Drugie spojrzenie

92 13 0
                                    




Mój pierwszy dzień. Dlaczego tak się stresuję? Przeszłam wiele zmian w moim stosunkowo krótkim życiu, wiec jestem bardziej niż zdolna przystosować się do nowego miejsca, otoczenia lub okoliczności. To uczucie w mojej piersi, które miałam kiedy po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzałam komuś w oczy. To nie było zwykłe spojrzenie. Nie. To było coś więcej.

Cały dzień w pracy spędziłam głównie na poznawaniu nowych współpracowników, szpitala, przyjęciu kilku pacjentów na SORze oraz poznawaniu historii leczenia moich pacjentów.

- Doktor Dilaurentis! - usłyszałam wołanie, kiedy weszłam do stołówki by zjeść lunch.
- Proszę, mów mi Alison. - zwróciłam się do Lexie McKanzie. Jest neurochirurgiem i jej mąż jest chirurgiem urazowym, tyle wiem.
- Wiec, Alison. Jak wrażenia? - zapytała  sympatią.
- Jest dobrze, mam czym się zająć. Mój poprzednik zostawił mi sporo pracy. - Odpowiedziałam szczerze.

Rozmawialiśmy przez kolejne 20 min. W moim przypadku unikając odpowiedzi o mojej przeszłości. Nagle usłyszałam swój pager, wiec popędziłam w kierunku sali, w której mnie potrzebują.

- Ile jest nieprzytomna ?
- Poniżej minuty. Bradykardia, a potem asystolia. Rozpoczęliśmy resuscytację - powiedziała pielęgniarka. W tle cały czas było słychać szloch córki starszej kobiety, która walczyła o życie.
Rozejrzałam się jeszcze raz i spojrzałam na wszystkie ekrany monitorujące funkcje życiowe mojej pacjentki. Czytając kartę zauważyłam jak jedna z pielęgniarek wykonuje masaż serca. Nieudolnie.
- To nie pomoże. - powiedziałam bardziej do siebie niż do nich. - Pozwól mi.
Wskoczyłam na łóżko szpitalne by mieć lepszy dostęp i zaczęłam energicznie uciskać klatkę piersiowa.
- Kurde. Połamię jej zebra. - wymamrotałam nerwowo, lecz byłam opanowana. - przepraszam Miranda. Trzymaj się - mówiłam do nieprzytomnej pacjentki dalej wykonując masaż. Usłyszałam szybkie pikanie, co oznaczało...
- Migotanie komór. Elektorody - zarządałam - ładuj do 100.
- Naładowane. - Poinformowała pielęgniarka.
- Uwaga. - ostrzegłam. I strzał. Nic. - Ładuj do 200.
- Naładowane.
- Uwaga - strzał. Po 3 sekundach wróciły funkcje życiowe.
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Pozwoliłam zespołowi zająć się pacjentką i wyszłam z sali, kończąc tak mój pierwszy dzień w pracy.

- Doktor Willis? - Nic. Wiec powtórzyłam. - Doktor Willis?? - Nadal nic, powtórzyłam po raz trzeci.
- Chyba mówi do ciebie - zwrócił mężczyzna.
- Oh, witam. - Uśmiechnęła się szeroko.
- Dzisiaj pracujesz ze mną. Gotowa na obchód?
- Tak. Oczywiście, ale nazywam się Wilson, nie Willis. - Zwróciła mi grzecznie uwagę.
- Boże. Przepraszam - odparłam zażenowana.
- Nie szkodzi. - Zaśmiałyśmy się obie.
- Ok, co pierwsze? - zapytałam rezydentkę.
- Octavia.
- Nie Twoje imię. Jaki pacjent jest pierwszy? - Zapytałam.
- Doktor Fields prosi o konsultacje. 

Podejście Emily Fields do pacjenta byłą bardzo wyjątkowe. To nie była zwyczajna relacja lekarz-pacjent. Było widać prawdziwe zaangażowanie, nie tylko w dobro jego fizycznego stanu, ale wspierała ich jak tylko mogła. Zdawała się rozumiem i znać ich jakby byli starymi przyjaciółmi. Emily jest neurochirurgiem. 

 - Dr Fields. - Zwróciłam się, odkładając papiery, które obie musiałyśmy wypełnić, na koniec dyżuru.

- Tak? - Spojrzała na mnie.

