— Twój nowy piesek jest super! —stwierdził Ashton, oglądając zdjęcia na telefonie Caroline. — Też chciałbym dostać taki prezent.
— Rodzice nie byli z niego zadowoleni, ale na szczęście Megan udało się ich przekonać. To najlepszy prezent jak dostałam. Nie wliczając w to naszyjnika od ciebie.
Dzieci siedziały pod wysokim drzewem w parku tuż obok domu chłopca. Dziewczynka lubiła spędzać tam czas ze swoim przyjacielem. Było to ich magiczne miejsce. Wybrali je oboje, gdy wracali do domu pierwszego dnia szkoły. Oczywiście państwo Anderson nie wiedzieli o jego istnieniu. I najlepiej byłoby, gdyby tak pozostało. Caroline nie chciała nawet wyobrażać sobie, co by się stało, jeśli jej rodzice dowiedzieliby się, że po zajęciach przychodzi tutaj bawić się z Ashtonem. Bała się nie tylko o siebie, ale i o swojego przyjaciela.
— Myślisz, że będziesz mogła przynieść jutro tutaj tego psiaka? — Chłopiec wyrwał dziewczynkę z zamyślenia. — Chciałbym zobaczyć go na żywo.
— Wątpię, Ash. Jak na razie tylko Megan może z nim wychodzić. To chyba taka kara od moich rodziców za ten prezent. Nie dla Meg, dla mnie.
— Szkoda...
Dziewczynka przygryzła wargę i spojrzała na wyświetlacz telefonu. Uśmiechnęła się patrząc na ustawione jako ekran blokady zdjęcie białego owczarka szwajcarskiego, dla którego nie wybrała jeszcze imienia. Zaraz potem w oczy rzuciły jej się trzy nieodebrane połączenia. Dwa pierwsze były od rodziców, ostatnie od nieznanego numeru. Caroline szybko podniosła się z ziemi, poprawiając przy tym i tak wygniecioną już sukienkę.
— Muszę iść. Rodzice dzwonili.
— Pewnie się o ciebie martwią. Faktycznie, zasiedzieliśmy się dzisiaj — oznajmił Ashton, stając na równe nogi.
— Możliwe, że czegoś ode mnie chcą. Zwykle nie dzwonią tak często. — Szatynka przewróciła oczami. Była przyzwyczajona do tego, że rodzice traktują ją jak powietrze. Jak dobrze, że miała przy sobie kogoś takiego jak Ashton. — Do zobaczenia jutro, Ash. Pozdrów mamę! — pożegnała się i chwytając plecak pobiegła do domu.
***
— Gdzie byłaś? — Pan Anderson jak zwykle przywitał córkę z pretensją w głosie.
— I dlaczego masz tak bardzo wygniecioną sukienkę? Skakałaś po drzewach, czy co? — dodała pani Anderson, patrząc na córkę z dezaprobatą.
— Przepraszam, ale zupełnie straciłam poczucie czasu. Nie wiedziałam, że tak długo zajmie mi wracanie przez osiedle.
Katherine wzniosła oczy ku niebu i głośno wypuściła powietrze. Caroline czuła na plecach ciężar, który niedługo miał na nią spaść.
—Dzwoniliście, czy coś się stało?
Teraz oboje spojrzeli na córkę. Dziewczynce wydawało się, że w oczach rodziców dostrzega odrobinę współczucia. Jednak wrażenie to przeszło tak szybko, jak się pojawiło. Caroline nie wiedziała, czego ma się spodziewać. W głowie tworzyły jej się najgorsze scenariusze. Czy coś stało się Megan? Nic gorszego nie mogłoby się przecież wydarzyć.
— Dzwoniła do nas twoja wychowawczyni.
A jednak.
— Powiedziała, że nie było cię dzisiaj na lekcji pianina. — Gula w gardle dziewczynki urosła. — Tak jak i tydzień temu. Podobno przez cały ostatni miesiąc twoja nauczycielka zdążyła zapomnieć, jak wyglądasz.
— W tej chwili masz nam powiedzieć, co do cholery robiłaś w tym czasie! — Panu Andersonowi puściły nerwy.
Caroline bała się cokolwiek powiedzieć. Czuła, że jeśli tylko otworzy usta, wybuchnie szlochem, którego nie będzie w stanie zatrzymać. Zebrała w sobie resztki sił i ledwie słyszalnym głosem powiedziała:
— Chodziłam nad rzekę...
Skłamała. Nie mogła przecież dopuścić do tego, by jej rodzice poznali prawdę.
Czerwony ze złości Thomas próbował się uspokoić.
— Po co? — zapytał.
— Żeby nie musieć siedzieć w domu.
Katherine prychnęła i zaczęła wyrzucać córce, że jest nieodpowiedzialna i głupia. Jako jej rodzice robią dla niej wszystko co najodpowiedniejsze, dają jej wszystko co najlepsze, a ona tak im się odwdzięcza.
Ostatecznie skończyło się na tym, że Caroline dostała szlaban do odwołania. Thomas zabrał jej telefon; zaraz po zajęciach miała iść prosto do domu; nie mogła wychodzić na przyjęcia urodzinowe swoich koleżanek z klasy. Tym ostatnim nie przejęła się jakoś szczególnie bardzo. Można powiedzieć, że nawet się ucieszyła. Jednak najbardziej dotknął ją zakaz późniejszego wracania do domu. Oznaczało to brak spotkań z Ashtonem. Jedynym, co podnosiło ją na duchu, był fakt, że będzie widywać go w szkole. Przynajmniej tego nie mogą jej odebrać.