalilismy się na kilka metrów. Pozostało nam tylko czekanie.

- Masz. - zwrócił się do mnie Bladii i oddał mi mój pistolet z delikatnym uśmiechem. - Przyda ci się. - wziąłem go od niego, odwzajemniłem uśmiech i schowałem z tyłu za pas.

Zostało juz tylko kilka minut, a my byliśmy gotowi. Przyznam, że trochę się bałem, że to nie wyjdzie. Miałem pesymistyczne podejście.

- Oby się to udało. - odezwałem się, przerywając przy tym ciszę.

- Na pewno się uda, musi. - odpowiedział Hadesiak i uniósł kącik ust ku górze.

- Damy radę. - powiedział Mati.

W końcu usłyszeliśmy z daleka warkot silnika. Chwilę później zatrzymały się kilka metrów przed nami trzy duże samochody, z których wyszły dobrze nam znane osoby i mała grupka żołnierzy. Jednak był ktoś jeszcze. Jakaś dziewczyna. Była cała brudna, szła bardzo wolno, więc ją popychali, miała poplątane włosy, przez co nie było widać jej twarzy. Ale czy to mogła być ona? Stanęli na przeciwko nas. Dziewczyna obróciła się w naszą stronę. Tak, to była Sami. Nie wyglądała najlepiej. Mandzio chwycił za jej ręce i przyłożył pistolet do głowy.

- Dlaczego ją tutaj przywieźli?! - szepnął do nas lekko zdezorientowany Bladii.

- Nie wróży to nic dobrego. - odpowiedział mu Foorman.

- Podejdzie tutaj z rękami w górze. - odezwał się do nas Gimper.

Podnieśliśmy ręce i powolnym krokiem ruszliśmy w ich kierunku. Chwilę później nasi rzucili granaty dymne prosto pod ich nogi. Nie wiedzieli, co się dzieje. Wyciągnęliśmy pistolety i weszliśmy w sam środek zamieszania. Gdy dym zaczął powoli znikać, sytuacja nieco się zmieniła. Cud, że wszystko się udało. No... Prawie wszystko... Na przeciwko nas stał już tylko Mandzio z Samantą. Cały jego oddział był rozbrojony i otoczony przez naszych. Bladii trzymał za ręce Ignacego, Mati Kubsona, Plaga Gimpera, a Hades Aliena. Reszta, w tym ja, była wycelowana w Mandzia. Widać było, że nie wiedział, co ma zrobić. Ale jednego mógł być pewien - to dla nich koniec. W ułamku sekundy odsunął broń z głowy Sami i wycelował nią prosto we mnie. Oddał strzał, powodując mój upadek na ziemię.

Samanta

Czułam, że odsuwa pistolet od mojej głowy, a chwilę później strzelił z niego w Michała, który upadł. Do moich oczu napłynęły łzy, by po chwili mogły spłynąć po policzkach, powodując ból. Usłyszałam kolejny strzał. Przeleciał tuż obok mnie. Nie czułam już ucisku, który nie pozwalał mi się ruszyć. Od razu podbiegłam ostatkiem sił i uklękłam przy nim.

- Nie, nie, nie! Nie rób mi tego, proszę! - mówiłam przez łzy i położyłam ręce na jego twarzy.

- Leć szybko po Agnieszkę! - wykrzyczał zajęty Bladii do reszty.

Dostał w klatkę piersiową. Krew zaczęła przesiąkać ubranie wokół rany. Chwycił dłonią moją rękę i zaczął delikatnie głaskać. Powoli przymrużał oczy.

- Kocham cię. Wiesz o tym? - wyszeptał do mnie i delikatnie się uśmiechnął.

- Wiem, też cię kocham. - powiedziałam i zbliżyłam moją twarz do jego. Roztrzęsiona złączyłam nasze usta w pocałunek, lecz niestety nie trwał on długo.

- Michał... - powiedziałam przez łzy. - Nie zostawiaj mnie... Nie możesz mi tego zrobić.

Nie odpowiedział mi. Odsunęłam się trochę i skuliłam nogi, a głowę schowałam między skrzyżowane ręce. Parę sekund później usłyszałam Agnieszkę. Próbowała go ratować.

- Jeszcze oddycha, ale nie dam rady sama mu pomóc. Musimy go zawieźć do jakiegoś naszego szpitala. - powiedziała po jakimś czasie do reszty. - Niech ktoś idzie po auto. Jest jeszcze szansa. - dokończyła i Manoyek zaczął gdzieś biec.

- Hej, Sami. - przysiadł się do mnie Mati i objął mnie ręką. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Twardy z niego zawodnik. - powiedział i zaśmiał się sztucznie.

Nie minęła chwila, a już Manoyek podjechał do nas vanem. Chłopcy przenieśli Flothara do środka, gdzie weszła tez Agnieszka z Admirosem. Mati zaprowadził mnie pod pojazd i kazał mi do niego wejść, a on wraz z Plagą usiedli obok mnie. Inni została, by zająć się Ardotem. Ruszyliśmy w drogę. Trochę się już uspokoiłam, mimo że mógł w każdej chwili od nas odejść. Przez pół drogi nie odzywaliśmy się do siebie, aż w końcu usłyszeliśmy jakieś strzały, które leciały w naszym kierunku.

- Co się dzieje? - spytał Plaga, rozglądając się.

Nagle auto gwałtownie skreciło w lewo, a po chwili zatrzymało się na uboczu drogi. Z naprzeciwka jechał jakiś inne pojazd, który zatrzymał się przy nas. Wyszedł z niego uzbrojony mezczyna w młodym wieku. Miał brązowe włosy i orzechowe oczy. Kazał nam wyjść z pojazdu. Chłopcy wyszli, a ja siedziałam w środku i słuchałam ich rozmów.

- Wybaczcie, ale nie mamy czasu. - odezwał się Manoyek. - Trochę nam się śpieszy.

- Nie obchodzi nas to. Kim wy jesteście? - powiedział brunet.

- Ale mamy ra... - zaczął Plaga, ale ten mu przerwał:

- Kim wy jesteście? - zapytał stanowczo.

- Nazywamy się Hoprik i próbujemy przywrócić światu równowagę. - oświecił go Plaga.

Nieznajomy podniósł jedną brew do góry i rzekł:

- Pojedziecie z nami. - lekko się zdzwiliśmy.

- Dobrze, ale mamy rannego, który pilnie potrzebuje pomocy jakiegoś lekarza. Został postrzelony. Pomożecie mu? - oznajmił Mati.

- Spokojnie, zajmiemy się nim. - odpowiedział.

Chwilę później przyjechały jeszcze dwa wozy. Przesiedliśmy się do nich i pojechaliśmy w niewiadome. Mimo wyczerpania próbowałam to wszystko poukładać. W mojej głowie zaczęły rodzić się pytania. Kim oni są? Czego chcą? Gdzie jedziemy? Czy naprawdę nam pomogą?

Poświęcenie | Ekipa RozpierdoluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz