23.04
Grzegorz nigdy się nie zakochał. Nigdy nie miał z nikim na tyle blisko, by kogoś zacząć darzyć sympatią, a co dopiero poczuć miłość. Nie było mu z tym źle. Miał do niedawna Ginu, który wynagradzał mu wszystko. Teraz kiedy zbliżała się godzina 16.12, a obok niego na ławce nie było nikogo, pomyślał sobie, że miał rację nie zbliżając się do nikogo. Czuł smutek na myśl, że wczorajsze spotkanie z Mikołajem mogło być jego ostatnim. Nienawidził tego uczucia.
- Ginu - szepnął, przypominając sobie, przez kogo musiał przechodzić przez te boleści. - Zły pies. Bardzo zły pies. Nie pozwoliłem ci umierać.
Nie wiedział czemu, ale nie spodobały mu się jego słowa. Przypominały mu słowa matki przed laty, które wypowiedziała nad trumną jego siostry. On sam nie przejmował się umieraniem. Każdy kiedyś będzie musiał odejść. Mama. Tata. Brat. On. I Mikołaj. Na myśl o tym ostatnim na jego twarzy pojawił się grymas. Nie chciał jego śmierci.
To było złe. Musiał przestać o nim myśleć. Spojrzał na jezioro, chcąc skupić się na wodzie, w której odbijało się słońce. Słońce jednak też mu o nim przypominało. O jego złotych włosach, które piękni mieniły się w ów słońcu.
Wstał z ławki i ruszył w kierunku, prowadzącym do jego domu. Powinien zająć się szkołą. Powinien skupić się na sobie jak to robił do tej pory.
Powinien jutro przyjść.
CZYTASZ
Była 16.20 || Boys Love
Storie d'amoreKrótka historia o psie, parku, ławce i złotowłosym mężczyźnie.