5.

416 41 8
                                    

Zapiąłem ostatni guzik koszuli. To że, jest to tylko impreza, nazwijmy to parapetówka nie znaczy wcale, że mam się ubrać jak swoista pokraka. Oczywiście mój wygląd musiał rozbawić siostrę do łez i zmusić ją do opowiadania nie mających sensu kawałach o imprezach.
- "Matka rano pyta syna:
- Co to był za hałas wczoraj w nocy jak wróciłeś?
- Nic, kurtka mi spadła.
- To co tam było w tej kurtce?
- Ja" - Zaczęła śmiać się ze swojego własnego dowcipu.
- Mnie nikt w kurtce do domu przemycać nie będzie, to mogę Ci obiecać. - Poprawiłem włosy. Jeden kosmyk niedbale odstawał od reszty. Perfekcja przede wszystkim.
- Jesteś nudny. - Stwierdziła - W ogóle nie potrafisz się bawić, a do tego jesteś brzydki.
- Jak ty mi dziś słodzisz droga siostrzyczko. Mam dla Ciebie jednak smutną wiadomość. Z wyglądu jesteśmy dość do siebie podobni. Co oznacza, jeśli w dalszym ciągu tego nie pojęłaś, że obrażając mnie obrażasz i siebie. - Wypowiedź skwitowałem sarkastycznym uśmiechem w jej stronę.
- No właśnie... - Przeciągła te słowa. - Udowodniłeś tylko jak nudny jesteś.
Westchnąłem. Z obserwacji i telewizji wiem, że rodzeństwo przez długi czas pawa do siebie nienawiścią, by po upływie odpowiedniej ilości czasu stać się najlepszymi przyjaciółmi. Więc zadam jedno pytanie - Czy to się w ogóle kiedykolwiek stanie?! Larwa pozostanie larwą i to się nie zmieni.
Spojrzałem na siostrę siedzącą na moim łóżku i skubiącą coś w pościeli.
- Wychodzę. - Oznajmiłem.
- A kiedy wrócisz?
- Nie wiem. - Jeśli impreza będzie naprawdę dobra to być może nad ranem, ale ci tego nie powiem.
- Miłej zabawy
- Słucham?
- Powiedziałam, że mam nadzieję, że się zbłaźnisz. Na słuch Ci się rzuciło?
- Chyba tak. Za pierwszym razem usłyszałam coś miłego, ale nieważne.
Chwyciłem swoją kurtkę i wyszedłem na klatkę schodową. Zbiegłem ze schodów i wydostałem się na zewnątrz. Stanąłem na parkingu nieopodal bloku, wdychając chłodne, wieczorne powietrze. Pogoda była wręcz idealna, nie to co ostatnio. Przez ten deszcz straciłem kilka podręczników. Nie żebym z nich korzystał, ale jako przykładny uczeń powiem, że była to dla mnie ogromna strata. Chyba się po tym nie pozbieram.
Spojrzałem na telefon oczekując przyjazdu podwózki. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że pierwszy raz wyrobiłem się przed czasem. To do mnie nie podobne. Rozejrzałem się po okolicy. Było już ciemno. Parking oświetlało jedynie kilka latarni, dających pomarańczowe światło. Na parkingu byłem tylko ja. Nie licząc bezdomnych psów, które pędzlowały kosze na śmieci nieopodal mnie.

Pa paru minutach, które wypełnione były myśleniem o alkoholu i o tym jak będzie on przeze mnie spożywamy, przyjechała taksówka. Wsiadłem na tył samochodu i spojrzałem na czuprynę kierowcy przede mną. Mężczyzna odwrócił się powoli i chrapliwie wydukał jedynie - Dokąd? - podałem mu kartkę reklamującą imprezę. On zerknął, zarejestrował w mózgu adres i ruszył z miejsca. O dziwo do celu dojechaliśmy bardzo szybko. Jechaliśmy niecałe dwadzieścia minut. Coraz bardziej pochłonięty chęcią napicia się, pospiesznie zapłaciłem kierowcy i wyszedłem na zewnątrz. Dopiero, gdy taksówka odjechała uświadomiłem sobie, że kierowca mnie naciągnął. Eh... Niech już mu będzie.
- Znaj łaskę pana! - krzyknąłem w stronę pustej już ulicy.
Dwie staruszki odwróciły się na dźwięk mojego głosu. Spojrzałem na nie speszony. Zaraz... Czy to te same kobiety, co w sklepie ostatnio? Cóż, szacunku u starszego pokolenia nie mam już szans się spodziewać.
Gdy tylko babuleńki zniknęły za zakrętem, zwróciłem swój wzrok na dom przede mną. Ogromny, bogaty, wysoce zdobiony dom z dwoma balkonami. Przed domem - urodzajny, mały ogródek z starannie zadbaną zielenią i kilkoma posągami. Szczerze mówiąc, wyglądającymi na bardzo drogie. Do drzwi wejściowych prowadziła kamienna ścieżka, z której później trzeba było wejść na ganek z kilkoma ozdobnymi  kolumnami. Drzwi - ogromne i drewniane z kołatką w kształcie lwa. Patrzył się on na każdego przybyłego swoim wiecznie martwym wzrokiem.
Już z ulicy dało się usłyszeć głośną muzykę i kolorowe światła odbijające się w szybach okien.
Pewnym krokiem ruszyłem przed siebie i stając przed drzwiami lekko je pchnąłem pewien tego, że jeżeli zapukam lub zadzwonię to i tak nikt tego nie usłyszy.
Od progu uderzyły mnie głośna muzyka, której głośność powodowała, że aż dudniło mi w brzuchu oraz wszechobecny zapach alkoholu. Gotów na dobrą zabawę wkroczyłem do środka.
Na początek postanowiłem jakkolwiek poznać rozkład domu, aby mieć lepsze rozeznanie w terenie. Przeciskałem się pomiędzy ludźmi rejestrując wzrokiem to co mnie otacza. Po prawej od wejścia znajdowały się schody na górę, gdzie na razie postanowiłem nie wchodzić. Zaś na lewo od wejścia znajdował się rozległy salon, w którym ludzi było widocznie najwięcej. Jedni tańczyli, inni siedzieli jedni coś i pili, znalazło się również parę par, które w różnych kątach pokoju się obściskiwały. Przeszedłem dalej, gdzie natknąłem się na łazienkę, następnie na jakiś składzik, a na końcu dopiero trafiłem do kuchni. Obecnie tak znajdowało się teraz centrum domu, ponieważ tam znajdował się alkohol.
Już miałem sięgnąć po jedną z butelek stojącą na blacie stołu, aby sprawdzić dokładnie co to za alkohol, gdy nagle ktoś otoczył mnie ramieniem.
- A to jest właśnie Tom. Jak się masz Tom? Cieszę się, zdecydowałeś się przyjść - Po głosie rozpoznałem, że jest to Tord. - Tommmmmm... - Poprawka, to jest bardzo wstawiony Tord.
- O, hej Tord emmm co tam? - nie wiedziałem jak rozmawiać z pijanym, kiedy sam nie jestem wstawiony.
- A wiesz zarąbiście! Odkryłem nową mieszankę alkoholi, w sumie nie wiem dokładnie co tam dałem, ale trzepie mocno. - oznajmił, a ja widząc jego obecny stan w pełni mu uwierzyłem. - Chcesz spróbować? - Zapytał nagle.
- Już myślałem, że nie zapytasz. - Zaśmiałem się.
- To chodź za mną. - Zaczął przepychać się między ludźmi, a ja zaraz za nim.
Koślawym krokiem doprowadził mnie do drzwi, za którymi kryły się schody. Najlepiej do piwnicy. Ruszyłem schodami w dół, gdzie po bokach pomieszczenia stały beczki i pełno stojaków na różnego rodzaju wina.
- Wow. Chciałbym mieć taką piwniczkę w domu. - powiedziałem bardziej do siebie.
- Podejdź tu! - Powiedział Tord stojąc koło stołu, na którym stała już, przelana do butelek mikstura Tordowej roboty.
- To co? Do dna? - Mówiąc to podał mi kieliszek z trunkiem.
- Do dna! - powiedziałem wlewając w siebie całą zawartość naczynia. - Oo ła! - Zrobiłem kwaśną minę. - Ale to jest mocne. - Czułem jakby przez moje gardło przepływała lawa.
- Prawdziwa woda ognista, co?
- I to jeszcze jak. - Zaśmiałem się.
Podał mi następną porcję.
Teraz dopiero zacznie się zabawa!

Elskere [TomTord]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz