Wszystko było martwe.
Czarne chmury wisiały nad miastem, zwiastując nadchodzącą burzę. Suche gałęzie drzew, wyglądały jak przerażające szkielety czyhające na śmiałka, który za bardzo się zbliży, by pochwycić go, przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Miasto było puste. Zaraza odebrała życie większości mieszkańców, a ci, którym udało się przetrwać uciekli na południe. Unosząca się dookoła gęsta mgła ukrywała ślady tragedii, która wydarzyła się zaledwie niecałe dwa tygodnie temu. W powietrzu wciąż dało się wyczuć obrzydliwy zapach ogniska, w którym palono zwłoki. W takich sytuacjach nikt nie kłopotał się z chowaniem zmarłych. Po prostu wrzucano ich do ognia i odchodzono. Chociaż bywały przypadki, kiedy nawet tego nie robiono, a martwe ciała walały się po ulicach.
Panującą dookoła ciszę przerwał dźwięk drewnianych sandałów uderzających o kamienną drogę.
Równym krokiem spacerował główną ulicą, rozglądając się. Miał wrażenie, że czas się tutaj zatrzymał. Miasto wyglądało jakby zapadło w sen, choć najprawdopodobniej nie było w nim ani jednej żywej duszy. Tak przynajmniej uważał do momentu, gdy usłyszał cichy szloch. Zatrzymał się i spojrzał w kierunku, z którego pochodził dźwięk. Stał tak przez moment i dopiero po dłuższej chwili zdecydował się podejść.
Przed jednym z drewnianych domów siedział chłopiec. Nogi miał zgięte w kolanach, a na nich opartą głowę. Stukot drewnianych butów przyciągnął jego uwagę.
- Kim jesteś? - zapytał cicho, spoglądając na przybysza dużymi, ciemnymi oczami - Powinieneś stąd uciekać - kontynuował drżącym głosem - Tutaj wszyscy umierają.
- Jesteś tu sam?
- Z mamą - powiedział, ocierając łzy.
- A gdzie ona jest?
Mężczyzna skierował wzrok na stojący przed nim budynek, jedna ponownie spojrzał na chłopca.
- Jak masz na imię?
- Shin. A pan?
- Możesz mnie nazywać po prostu znachorem.
- Kim jest znachor? - zapytał marszcząc brwi.
Mężczyzna uśmiechnął się. Chłopiec był jeszcze mały, więc to zrozumiałe, że nigdy nie słyszał takiego słowa.
- Osobą leczącą ludzi i sprzedającą różne lekarstwa.
- Ma pan lekarstwo, które pomoże mojej mamie?
- Nie wiem - zmarszczył brwi - Musiałbym sprawdzić co jej dolega.
- Zaprowadzę pana.
Znachor kiwnął głową. Wówczas chłopiec wstał i ruszył do domu, przed którym dotychczas siedział. Mężczyzna powoli szedł za młodszym.
W środku panował półmrok, a dookoła unosił się nieprzyjemny zapach. Chłopczyk, jakby nie zwracając na to uwagi, podszedł do jakiś drzwi. Odwrócił się i gdy upewnił się, że aptekarz wciąż za nim idzie, otworzył je i wszedł do pokoju. Wewnątrz zapach był jeszcze bardziej intensywny, wręcz trudny do wytrzymania. W pomieszczeniu również było ciemno, a jedynym źródłem światła było okno znajdujące się na prawej ścianie. Znachor rozejrzał się. Na środku znajdowało się wykonane z ciemnego drewna łóżko, w którym ktoś leżał. Gdy podszedł bliżej zauważył, że była to kobieta - jak się domyślał matka chłopca.
Nie musiał się jakoś szczególnie przyglądać, by stwierdzić, że była martwa. Najpewniej zmarła na zarazę kilka dni temu. Spojrzał kątem oka na chłopca, który mu się przyglądał.
![](https://img.wattpad.com/cover/125350063-288-k180864.jpg)
CZYTASZ
MONONOKE
RandomPewnien Wędrowny Znachor przemierza świat, sprzedając swoje specyfiki. Odwiedza wiele ciekawych miejsc, spotykając wielu ciekawych ludzi i poznając ich historie. Jednak dziwnym trafem we wszystkich tych miejscach konieczne jest dokonanie egzorcyzmów...