Kilka dni po przyjściu na świat James leżał na sali z innymi szkrabami. Żałował, że był taki malutki i nie mógł kompletnie nic zobaczyć poza ściankami pojemnika, w którym leżał, choć nawet tego nie mógł oglądać przez materiał, który go przykrywał.
Pewnego dnia do sali weszła pielęgniarka i wzięła go na ręce. W końcu mógł coś zobaczyć! Nareszcie się dowiedział z kim spędził tyle czasu! Już wiedział z kim tak zacięcie wymieniał dźwięki. Najbliżej niego był trochę większy od niego chłopiec, miał trochę jaśniejszą skórę niż on i nie miał aż takiego szczęścia co on. Madison już kilka razy słyszał, że jakaś kobieta umarła kilka godzin po porodzie i słyszał, że nosiła nazwisko Jefferson. Może i był małym i według niektórych bezmyślnym dzieckiem, ale rozumiał wszystko. Każde słowo było dla niego zrozumiałe.
Dziś przyszedł czas na to żeby pojawił się w domu i poznał swojego ojca. Nie mógł się już doczekać aż zobaczy swoje prawdziwe otoczenie. Był bardzo szczęśliwy, a gdy już był ze swoją mamą ostatni raz pomyślał o swoim sąsiedzie, z którym "rozmawiał" przez ten cały czas na różne tematy. Jako dzieci mieli swój oddzielny język i dzięki temu ich rozmowy pozostawały tajne. Jego sąsiad z prawej strony stał się jego najlepszym przyjacielem. Z tego co Madison słyszał to właśnie jego przyjaciel stracił matkę.
Po niedługim czasie Madison był już w domu. Poznał swojego ojca i zwiedził z nim cały dom. Na koniec trafił do swojego pokoju. Pomieszczenie było potężne i bardzo piękne. Chłopiec natychmiast się przyzwyczaił.
Kilka lat później Madison wyruszył w świat, a tak dokładnie to poszedł do szkoły. Miał dobre oceny i kilku kolegów jak każdy w tym wieku, ale kolegów tych nie mógł nazwać przyjaciółmi. Niektórzy mu dokuczali, ale później dali mu spokój. James nie wiedział dlaczego tak się działo więc jego rodzice postanowili, że chłopiec zmieni szkołę.
Sposób poskutkował. Chłopak znalazł lepszych kolegów i nie miał prześladowców. Do nowej szkoły chodził z uśmiechem na twarzy, a do domu wracał z jeszcze większym uśmiechem.
Pewnego zimowego dnia James przetrząsał albumy ze zdjęciami i znalazł jedno zdjęcie ze szpitala. Na zdjęciu była dwójka dzieci. Zapewne on i jakiś jego sąsiad. James wziął zdjęcie i pobiegł do mamy.
- Mamo! Zobacz co znalazłem! Kto to? Co to za dzieciaki? Czy ten jeden to ja? - chłopak zadał te pytania na jednym dechu więc na chwilę ucichł by dać mamie odpowiedzieć i przy okazji złapać oddech.
- Spójrz, to jesteś ty. - mówiąc to kobieta wskazała na ciemniejsze dziecko. - A to jest chłopiec, do którego ciągle coś "mówiłeś". - kobieta tym razem wskazała na jaśniejsze dziecko. - Nadawaliście cały czas.
- Serio? Ciekawe o czym z nim rozmawiałem.....
Po następnym upływie czasu James skończył w gimnazjum z internatem. Chłopak wciągnął porządny haust powietrza i wszedł do swojego pokoju. Był ciekawy z kim będzie go dzielił. Chwilę po nim do pokoju wszedł trochę wyzszy od niego chłopak z jaśniejszą od niego skórą.
- James Madison? - spytał niepewnie chłopak, który właśnie wszedł do pokoju.
- Tak, a ty pewnie jesteś Thomas Jefferson.
- Mhm...
- Miło mi cię poznać Thomas. - powiedział ciepło Madison uśmiechając się w stronę wyższego.
- Mi również miło cię poznać Jimmy. - uśmiechnął się wyższy wyciągając rękę w stronę Madisona. - Myślę, że to będzie interesujący semestr....
- Również tak myślę. - Madison ścisnął rękę wyższego i wyszczerzył zęby.
Kilka dni później James dowiedział się o swoim koledze całkiem dużo. Wiedział już, że Thomas uwielbia macaroni i jest zdolny pochłaniać je tonami. Dowiedział się również jednego przykrego faktu o swoim lokatorze, konkretnie tego, że Thomas stracił matkę kilka godzin po swoich narodzinach. Jimmy współczuł z tego powodu Jeffersonowi, ponieważ każdy powinien poznać swoją rodzicielkę, każdy bez wyjątku.
Obecnie chłopcy siedzieli na podłodze i zadawali sobie kolejne pytania. Padło ich już wiele, ale chęć poznania się sprawiała, że w ich głowach tworzył się ogrom nowych pytań.
- Jakie masz relacje ze swoim ojcem? -spytał po chwili ciszy Thomas.
- No więc, ja i mój ojciec jesteśmy ze sobą bardzo blisko, jak byłem mały spędzałem z nim każdą wolną chwilę, nawet jak mam trzynaście lat spędzam z nim dużo czasu, no ale teraz z powodu szkoły nie będę mógł być z nim ciągle, ale w wakacje to nadrobię. - powiedział z uśmiechem Jimmy. - A ty jakie masz relacje ze swoim ojcem?
- No cóż, ja i mój ojciec od zawsze się nienawidziliśmy, zazwyczaj zajmowała się mną jedna ciotka i wuj, ale gdy miałem dziesięć lat ojciec zaczął ograniczać kontakt z nimi do minimum. Za to znienawidziłem go jeszcze bardziej, ale czarę przechyliło to jak sprowadził do domu tę raszplę.... - Thomas zacisnął pięści ze wściekłości i kontynuował. - Przez nią zaczął chlać i mnie bić, nie obchodziło go to co robiłem więc często uciekałem z domu lecz on dzwonił do wszystkich i udawał troskliwego ojczulka, który kocha swojego synka i chce go znaleźć za wszelką cenę... Zawsze gdy odstawiali mnie do domu dostawałem porządne wpierdol. Pełno siniaków, zadrapań i skaleczeń.... W szkole mówiłem, że to tylko seria przykrych wypadków...
- Ojej... Nie wiedziałem, że niektórzy ojcowie mogą być tacy okropni....
- W dupie z moim ojcem! - Jefferson nagle się uśmiechnął. - No więc powiedz mi co jest twoim ulubionym sportem
- Uhhh myślę, że spanie. - zaśmiał się James.
- Nie no mój człowiek! - śmiał się Jefferson po czym złapał Madisona i poczochrał po włosach.
Jesteśmy tacy różni, nie znamy się, a ja czuję się przy nim zupełnie jak przy kimś kogo znam od dziecka.....