Rozdział V

203 31 102
                                    

        Frosty bezskutecznie przeglądał ogłoszenia o prace. Niestety nie znalazł niczego, co by zainteresowało go na tyle, by udać się na rozmowę. Czas mijał, a on wiedział, że musi w końcu coś znaleźć. Pieniądze, które miał odłożone miały być przeznaczone na kupno nowego domu, dlatego nie chciał ich ruszać. Australijczyk miał już dosyć gapienia się w monitor. Wyłączył komputer i poszedł do ogrodu. Zabrał ze sobą swoją gitarę i położył się na leżaku. Bruno wesoło pobiegł za nim. Już po chwili zdawało się słyszeń dźwięki, które wydobywały się, gdy Ben pociągał za struny. Nareszcie mógł się odprężyć. Po krótkiej chwili zaczął nucić jakąś piosenkę. Zamknął oczy i dał się ponieść. Lubił grać i sprawiało mu to ogromna przyjemność.

Kimberly była w kuchni i robiła obiad. Dzisiaj miała wolne. Chciała pobyć z Frostim. Ostatni mieli dla siebie mało czasu, poza tym widziała jak jest mu ciężko. Ben nie widział się z Tomkiem już prawie miesiąc. Nie pisali też, ani nie dzwonili. Gdy tancerka prosiła go, by zadzwonił do kumpla, to odpowiadał tylko "Że mieli od siebie odpocząć, więc to robią". Kim widziała jednak w oczach męża wielki smutek, wiedziała, że brakuje mu przyjaciela i nagrywania nowych filmików. W końcu robił to prawie codziennie od prawie dziesięciu lat. Naglę usłyszała znajomy głos i muzykę, którą tak bardzo lubiła. Wyjrzała przez okno i uśmiechnęła się. Uwielbiała, gdy grał. Zostawiła wszystko i poszła do ogrodu. Frosty akurat skończył grać.

- Nie przestawaj...- Powiedziała Kim i usiadła obok niego. Zagraj coś jeszcze. Frosty uśmiechnął się, pomyślał chwilę i znów szarpnął za struny.

"Zatroskany młody mężczyzna, idzie w tę stronę,

Idzie z głową uniesioną wysoko, jak gdyby to był jego dzień,

Jego buty dodają mu mocy- tak przynajmniej myśli,

ale nie potrafi zniknąć w whiskey, którą piję,

Im więcej zadaje pytań, tym bardziej wsiąka...znowu...

Jednej krok do przodu, a dwa w tył,

Może wydawać się dziwny, ale ma talent...

Wznosi ręce ku niebu i mówi-

O mój Boże...już dobrze..wszytko dobrze, jeśli powie "Żegnaj..."

Kim patrzyła ze smutkiem na męża. Złapała go za rękę i zabrała mu gitarę. Położyła się koło niego. Nie musiała nic mówić. Mężczyzna wiedział, że jest przy nim.

Po obiedzie Kim poprosiła Bena, by jeszcze chwilę posiedział z nią przy stole. Chciała z nim porozmawiać.

- Kochanie...Proszę cie...Zanim cokolwiek powiesz wysłuchaj mnie do końca, ok?

- Uuu brzmi groźnie...Jesteś w ciąży? - Zażartował.

- Co? Nie...Wypluj te słowa.

- Szkoda...- Powiedział Frosty.

- Chodzi o to...- Nagle Kimberly przerwała - Co?

- No szkoda...

- Nie mówiłeś mi, że masz takie parcie na dzieci...

- Bo nie miałem, ale jakoś ostatnio zacząłem nad tym poważnie myśleć. Mam 27 lat..młodszy nie będę.

- Wiesz, że mam trochę planów zawodowych i nie mogę w tej chwili pozwolić sobie na dziecko.

- Wiem. Rozumiem.

- Chce mieć z tobą dzieci, ale...jeszcze nie teraz...może za dwa lata, hmm?

Jet Crew- Oh, Baby!Where stories live. Discover now