Stanął na molo równo o w pół do drugiej w nocy. Księżyc świecił jasno, oświetlając okolicę. Drzewa rozstawione na obu brzegach rzucały ponure, karykaturalne cienie, momentami zlewające się ze sobą w jednolitą całość.
Akabane wziął głęboki oddech i rozpakował sztylet, po czym spojrzał w niego jeszcze raz. Jego odbicie miało mocno rozszerzone źrenice i bladą cerę, która w blasku księżyca zdawała się być jeszcze jaśniejsza. Bał się. Nie sądził, że to uczucie opanuje go w takim momencie. Przecież jeszcze przed chwilą był zdeterminowany i pewny siebie. A teraz? Ręce mu drżały, serce biło jak oszalałe... Mimo to uśmiechnął się i schował sztylet do kieszeni, po czym skierował wzrok na wodę. Tu wszystko się zaczęło. Koniec końców, dalej nie wiedział skąd miał ranę na brzuchu i kto zabił Nagisę, a potem jego. Co prawda miał kilka teorii, jednak bez potwierdzenia. I nie miał już czasu, by się tego dowiedzieć.
— Ładna noc, prawda?
Odwrócił gwałtownie głowę na prawo, skąd dochodził głos. Kobieta stojąca obok uśmiechnęła się do niego, a jej ciemne, krótkie włosy zafalowały na wietrze, tak samo jak zielona sukienka do kolan. Brunetka była spokojna, jednak na jej twarzy malowała się melancholia przemieszana ze smutkiem.
— Aguri.
Nie wiedział, skąd miał pewność że to ona, ale tak było. Jej aura przypominała mu tą Hiroto - z tym, że jego była wyraźniejsza, mocniejsza. U niej... Znikała. Jej istnienie dobiegało końca, mimo że była duchem. Karma wzdrygął się niekontrolowanie. Ile czasu trwała w takim stanie, uwieiona pomiędzy światami?
— On tu przyjdzie — powiedziała cicho. Uśmiechnęła się delikatnie, patrząc w wodę. — Musisz być ostrożny.
— On? — uniósł brwi, lekko zbity z tropu. — Myślałem, że to Zjawa we własnej osobie, czy jakoś tak...
— Miko nie wiedzą wszystkiego — wyjaśniła. — Wcale nie jest Zjawą. On tylko... Już zapomniał jak to jest być człowiekiem.
Akabane przyłapał się na tym, że szuka powodu śmierci na wątłym ciele kobiety. Jej uwadze również to nie umknęło. Pokręciła głową.
— Nie znajdziesz. Nie umarłam w taki sposób jak ty. — Uniosła jedną nogę i poklepała się po kostce, na której odznaczał się siny pierścień. — Zostałam utopiona.
Kiwnął głową.
— Kiedy?
Zaśmiała się i wzruszyła ramionami.
— Dawno temu. Nie jestem w stanie ci powiedzieć, kiedy dokładnie. Trwanie w tym stanie na dłuższą metę trochę zniekształca poczucie czasu. Powinieneś coś o tym wiedzieć.
Kiwnął głową i uniósł wzrok, kierując go na niebo. Ręce włożył do kieszeni spodni. Wokół nich panowała przyjemna cisza, raz po raz przerywana cykaniem świerszczy i szumem liści rwanych przez nocny wiatr.
— Więc? Kim on jest?
Nie odpowiedziała od razu. Po jej twarzy przemknął cień, a Karma zrozumiał, że dla kobiety to nie jest łatwy temat.
— Nigdy nie poznałam jego prawdziwego imienia. Kazał mówić na siebie "Żniwiarz" bo ponoć tym się zajmował. Zabijał ludzi. — Urwała, krzywiąc się nieznacznie. — Byłam świadkiem jak zabijał moich sąsiadów. Bez skrupułów skręcił kark dziesięcioletniemu dziecku i zamordował jego rodziców. Przyszłam do nich w odwiedziny... I zastałam ich martwych. Między ciałami stał on, wycierając sztylet w płaszcz.
— Dosyć nieprzyjemny początek znajomości. — Zauważył Karma.
— Może i. — Wzruszyła ramionami. — Zobaczył mnie, jednak nie zabił, mimo że było to rozsądnym rozwiązaniem. Zamiast tego spytał się, czy nic mi nie jest i przestrzegł, żebym nie zgłaszała tego zabójstwa. Potem uciekł, a ja zawiadomiłam straże. I miał rację. Oskarżono mnie o brutalne zabójstwo i skazano na śmierć.
CZYTASZ
✔ In The Name Of Love || Karmagisa
Fanfic,,Duchy nie istnieją." W to święcie wierzy Karma, nawet po śmierci swojego chłopaka. Kiedy więc widzi przed sobą zakapturzoną, czarną postać, nie bierze jej za coś więcej niż pijacki majak. ,,Nie da się zmienić przeszłości." Kiedy jednak pojawia si...