- Twoi pacjenci... Zajmujesz się tylko weteranami? Dlaczego? - Zapytałam. Teraz miałam jej całą uwagę. Było to trochę przytłaczające. Przytłoczyły mnie jej ciemnie oczy, jej przenikliwe spojrzenie.

- Zajmuję się nimi z prywatnych pobudek. -Przerwała na moment. - Bardzo ważna osoba w moim życiu odbyła misje w Iraku. Skutki tej decyzji odbijają się na mnie i mojej córce do teraz. - Jej  oczy mówiły wiele. Pełne smutku, zawodu, bólu, tęsknoty. Widziałam to wszystko, jakbym znała ją lepiej niż samą siebie. 

- Bardzo mi przykro. - Powiedziałam z żalem, na co szybko się otrząsnęła, bo wyraźnie wróciły do niej jakieś przykre wspomnienia. Wzięłam głęboki oddech, co widocznie pomogło jej odpędzić się od aktualnych myśli panujących w jej głowie.

- Po skończeniu całej tej papierkowej roboty idę zjeść kolację z Jessie. Chciałabyś się dołączyć? - zaproponowała.

- Z tobą i J-Jessie? - Jąkałam jak niedorozwinięta. Nie oceniaj mnie. Byłam zaskoczona. Nie mogłam odmówić. Po prostu nie mogłam. 


Jako, że Emily skończyła swoją pracę wcześniej, zaproponowała, że zamówi jedzenie dla nas a ja mam poczekać, kiedy już skończę. 

Weszłyśmy do sali, której leżała dziewczynka. Wcześniej nie zwróciłam uwagi jak była urządzona. Kwiaty, rysunki na ścianach, zdjęcia i wiele innych rzeczy, które miały zapewne sprawić, by czuła się jak w domu. Kątem oka zauważyłam, że Emily powiedziała coś na ucho dziewczynce i ucałowała w czoło, na co ona pokiwała głową. 

- Jessie, - W końcu powiedziała coś, co mogłam usłyszeć. - To dr Alison, przywitaj się. 

- Dzień dobry pani doktor, jestem Jessie. - Przywitała się nieśmiało.

- Mów mi Alison. Nie lubię gdy nazywają mnie po tytułach. - Odpowiedziałam z uśmiechem. 

- Dobrze. Co leczysz? - Zapytała słodko i bardziej pewnie.

- Jestem kardiochirurgiem, to znaczy, że leczę chore serca. 

- Mama operuje ludzkie mózgi, uwierzysz? To ohydne. - Zachichotałyśmy z Emily, a dziewczynka zrobiła zniesmaczoną minę. - Operowała, już tego nie robi. Teraz uczy żołnierzy chodzić na nowo. 

- Widzę, że jesteś z niej bardzo dumna. - Pokiwała energicznie głową i uśmiechnęła się szeroko. 

Emily przyglądała się nam z boku nic nie mówiąc. Po chwili wstała i wręczyła nam talerze z jedzeniem. Zjedliśmy wspólnie przy rozmowie. Muszę przyznać, że to był najmilej spędzony czas od kiedy tu jestem. 

Kiedy Jessie zaczęła robić się senna, pomogłam jej mamie posprzątać i przygotować ją do snu. 

Stałam przy szpitalnym łóżku i pożegnałam się. Kiedy miałam już wyjść, poczułam ciepłą rękę łapiącą moją. Zaskoczona, spojrzałam w dół, a potem moje oczy powędrowały z stronę dziewczynki. 

- Ali, - wymamrotała w półśnie. - Odwiedzisz mnie jeszcze? 

Czy ona właśnie nazwała mnie Ali? Moje serce natychmiast przyspieszyło, gdyż w jej ustach brzmiało to tak szczególnie. Zacisnęłam jej dłoń i nie miałam ochoty puścić. Patrzyłam w te jej piękne morskie oczy. Jak mogłabym im odmówić? Kto byłby w stanie? Co ważniejsze, nie chciałam się nie zgodzić. 

- Oczywiście. Oczywiście, że jeszcze cię odwiedzę. - Odpowiedziałam cicho i ucałowałam jej malutką dłoń. Po tym, jej oczy się zamknęły i odpłynęła do krainy snów.

Ponownie odwróciłam się w stonę drzwi i mogłabym przysiądz, że widziałam łzę na policzku Emily, którą szybko wytarła, by ją przede mną ukryć. 




Bijące serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz