Rozdział 6 - A co jakbym ją rzucił?

547 62 32
                                    

Josh w roli opiekunki spisywał się genialnie. Przez ostatnie parę tygodni dzieci strasznie się od niego przywiązały, a gdy tylko wychodzi od nas z domu, Maddy dopytuje kiedy znów przyjdzie. Czasem nawet mam wrażenie, że wolą bardziej jego niż mnie. Może wydawać się to dziwne, ale takie jest moje odczucie.

Co do mojego kontaktu z czerwono włosym, to poznaliśmy się bliżej i staliśmy się przyjaciółmi. Tak, on jako mój ''pracownik'', a ja jako jego ''szef'' zostaliśmy przyjaciółmi. Mimo, że nie traktuję go jak pracownika, to on czasem sam o tym przypomina. Ostatnio nawet doszedłem do wniosku, że to nie taka przyjaźń jak każda inna. Przecież ja mu płacę za spędzanie czasu z dziećmi, ale także nie raz ze sobą. A chyba nikt nie chciałby płacić za przyjaźń, prawda? Nie wiem czy wiesz co mam na myśli, nie wiem jak to jaśniej objaśnić. Zanotowałem sobie w głowie, żeby w najbliższym czasie z nim o tym porozmawiać...

A tym czasem właśnie wracałem z pracy. Po drodze do domu zrobiłem małe zakupy i wypłaciłem trochę gotówki z banku. Zaparkowałem na podjeździe, wyjąłem reklamówki z bagażnika i wszedłem do domu. Od razu uderzył we mnie zapach świeżych naleśników, na co zdziwiłem się lekko.
- Cześć wszystkim! - krzyknąłem w głąb domu i zdjąłem buty ze stóp. Po chwili poczułem jak do moich nóg przytulają się dwa małe ciałka. Spojrzałem w dół i zacząłem się śmiać. Maddy i Zack byli cali brudni na twarzy od kremu czekoladowego, ale za to szeroko uśmiechnięci. Podejrzewam, że nawet tego nie zauważyli.
- Cześć, szkraby - powiedziałem i wziąłem Zacka na ręce, a Maddy za dłoń. W tej właśnie chwili, zza rogu korytarza wyłonił się Josh, który gdy tylko spojrzał w moją stronę, uśmiechnął się uroczo. Właśnie, ostatnio za dużo zauważałem u niego uroczych, słodkich, zabawnych, seksownych i innych tego typu rzeczy, co wcale nie wróżyło nic dobrego.
- Hej - odezwał się, a ja lekko uniosłem kąciki ust - Dzieci były głodne, więc pomyślałem, że zrobię naleśniki. Nie gniewasz się, prawda? - zapytał nieśmiało i wszyscy razem weszliśmy do kuchi.
- Jeżeli zostało coś jeszcze dla mnie, to nie. Jestem głodny jak wilk - zaśmiałem się i usiadłem do stołu, a na moich kolanach Maddy.
- Jasne, że zostały. Nie zapomnieliśmy przecież o Tobie - odparł chłopak i postawił przede mną stosik naleśników - Smacznego - szepnął i wziął Mad na ręce, udając, że jest ona samolotem, a przy okazji zaczął wydawać dźwięki jak jakiś odrzutowiec. Powiedziałem nieme ''dziękuję'' i zacząłem jeść posiłek. Były naprawdę pyszne, dla tego w szybkim czasie zniknęły z mojego talerza.

-----------------------      -----------------------------------   -----------------------------    ----------------------

Kolejne dni upływały tak samo. W domu, dzieci były pod opieką Josha, ja w tym czasie w pracy, po godzinie może dwóch spędzonych wszyscy razem, chłopak wracał do siebie i tak w kółko. Jednak pewnego dnia, gdy wróciłem do domu, Joshua chciał ze mną porozmawiać. Usiedliśmy więc przy stole w kuchni, na przeciw siebie. Spojrzałem na chłopaka i niepewnie zapytałem:

- No więc o czym chciałeś porozmawiać?

Chłopak westchnął i spojrzał w moje oczy. Był nieco zmartwiony, a z drugiej trochę podekscytowany.
- No bo chodzi o to - zaczął kolorowo włosy - Że dostałem propozycję pracy w klubie wieczorami, jako barman. Wiesz, chciałbym jeszcze sobie zarobić i kiedy uzbieram tyle ile planowałem, to wtedy zastanowię się co dalej. Czy tobie będzie to przeszkadzać, że będę wcześniej od was wychodziła albo ogólnie nie podoba ci się ten pomysł z drugą pracą?

Nie powiem, byłem lekko zaskoczony. To oznacza, że za mało mu płacę czy jak? Nie byłem zbyt zadowolony, bo w końcu jeśli tam będzie miał lepsze zarobki, to pracę w opiece nad dziećmi rzuci w szybkim czasie. Nie podobało mi się też to, że chłopak wychodził by wcześniej, co oznacza, że nie spędzalibyśmy już potem razem czasu.

Westchnąłem i analizując szybko w głowie swoje myśli, powiedziałem:
- To znaczy, że mam ci dawać więcej kasy za opiekę?
- Co?! Nie, nie, nie Tyjo! Tyle ile płacisz mi wystarczy, nie chcę Cię obciążać. Po prostu druga praca będzie lepszym rozwiązaniem, przynajmniej moim zdaniem.
- Ale to w cale nie zmienia faktu, że ci za mało płacę - stwierdziłem
- Ej, Tyler. Płacisz mi wystarczająco. Za tą pracę nawet nie musiałbym dostawać pieniędzy, bo spędzanie czasu z tak cudownymi dziećmi i tak wspaniałą osobą jak ty, wcale nie musi być płatne. - powiedział chwytają mnie za dłoń, którą położyłem na stole. Poczułem lekkie mrowienie po zetknięciu się naszej skóry. Uśmiechnął się do mnie ciepło i zaczął kciukiem pocierać delikatnie wierzch mojej dłoni. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
- Ale i tak ci będę za to płacił, w końcu to nadal twoja praca - odezwałem się w końcu.
- A co jakbym ją rzucił? - zapytał z cwaniackim uśmieszkiem
- Cóż, to pewnie straciłbym swoją pracę i musiał bym zająć się domem i dziećmi, no ale już bez żadnych pieniędzy. - wzruszyłem ramionami, ale pomyślałem, że serio tak by to wyglądało.
- No ale co jeżeli ja jako twój przyjaciel, przychodził bym zajmować się młodymi? - dopytał chłopak
- To wtedy wszystko było by wpo... - uświadomiłem sobie w tamtym momencie, że jednak nie było by ok - Ej, nie, nie, nie. Źle bym się czuł ze świadomością tego, że nie dostajesz nic w zamian.
- Ale ja nic nie chcę w zamian, Tyler. Zrozum to. Mogę się opiekować twoim rodzeństwem za free, mówię serio. To dla mnie przyjemność spędzać czas z nimi i z Tobą kiedy wracasz z pracy. Nie sprawiają mi żadnego kłopotu, więc nie widzę powodów dla których nie podoba Ci się ten pomysł. A przecież wiem, że masz wszystko na głowie i te parę stów w kieszeni które ci zostaną, zamiast mi płacić za opiekę, naprawdę są przydatne. - skończył swój wywód, a ja westchnąłem po raz kolejny - Zgódź się, Tyjo. - poprosił patrząc w moje oczy.

Przez dłuższą chwilę nic nie mówiłem, tylko myślałem nad jego słowami. Był bardzo inteligentny i mądry, a dodatkowo chyba miał rację.

- Dobra. - odezwałem się wreszcie - Zgodzę się, ale narazie tylko na okres, um... próbny.
- Naprawdę? - zdziwił się nieco, a ja potwierdziłem nieśmiałym kiwnięciem głową. Chłopak wstał od stołu i bez słowa pdzytulił mnie. W jego ramionach było bardzo przyjemnie. Przytulił mnie pierwszy raz odkąd się znamy, a od tamtej chwili chciałbym, żeby zdarzało się to częściej. Nawet nie wiem dlaczego mnie przytulił, przecież ma teraz przeze mnie więcej obowiązków. Chociaż z jednej strony, opieka nad ''moimi dziećmi'' teraz już nie jest obowiązkiem dla niego, ponieważ robi to z własnej woli. Lepszej niańki nie mogłem sobie chyba wymarzyć. Słodki, inteligentny, bezinteresowny, przystojny, miły, zabawny, homoseksualny, uroczy, dobroduszny. Ah, cieszę się, że stał się moim przyjacielem...

____________________________________________________________________________

Cud wigilijny się stał!!! Wow, nowy rozdział! Jak się podoba? Przepraszam, że rzadko cokolwiek tu wstawiam, ale narazie chciałabym skończyć ten główny ff SC i dopiero wrócić do pozostałych. Jeśli ktoś tu jeszcze ze mną jest, niech da mi znać w komentarzu.

Wesołych świąt Szaleńcy ;)

Josh's nanny || JoshlerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz