Rozdział V

179 20 2
                                    

Od tamtego wydarzenia minęły już cztery tygodnie. Nie rozmawiałyśmy o tym już nigdy więcej. Veronica doszła do wniosku, że lepiej o tym zapomnienieć. Było bardzo późno, może pomieszałyśmy niektóre słowa i stąd ta paranoja.

Nie zapomniałam także o Malevolance. Opowiedziałam jej o tym, że Kastar był w dzielnicy i pragnął dręczyć Katalonów. Nic nie wspominałam jej o Rodricku i rozmowie rodziców. To była w głównej mierze tajemnica Veronici i nie zamierzałam jak narazie jej o tym mówić.

- Panienko pora wstawać! - obudziła mnie Helga - służąca moich rodziców.

- Co? Która godzina? Z tego co widzę jest jeszcze grubo przed świtem.

- Owszem, ale moja Pani kazała cię obudzić. Dzisiaj król przyjeżdza. Musimy wszystko dobrze przygotować.

No tak, zapomniałam. Od ponad tygodnia wszyscy gadają tylko o jednym. Każdy stara się przystroić swój dom tak pięknie aby król zwrócił na niego uwagę. Znając życie nasz monarcha jest tylko grubym, pijanym obdartusem którego interesuje tylko to czy kielich jest pełny...

Umyłam się i ubrałam w długie, luźne, błękitne spodnie i białą koszulę z rękawami do łokci, a włosy związałam w warkocz.

- Cześć mamo, cześć tato! - zawołałam. Rozejrzałam się po jadalni. Rodzeństwo już smacznie zajadało śniadanie, a rodzice ciągle się śmiali.

- Witaj śpiochu! - uśmiechnęła się mama - Wyspana i gotowa?

- Oczywiście! Dalej posiadam dobre maniery i chyba dalej panuje nad magią wody. - odpowiedziałam ironicznie.

- To bardzo dobrze bo dzisiaj ci się to przyda.

Usiadłam z rodziną przy stole. Pogadaliśmy jeszcze przez chwilę na temat dziszejszego dnia i ustaliliśmy pare rzeczy. Kastar pomaga ojcu przy dekoracji sali bankietowej, Ricki idzie z mamą na obchód miasta, Veronica odbierze nasze stroje od krawcowej, a ja jadę z kapitanem straży Livaldenem poza miasto, aby móc wcześniej powitać króla.

Po skończonym śniadaniu Helga posprzątała, a ja zarzuciłam płaszcz z wyszytą różą na plecach i buty do jazdy konnej. Gotowa do drogi ruszyłam w kierunku stajni. Tam czekał na mnie sir Livalden.

Rycerz był już trochę po czterdziestce, mimo to wciąż wyglądał młodo jak na swój wiek. Był magiem ziemii więc jego zbroja lśniła się na zielono. Miał piękne zielone oczy w których zapewne utonęła już niejedna niewiasta. Swoje długie brązowe włosy spiął w kucyka a brodę miał idealnie przystrzyżoną. Swoją drogą był on dla mnie jak wujek. To on nauczył mnie jeździć konno, zanim jeszcze zaczęłam dobrze mówić.

- Witaj sir. Jakie plany mamy na dziś? - zapytałam żartobliwie.

- Lady Aveline, obawiam się, że zmuszona jest panienka towarzyszyć mi i reszcie gwardii w drodze na powitanie króla. - uśmiechnął się mój "wujaszek".

Giermek osiodłał mi konia i wraz z Livaldenem i resztą gwardii wyruszyliśmy z zamku.

To mi przypadło zadanie powitania króla. Mój ojciec nie mógł gdyż jest zbyt zajęty pilnowaniem pożądku w mieście, a najstarsze dziecko Veronica nie ma mocy i mama boi się, że mogłoby to się przypadkiem wydać, także wszystko spada na mnie!

- Jak ci mija dzień? - spytał Livalden - Piękna pogoda, słońce świeci. Tylko króla mamy na głowie.

- Wyjątkowo dobrze, martwię się tylko o Katalonów zamkniętych w dzielnicy. - musiałam rozpocząć ten temat. Wiedziałam, że on jest jedyną osobą która może mi udzielić szczerej odpowiedzi.

ŻywiołyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz