Prolog

21 1 4
                                    

— Sto lat! Sto lat! Niech żyje, żyje nam!

Te wesołe okrzyki roznosiły się na odległość kilkudziesięciu metrów. A to wszystko dzięki panu Andersonowi, który specjalnie na dziesiąte urodziny swojej córki Caroline wypożyczył najlepszy sprzęt nagłaśniający, którego nie powstydziłby się żaden najzamożniejszy mieszkaniec Sydney. Nie ma się czemu dziwić - w końcu pan Thomas Anderson był jednym z najbardziej wpływowych biznesmenów w całej Nowej Południowej Walii. Również jego żona szczyciła się wysokim mianem: pani dyrektor dobrze prosperującej firmy farmaceutycznej. Łatwo więc można się domyślić, że grono ich "przyjaciół" było ogromne. Dlatego też przyjęcie urodzinowe Caroline wyglądało bardziej jak impreza integracyjna. Z tym, że aktualnie w salonie państwa Anderson znajdowało się nieco więcej dzieci.

— Skarbie, powiedz Megan, żeby przyniosła tort, nie będziemy przecież czekać wiecznie — szepnęła pani Anderson do męża, przekręcając w palcach kieliszek z szampanem.

— Oczywiście kochanie. — Thomas udał się do kuchni w poszukiwaniu niani Caroline.

— Mamo! Mogę już otworzyć prezenty?

Mała szatynka w niebieskiej balowej sukni podbiegła do pani Anderson i delikatnie pociągnęła ją za wstążkę, będącą ozdobą jej kreacji. Kobieta spojrzała na córkę z dezaprobatą i skarciła ją, sycząc ciche: "zachowuj się, mamy gości". Zrezygnowana dziewczynka wróciła na przyszykowane dla niej miejsce, którym był podest, znajdujący się tuż obok kominka.

W tym samym czasie do salonu weszła Megan, pchając średniej wielkości wózek, na którym ustawiony był trzypiętrowy tort, obficie polany czekoladą. Caroline na widok tego ciasta przygryzła wargę. Nie była pewna, czy to dobry moment, aby przypomnieć rodzicom, że ona wcale nie lubi czekoladowych tortów. Jednak powstrzymała się, gdy zobaczyła radość w oczach innych dzieci. No i oczywiście przypomniała sobie słowa mamy:

— Torty czekoladowe są idealne na przyjęcia. Pokazują, jaka jesteś wykwintna. Pamiętaj o tym!

Tak więc porcja Caroline została pochłonięta przez pulchnego syna jednego z przedstawicieli firmy ojca.

***

Czas otwarcia prezentów w gronie gości niestety nie nadszedł, mimo ciągłych próśb solenizantki. Andersonowie kazali Megan przenieść upominki do pokoju dziewczynki, gdy oni będą zajęci żegnaniem się z gośćmi.

— Mamo, czy będę mogła pomóc Megan?

— Rób co chcesz, tylko załóż coś innego. Nie chcesz chyba pobrudzić tej sukni!

— Oczywiście, że nie, mamo. — Caroline pobiegła do swojego pokoju i zniknęła w garderobie. Po kilku minutach wyszła z niej w dresie koloru khaki i z wyraźną ulgą, malującą się na twarzy.

Przenoszenie prezentów trwało niecały kwadrans. Gdy wszystkie upominki leżały już bezpiecznie pod oknem, Megan i Caroline wygodnie usiadły na dużym łóżku dziewczynki. Niania wyjęła z kieszeni spodni małe zawiniątko i wręczyła je swojej podopiecznej.

— O jejkuś, Megan, nie trzeba było!- zawołała wesoło szatynka, przytulając się do opiekunki. — Najważniejsze, że byłaś dzisiaj ze mną. Może i nie cały czas, bo miałaś dużo do zrobienia w kuchni, ale jednak.

Dziewczyna zaśmiała się i wytłumaczyła, że prezent od niej leży po drugiej stronie łóżka, a pakunek, który teraz przekazała dziewczynce, to upominek od jej przyjaciela, Ashtona. Chłopiec nie mógł przyjść na przyjęcie ze względu na jej rodziców, którzy darzyli rodzinę Irwin szczególną niechęcią. Głównym tego powodem był fakt, że matka Ashtona jest zwykłą bibliotekarką, a jego ojciec od lat nie utrzymuje z nimi kontaktu. Przecież ludzie takiego pokroju jak Thomas i Katherine Anderson nie mogli zadawać się z marginesem społecznym, jakim jest Anne Irwin. Tak więc jedyną osobą jakiej zabrakło na przyjęciu urodzinowym był chłopiec, który był jedynym prawdziwym przyjacielem Caroline. Ironia losu, prawda?

Gdy dziewczynka ujrzała zawartość prezentu, rozpłakała się ze szczęścia. W małym pakunku znajdował się naszyjnik z zawieszką w kształcie puzzla. Pod spodem leżała kartka zapisana niechlujnym pismem dziesięciolatka:

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Caro! Przepraszam, że mnie nie było, ale oboje wiemy, jaki był tego powód... Mam nadzieję, że prezent ode mnie ci się podoba! Jakbyś chciała wiedzieć, to mam taką samą zawieszkę. Tyle że ja noszę ją na sznurku i na ręce, bo nie jestem dziewczynką. Mama przekazuje uściski.

Ash

— Dziękuję Ash...

ForeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz