Następnego dnia jakiś pierwszoroczny przekazał mi informację, że mam iść do skrzydła szpitalnego. Wykiełkowała wtedy w moim sercu nadzieja. Wszystko będzie dobrze. Tylko te myśli krążyły mi po głowie. Nie dopuszczałam do siebie tych złych.
W skrzydle było jasno, większość zasłon było poodsłanianych, a łóżka nie zajęte. Oprócz jednego. Leżała na nim blondynka o włosach do ucha. Na rękach miała liczne zadrapania, niektóre były głębsze od reszty
- W coś ty się wpakował głupia dziewczyno - powiedziałam, siadając na jej łóżku. Nawet nie drgnęła. Wciąż leżała spokojnie w tej samej pozycji. Czułam ulgę, że żyje, ale chciałabym, żeby szybko się obudziła.Nadszedł listopad. Zrobiło się chłodno, ograniczało to dłuższe wyjścia na błonia, ale rozpoczynało też sezon quidditcha. Nasze treningi były dosyć częste, ale nie tak jak Gryfonów. Mieliśmy dobrą drużynę, umiejętności i nowszy sprzęt. Czym mieliśmy się martwić? Na pewno nie tym, że w dniu meczu obudziła się Cecily. Gdy tylko o tym usłyszałam wybiegła z wielkiej sali jak poparzona, dziewczyny nie potrafiły mnie zatrzymać. Biegiem przeleciałam przez korytarze, by znaleźć się w skrzydle szpitalnym.
Gdy wchodziłam, prawie popłakałam się ze szczęścia. Pani Pomfrey nie było w pomieszczeniu, więc wkradłam się tam po cichu. Cecily uśmiechnęła się do mnie, gdy mnie spostrzegła. Szybko do niej podbiegłam i przytuliłam ją. Nie zważałam już nawet na jej jęki, gdy dotknęłam jej rany. Za bardzo teskiniłam. Dopiero, gdy wydała z siebie głośne syknięcie, puściłam ją i usiadłam na łóżku obok. Patrzyła na mnie, powstrzymują śmiech.
- To cię nastraszyłam.
Więcej nic nie musiała mówić. Oberwała poduszką, co wywołało u niej napad glupawki. Naprawdę za nią tęskniłam.
Pierwsze mecze szybko przyszły. Najpierw męczące treningi i wielkie prace domowe, potem ogromny stres związany z wygraną. W końcu nasi wrogowie mieli nowego zawodnika. Harry musiał być dobry. W końcu nie codziennie do drużyny przyjmują pierwszorocznych.
Spotkałam go któregoś dnia na boisku jak ćwiczył z Woodem. Byłam zdziwiona jego korepetycjami. Nikt chyba tak nie robił. Dlatego, gdy Harry latał, szukając znicza, usiadłam przy Woodzie na środku boiska. Nie byłam pewna czy mi było wolno. E końcu to trening Gryfonów, co z tego, że tylko dwóch.
- Jak mu idzie latanie? - rzuciłam bezmyślnie. To była pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy. Nie za bardzo wiedziałam jak zacząć rozmowę. Miałam nadzieję, że nie wyszłam na idiotkę. Nie przy nim.Spojrzałam na Olivera, wyczekująco. Chyba oboje nie byliśmy pewni tej rozmowy. Od incydentu z trollem nie rozmawialiśmy. Był jedną z nielicznych osób, która widziała mnie jak płaczę. Bałam się po tym, że komuś o tym powie. Wstydziłam się takiej chwili słabości. Nie powinnam jako Ślizgonka się tak zachowywać. Chociaż co mnie to obchodzi, skoro lubię Gryfona.
Bałam się, że Oliver coś komuś o tym wspomni i historia rozniesir się się po Hogwarcie. To oznaczałoby drwiny wśród mojego domu. W końcu Slytherin jest pełen dwulicowych żmij, które czekają na moment twojej słabości. Zwłaszcza, gdy jest się z bogatego lub znanego rodu. Ma się wtedy pełno dwulicowych "przyjaciół".
Dlatego cieszyłam się, że mam prawdziwe przyjaciółki.
Dlatego tak bałam się o Cecily.
Dlatego tak reagowałam.- Jest świetny. Ma wrodzony talent. Musi mieć, zwłaszcza, że niedawno dowiedział się, czym jest quidditch - powiedział kapitan, patrząc ciągle na Harrego, który doganiał znicza.
- Jego ojciec był podobno świetny - rzuciłam szybko. Zawsze zazdrościłam mu rodziców. Mądra i lubiana mama, którą wszyscy nauczyciele lubili. No i tata znany na cały Hogwart, świetny zawodnik quidditcha i jeden z najbardziej lubianych chłopaków.
Moi byli postrzegani jak kobieta z wielką przyszłością, która zniszczyła sobie życie i kryminalista, zabijający przyjaciół.
- Pewnie, był jednym z najlepszych. Musimy dużo ćwiczyć u może kiedyś uda nam się być choć w połowie tak dobrzy jak on. - Oczy mu się zaświeciły z podekscytowania. Zachichotałam na ten widok. Lubiłam go takiego. Jego zachowanie, gdy mówił o quidditchu. Na pierwszy rzut oka było widać, że kochał tę grę.
Szybko położyłam mu rękę na ramieniu, cały czas patrząc mu w oczy. Uśmiechnęłam się do niego.
- Już jesteś świetnym graczem i kapitanem. Idę. Nie będę już wam przeszkadzać. Muszę jeszcze zrobić referat na eliksiry. - Wstałam i pomachałam dłonią do zbliżającego się Harrego.- Mogę ci dać swój, wiesz, mam go gdzieś jeszcze i no możesz z niego skorzystać. No wiesz taka przysługa i w ogóle. Mogłabyś potem gdzieś ze mną iść czy coś. - Widać było, że był lekko zakłopotany. Zwłaszcza, że prawie nie zauważalnie się zarumienił. Było to słodkie i niespodziewane. Ale muszę przyznać, że pomysł wyjścia z Woodem do Hogsmade był niczego sobie. Chciałabym wybrać się na spacer w nocy miotłą nad Hogwartem. Z nim.
Podszedł do nas Potter, uśmiechając się od ucha do ucha ze znicze w ręce. Dał go szybko Woodowi. Nie chciałam im już przeszkadzać. No i musiałam biec do Cecily. Musiałam spędzić z nią trochę czasu.
- Chętnie Wood, ale tylko to drugie. Z referatem sobie poradzę. - Nie dając mu dojść do słowa przytuliłam go na pożegnanie i pobiegłam w stronę zamku. Najszybciej jak się dało, oczywiście.
Co mnie napadło? Nie wiedziałam, ale byłam szczęśliwa, że byłam wstępnie umówiona z Woodem. Szczegóły omówi się później. Ważne, że chciał się spotkać poza szkołą, a ja byłam wręcz rozanielona. Co ze mną nie tak?
Wam też tak Wattpad szwankuje? Juz któryś raz poprawiam tytuł rozdziału, wczoraj nie chciał się opublikować, bo niby internetu nie miałam. Co najlepsze normalnie mogłam wyszukiwać nowe historie i je komentować, więc coś jest nie tak. Masakra. Jescze miałam problem, bo rozdział ciągle się skraca do 600 słów.