Nie odchodź

98 15 4
                                    

Stałam tam. Nadal stałam, słuchając ich dialogu, choć słyszałam już tylko poszeptywanie. Moje myśli wirowały. Czułam się okropnie, że wybrałam być świadkiem ich rozmowy, bolesnej rozmowy. Cierpienie w ich głosach... Kiedy je usłyszałam, poczułam ogromny ciężar na moich barkach.

Kiedy głosy w końcu ucichły, postanowiłam wejść do środka. Na początku chciałam odejść, ale nie mogłam zawieść tej małej dziewczynki.

*

Nasze wieczorne spotkania po dyżurze stały się dla mnie codziennością. Częścią mnie, mojego dnia. To jak rytuał czy poranne i wieczorne mycie zębów-nazwij to jak chcesz. Dwa tygodnie wystarczyły, bym przyzwyczaiła się do obecności jednej jak i drugiej w moim szarym, pełnym luk życiu. 

- Ali! - Jessie dosłownie wykrzyczała, kiedy zobaczyła mnie w drzwiach. Na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech. - Myślałam, że już nie przyjdziesz.

- Przepraszam, za spóźnienie. - Przeprosiłam na wejściu. Podeszłam do łóżka w którym leżała, ujęłam jej małą rączkę i patrzyłam jak dziewczynka gładzi wierzch mojej dłoni swoim kciukiem. Postanowiłam usiąść nie luzując uścisku nawet na sekundę.

- Chore serduszka? - Uśmiechnęłam się na to, jak bardzo jest bystra i pokiwałam głową. - Ja też mam chore, wiedziałaś?

- Twoja mama mi powiedziała.
- Dlaczego więc mnie nie leczysz? - Zapytała, jakby na prawdę tego chciała.

Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie, więc milczałam i rozejrzałam się po raz setny po pomieszczeniu. Na stoliku nocnym zauważyłam wielką książkę. Patrzyłam na nią przed dłuższą chwilę. Jessie chciała po nią sięgnąć, ale Emily była szybka. Wzięła książkę i schowała do szuflady w szafce po jej stronie łóżka.

- Może pokażesz Ali swoją nową grę? Co ty na to? - Zaproponowała, po tym jak spojrzała w swój telefon. Spojrzała na swoją córkę - Nagłe wezwanie, przepraszam słoneczko.

Ucałowała ją w czoło i skierowała wzrok na mnie zaniepokojona.

- Masz coś przeciwko jeśli zostanę tutaj z Jessie? Zjemy kolację i poczekamy, aż załatwisz to, co musisz.

- Dziękuję. Postaram się szybko wrócić.

Choć z Emily nie byłyśmy blisko i nie znałyśmy się zbyt dobrze, kiedy wyszła, poczułam się, jakby całą moją pewność siebie zabrała ze sobą. Obserwowałam dziewczynkę z dystansem. Nie wiem dlaczego tak się czułam. Przecież to tylko dziecko, prawda?

Zjadłyśmy kolację i rozmawiałyśmy. Jessie opowiadała o swoim przedszkolu, koleżankach, ulubionej 'pani' nauczycielce, w co najbardziej lubi się bawić, co najbardziej lubi robić. To wszystko brzmiało tak znajomo. Brzmiała, jak ja w dzieciństwie.

- Chcesz zobaczyć co ostatnio narysowałam? - Spytała nagle.

- Oczywiście. - Odpowiedziałam. Uśmiechnęła się szeroko, pokazując wszystkie swoje mleczne zęby.

Wyciągnęła z grubej teczki kolorową kartkę. Popatrzyła na to, co się na niej znajdowało, a potem na mnie i wręczyła mi rysunek przedstawiający dwie blondynki z niebieskimi oczami. - To ty i ja. - powiedziała. - Podoba ci się?

- Piękny rysunek. - odpowiedziałam wciąż spoglądając na jej dzieło. Nawet gdyby nie powiedziano mi, że to Jessie i ja, byłabym w stanie nas rozpoznać; taki miała talent. - Mogę go zatrzymać?

Pokiwała energicznie głową i podarowała mi najpiękniejszy uśmiech na świecie. Jeden z tych, które rozświetlają ci mroczne chwile w twoim życiu. Uśmiech, który byłby w stanie stopić całą górę lodową. Oderwałam od niej wzrok po tym poczułam łzę napływającą do mojego oka, by znowu popatrzeć na rysunek. Tym razem skupiłam się na detalach: stałyśmy na plaży. W jedną ręką trzymałam deskę surfingową, a drugą Jessie. Miałyśmy na sobie identyczne, niebieskie stroje kąpielowe. Kiedy przyjrzałam się jeszcze bliżej, zauważyłam coś dziwnego.

- Co to? - Zapytałam dziewczynkę i wskazałam na różową "kreskę" zaczynającą się na mostku i kończącą się na nadbrzuszu.

- To moja blizna. - Uśmiechnęła się wskazując na swoją podobiznę, następnie wskazała na moją i powiedziała niewinnie - A to twoja. Mamy takie same.

- S-skąd... - Zająkałam się, ale i tak mi przerwano.

- Jessie! Co ty wyprawiasz! - W drzwiach stała Emily. Jeśli mam opisać to dokładniej: zdenerwowana i jednocześnie zmartwiona Emily. - Rozmawiałyśmy o tym!

Jej krzyk przeraził zarówno jej córkę jak i mnie.

- Alison, mogę cię przeprosić na chwilę? Muszę z nią porozmawiać. - Zwróciła się do mnie łagodniej. Uszanowałam jej prośbę. Popatrzyłam na Jessie, wytarłam łzy, które spływały po jej policzku i pocałowałam w te samo miejsce. Kiedy byłam już przy wyjściu usłyszałam kolejny krzyk, ale tym razem to nie była Emily.

- Nie! Nie chcę, żeby znowu odeszła! Nie zostawiaj mnie.- Jessie szlochała. Obejrzałam się natychmiast i spojrzałam na Emily. Była przerażona, a jej oczy napełniały się łzami.

"Ali, kochanie. Proszę! Nie odchodź. Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj nas." - te słowa biły w mojej głowie jak wielki dzwon. Tak głośno, aż przysparzały o ból głowy. Odwróciłam się od nich i zacisnęłam mocno oczy, jakby miało mi to pomóc w pozbyciu się tego bólu.

- Ali. - Powiedziała Emily łagodnym ale załamującym się głosem. I wtedy mnie uderzyło.

Ponownie stanęłam z nią twarzą w twarz. Patrzyłam w jej oczy i słyszałam jej nerwowy oddech. Wiedziała co mam zamiar zrobić. Wiedziała. Dlatego przesunęła się o krok by zrobić mi miejsce, bym mogła podejść do szpitalnego łóżka Jessie.

Wyciągnęłam jej kartę pacjenta i przeczytałam na głos pierwszą linijkę:

Jessica Dilaurentis-Fields.

Jak wrażenia? Komentujcie:)

Bijące serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz