4. Hang on Baby

21 1 0
                                        

Sama wieźli lekarze na noszach. Cały czas trzymałem go za rękę. Czułem jak jego małe paluszki oplatają moją grubą rękę i dają lekki uścisk. Był jeszcze mały, taki niewinny. Dlaczego go to spotyka? Wolałbym, żebym to ja miał raka mózgu. Umarłbym za niego tyle razy ile by  było trzeba. Jest dla mnie wszystkim co mam. Odkąd go poznałem, to jedyna osóbka, na której mi tak zależy. Oczywiście oprócz Camili, którą darzę wielkim uczuciem. Sammy co jakieś kilka sekund dostawał ataku i pluł krwią. Nie było to normalne zachowanie jak na to, że było to dopiero pierwsze stadium. Lekarze powoli gubili się w tym wszystkim. 

Zobaczyłem przerażenie w jego oczach. Dojechaliśmy do specjalnego pokoju i podłączyli mu wszystkie potrzebne rzeczy. Nie znałem się na tym, ale wiedziałem że to mu pomoże. Wstrzyknęli mu wszystkie leki i po kilku minutach atak ustał i przestał się trząść. Spojrzał na mnie cały blady, a ja poczułem jak moje serce zakuło tak mocno jak nigdy przedtem:

- tato, czy ja umrę?

Wziąłem głęboki oddech, ale on nie był głupi. Rozpłakał się głośno. Sam nie widziałem czy umrze. Ale co mam mu powiedzieć? Nic ci nie jest, ten atak to tylko zwykły atak paniki. Nigdy w życiu nie chciałem go oszukiwać. Więc postanowiłem powiedzieć mu najszczerszą prawdę:

- nie wiemy czy umrzesz, synku. Ale masz raka mózgu- złapałem go za rękę. Ostatnie trzy słowa MASZ RAKA MÓZGU spowodowały u mnie chyba jakiś początek depresji, bo sam w to nie wierzyłem. Synek popatrzył na mnie ze łzami w oczach.

- mam raka!! Ja umrę- wykrzyczał płacząc- ja umrę!! Nic już po mnie nie zostanie. Nigdy się nie ożenię. Nie przetrwam operacji. Nie zdam na prawo jazdy. To już koniec. Dlaczego wszystko co złe to ja. Nigdy nie będę mógł poczuć jak to jest być rodzicem. Nigdy nie spełnię swoich marzeń. NIGDY!!!!!!!

Byłem za razem smutny jak i zdziwiony. Skąd on tyle wiedział? Był aż tak mądry. Nie wyobrażałem sobie chyba nawet jak. Kochałem go całym sercem. Było mi tak przykro, tak strasznie przykro, że rozryczałem się na miejscu jak dziecko. A on płakał razem ze mną. Nie wiedziałem nawet co on musi teraz przeżywać. Tym bardziej ile wie o ten chorobie. Zamknąłem oczy i zacząłem wyobrażać sobie nas jak kąpiemy się teraz w morzu. Kupuje mu lody. Robię zdjęcia jemu i Cami. Jak razem się śmiejemy. Kiedy nurkujemy udając delfiny. Wyobraziłem sobie to wszystko czego nie mogę mieć. Nie mogę mieć szczęścia mojego syna.

Nie mogę pokazać mu teraz całego świata. Najchętniej wyjechałbym z nim do Hiszpanii, Francjii, Kanady lub Portugalii. Pokazałbym mu moje rodzinne miasto. Ale nie mogę. Nie mogę. To tak cholernie mnie bolało. Dawało uczucie jakby to wszystko była moja wina. Wszystko komplikuje się wtedy kiedy zjawiam się w czyimś życiu. 

Dlatego właśnie musiałem odejść. Zostawić wszystko to co kocham, żeby tego nie tracić. Spakowałem się jak najszybciej zostawiając Sama pod opieką Camili, a sam uciekając. Po prostu się bałem. Zostawiłem Cam list na stole. Miałem nadzieję, że go przeczyta. Miałem nadzieję, że się nie załamie i to przetrwa. Miałem nadzieje, że mi wybaczy.

Tak zrobiłem to. Stchórzyłem i odszedłem. Jak ostatni dupek i gnojek. Wiem, że przeze mnie dzieją się te wszystkie rzeczy. Przeze mnie Sam może umrzeć. Nienawidzę siebie za to, że wszystko tak schrzaniłem. Odszedłem i już nie wróciłem...A przynajmniej tak myślałem...

                                

                                                                          Droga Camilo <3

Odchodzę. Wiem jak to brzmi i wiem, że pewnie mnie przez to znienawidzisz. Jestem najgorszym co cię spotkało. Może kiedyś ci to wszystko wyjaśnię. Na razie muszę odejść i nie narażać cię już więcej. Proszę, zrozum. Jeżeli nie będziesz w stanie. Spokojnie. Zrozumiem to. Wiedz, że bardzo cię kocham. Mam nadzieję, że Sammy wyzdrowieje. Musi. Niech będzie silny i wytrzyma to wszystko. Rozłąka ze mną na szczęście nie będzie aż taka trudna, bo zna mnie tylko 2 tygodnie. Co do ciebie. Muszę wyznać, że czuję się jeszcze gorzej, że znowu cię zostawiam. Przepraszam i nie oczekuję, że kiedykolwiek mi wybaczysz. 

                                                                                                                     Z największą i najszczerszą miłością

                                                                                                                                                                               Zayn

Camila POV

Przeczytałam ten cholerny list. Na początku się rozpłakałam, ale potem zrozumiałam o co tak naprawdę mu chodziło. Czuł się winny. Przez cztery lata nic się nie działo. A teraz tak po prostu jakaś ciężarówka wjeżdża w szpital, w którym akurat byliśmy, Sam ma raka. Jego przyjaciela postrzelają, a ja mam w sercu szkło, które było praktycznie niemożliwe do wyciągnięcia dla amatora. A jednak jemu się udało. Nigdy w życiu nie winiłaby go choćby za jedną rzecz jaka się stała po jego powrocie. Jednak on umiał doskonale wymigiwać się od rodzinnych spraw. Fakt, że połowa problemów tego świata przeszła na nas, ale ja tak tego nie odbierałam. Sama przeprowadzę operację mojego synka. Dam radę. Jeżeli guz się powiększy właśnie taki mam zamiar. Pozbyłabym się wszystkich organów, żeby tylko go uratować. Był dla mnie całym światem. I dlatego, że był całym światem...nie pozwolę Zaynowi odejść. Choćbym miała go przekonywać dniami i nocami, nigdy nie można nie spróbować. Stwierdziłam, że na razie zajmę się Samem, a dopiero jutro zadzwonię do Tyler'a, żeby pomógł mi namierzyć najważniejszego człowieka w moim życiu. Oczywiście jak nikt inny potrafiłam zrozumieć dlaczego odszedł, ale problem polega na tym, że mu na to nie pozwolę. Nie tym razem...


Następnego dnia przeprowadzałam operację. Facetowi wątroba wysiadała i trzeba było dawce. Na szczęście w ostatniej chwili znalazł się. Był to mój przyjaciel od siedmiu boleści-Noel. Oczywiście nie on oddał wątrobę, ale znalazł kogoś  kto właśnie umarł. Wiem jak to brzmi. Ale najchętniej uratowałabym każdego na tym świecie. 

Gdy skończyłam, poszłam na lunch z moim najlepszym przyjacielem ze szpitala- Julianem. Razem moglibyśmy podbić chirurgiczny świat. Tylko był mały problem. Julian się we mnie trochę podkochiwał. 

- i jak tam operacja?

- no, a jak myślisz? To co zwykle. Sukces.

- a synek?

- możemy o tym nie rozmawiać?

- oczywiście. Wiem, że to trudny temat i przepraszam.

Mimo, że Julian miał 38, a ja tylko 26 bez problemu się dogadywaliśmy. Uwielbiałam jego poczucie humoru. Rozmawialiśmy tak jeszcze przez dłuższą chwilę, gdy nagle zadzwonił do mnie Tyler:

- mam już wszystkie potrzebne informacje.

- jezu dzięki, nie jest daleko?

- przyjdź to się dowiesz- zaśmiał się i odłożył telefon rozłączając się.


- przepraszam cię Julian, ale muszę już lecieć.

- powodzenia.

Uśmiechnął się do mnie szczerze, a ja wyszłam zostawiając prawie niezjedzony lunch. Nie mogłam czekać aż odnajdę mojego ukochanego Zayna...



1028 słów tym razem dłuższy rozdział. Następny pojawi się w poniedziałek. xoxo


                                                                                                                                         


Need you nowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz