Poród cz. 3 Valkoyn

1.4K 53 2
                                    

Stałem oparty o ścianę przy drzwiach do przychodni. Gardienne właśnie rodziła. Starałem się być spokojnym, ale w środku cały się trzęsłem. Wiedziałem, że w czasie porodu mogą wystąpić różne komplikacje i bałem się o Gardienne, ale z drugiej strony wiedziałem, że jest w dobrych rękach i nic jej nie grozi.
— Nie stresujesz się? — zapytał Nevra, który razem z Ezarelem stał obok mnie. Pokręciłem przecząco głową. Nie chciałem się odzywać. Wiedziałem, że drżenie głosu by mnie zdradziło. — Dziwny jesteś. Ja na twoim miejscu wariowałbym ze zdenerwowania.
Zerknąłem na niego i pomyślałem, że jego słowa wcale mi nie pomogły.
— Ewe jest świetną pielęgniarką, ale ja i tak bym się stresował, gdyby to moja dziewczyna rodziła.
Oni serio są moimi najlepszymi przyjaciółmi? Ukryłem twarz w dłoniach i westchnąłem.
— Chyba jednak stres cię dopadł, co? — zapytał głupkowato wampir.
— Możecie się zamknąć?! Nie pomagacie mi!
— Wyluzuj papy. Wszystko będzie dobrze — zawołał Ezarel. Przysięgam, że kiedyś ich zabiję. Po kilku godzinach, podczas których musiałem słuchać krzyków mojej ukochanej, drzwi otworzyły się i stanęła w nich uśmiechnięta Ewelein.
— Możesz wejść — oznajmiła i wpuściła mnie do środka. Gardienne leżała na szpitalnym łóżku ciężko łapiąc oddech. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się lekko i powiedziała.
— Nie rób takiej miny. Nic mi nie jest.
Usiadłem obok niej i pogłaskałem ją po włosach. Po chwili Ewelein przyniosła naszą córeczkę i podała ją Gardienne.
— Jak chcecie ją nazwać?
— Valeria Lea — powiedziałem.
— To specjalnie? Imiona zaczynają się od pierwszych liter imienia twojego i Lanca — trafnie zauważyła elfka. Skinąłem głową i zapatrzyłem się na moją córkę, która teraz otworzyła swoje oczka. Zauważyłem, że odziedziczyła ich kolor po mnie.
— Chcesz ją potrzymać? — zapytała Gardienne.
— Oczywiście, że tak — ostrożnie wziąłem ją do rąk i przyjrzałem się jej.

Gardienne

Kiedy widziałam jak Valkoyn ostrożnie trzyma naszą kruszynkę w swoich dużych, umięśnionych ramionach i wpatruje się w nią jak w ósmy cud świata, zrobiło mi się ciepło na sercu. Białowłosy uważał na każdy swój ruch. Nie chciał zrobić nic źle. Wyglądali razem bardzo uroczo.
— Będzie wspaniałym ojcem. Patrzy na nią jak na największy skarb — wyszeptała do mnie Ewelein również patrząc na Valkoyna.
— Tego jestem pewna. Zrobi wszystko, żeby nic jej nie zabrakło. Obawiam się tylko, że nie będę nawet w połowie tak dobrą matką, jak on ojcem.
— Nie mów tak. Jestem pewna, że oboje będziecie najlepszymi rodzicami, jakich Valeria może mieć.
— Co tam tak szepcecie? — zapytał nagle Valkoyn.
— Mówiłam, że Gardienne i wasza córeczka, muszą odpocząć. Daj mi ją — powiedziała i ostrożnie wzięła niemowlę z jego rąk. — Możesz jeszcze chwilę zostać, ale nie na długo. Gardienne jest wykończona — powiedziała odkładając dziecko do łóżeczka i odchodząc.
— Jest śliczna — powiedział. — Odziedziczyła to po tobie — dodał z uśmiechem i pocałował mnie w czubek nosa. — Odpoczywaj. Przyjdę jeszcze później. — Wyszedł, a ja zaraz potem zasnęłam z uśmiechem na ustach.

Dzieci w EldaryiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz