Spędzili dzień kręcąc się po domu, tuląc na kanapie i oglądając jeden film po drugim. Louis upewniał się, że Harry'emu jest tak wygodnie jak to możliwe, zapewniając mu wszystko, czego potrzebował. Harry spodziewał się, że Louis będzie nadopiekuńczy, ale to było komiczne: Louis rzucał mu zezłoszczone spojrzenie za każdym razem, gdy wykonał jakiś ruch, bezgłośnie nakazując mu leżeć w miejscu. Również, za każdym razem, gdy myślał, że Harry zaraz otworzy usta, by coś powiedzieć, przykładał do nich palec (czasami całą, pieprzoną pięść) zmuszając do pozostania cicho. Nie było sposobu na ucieczkę od surowego nadzoru Louisa. Ale powiedzenie, że Harry nie cieszył się taką nieustanną opieką byłoby kłamstwem. Kochał Louisa. Każdą jego wersję. I w sekrecie, opiekuńcza wersja była jedną z jego ulubionych.
Przytulił się mocniej do klatki piersiowej Louisa, wypuszczając gorący oddech naprzeciwko jego koszulki w błękitne paski. Właśnie oglądali Avengers i już po piętnastu minutach filmu Harry miał problemy z utrzymaniem oczu otwartych. Cholera, powiedzenie, że był zmęczony było niedomówieniem. Był całkiem wyczerpany. Obwiniał leki przeciwbólowe za swój brak energii. Była dopiero dziewiętnasta. Nie powinien jeszcze spać. Ale to robił, czyż nie? Czuł, jak jego powieki opadają mimo sprzeciwu, ciało staje się wiotkie, a oddech spokojny.
Louis szybko ogarnął wzrokiem mieszkanie Harry'ego i rześko urządzone wnętrze. Popatrzył w dół i na sam widok opadła mu szczęka. Harry, cały skulony na jego torsie, ciemne loczki sterczące na wszystkie strony. Leżał oparty policzkiem, z zamkniętymi oczkami.- Chcesz pójść do łóżka, Hazz? - wyszeptał starszy.
- Hmm? - Harry podniósł na Louisa spojrzenie, jego oczy były zaspane i zamglone. Louis nie mógł się powstrzymać i zachichotał.
- No dalej - powiedział podnosząc się razem z chłopakiem. Kurczę, on jest ciężki.
Stojąc już na nogach, Harry skierował się do sypialni bez pomocy. Louis poszedł jednak za nim, trzymając za rękę.Nie ostrzegając, Harry pozwolił sobie upaść na miękki materac. Twarzą. Nareszcie. Louis przeturlał go na plecy i wyciągnął (albo raczej próbował wyciągnąć) spod niego koc. Usłyszał darcie materiału ze trzy razy zanim udało mu się to przedsięwzięcie. Oglądając dokładnie koc nie znalazł żadnych wielkich dziur ani uszkodzeń. To dobrze. Przystąpił do przykrycia całej, zaspanej sylwetki chłopaka. Harry zamruczał z zadowoleniem w odpowiedzi. Louis nie mógł się nie uśmiechnąć. Czasami, to był wręcz fizyczny ból patrzeć na Harry'ego... on był... on był po prostu piękny? Jego uroda była wprost nieziemska. Ale to nie wszystko. Był również kochany, życzliwy, delikatny, mądry, wspaniałomyślny i wrażliwy, i... Położył głowę na poduszce. Mógłbym mówić o nim wieczność - pomyślał z małym uśmiechem grającym na ustach.
Chrząknięcie Harry'ego wyrwało go z tego rozmarzonego stanu. To był słaby pomruk i kiedy Louis na niego popatrzył, zauważył, że Harry odwrócił głowę w jego kierunku, zielone oczy łagodnie patrzyły na niego, a ramiona miał rozpostarte w zaproszeniu. Louis westchnął i przesunął się na łóżku w jego stronę. Teraz to on był tym, który rozszerzył ramiona zachęcając bruneta do uścisku. Ten ochoczo przytaknął i wtulił się w niego, kładąc głowę na jego torsie bardzo podobnie, jak wcześniej na kanapie. Lewa dłoń Louisa znalazła sobie miejsce w jego czekoladowych lokach, palce gładziły kędzierzawą główkę. Prawa natomiast zatrzymała się na jego lewym ramieniu, które owinięte było wokół jego klatki piersiowej. Jego palce delikatnie gładziły skórę Harry'ego, wreszcie wylądowawszy na tatuażu kotwicy, obrysowując jego kontur.
Czy to niebo? - pomyślał Louis. Nie był pewien, czy aktualnie wierzy w niebo ( i wszystko, co z tym związane), ale zdał sobie sprawę, że jeśli teraz jest w niebie, to tam mogłoby tak być. To uczucie, ta nieskończona i bezwarunkowa miłość, jaką czuł od Harry'ego... to była najlepsza rzecz na całym świecie. Ale nie tylko na tym świecie, prawda? Po prostu nie mogłoby istnieć uczucie bardziej boskie i piękne niż miłość, jaką czuł od tego mężczyzny. Niemożliwe. Jeśli niebo byłoby takie jak dzisiaj... trwający wieczór z Harrym wciśniętym w jego bok z głową na jego torsie i splątanymi ramionami i nogami... nigdy nie bałby się śmierci. Umarłby szczęśliwy. Kurwa. W jakim kierunku szły jego myśli? Louis skrzywił się, gdy zauważył jak ciemne i pokręcone się stały. Ale to nie było zaskakujące, czyż nie? Biorąc pod uwagę to, jaki los czekał go na tym starym placu zabaw... kurwa... za trzy godziny.
Jego oczy otworzyły się szeroko na myśl, co niedługo się stanie. Stanie się. Kurwa. Mógłby się wycofać, pomyślał. Mógłby zwyczajnie zostać w ich łóżku z Harrym słodko śpiącym w jego ramionach. Nie musiał iść. Czy musiał? Cholera. Jak miał sobie poradzić z tą pieprzoną sytuacją?
Pozwolił swojemu spojrzeniu powędrować w dół, gdzie głowa Harry'ego była wygodnie ułożona na jego ciele. Sądząc po jego oddechu, musiał głęboko spać. Louis sprawdził swoje przypuszczenie cicho mrucząc 'Harry' do jego ucha i delikatnie podszczypując jego skórę. Zero reakcji. Był wyłączony jak światło. Louis wydał zduszone westchnięcie. Więc to było to? Do czego zmierzał. Kurwa, musiał być porąbany. Ale nie robił tego dla siebie! Nie! Robił to dla Harry'ego, swojego Harry'ego.
Jego żołądek skręcał się na przewidywanie, co może lub nie, stać się. Jego niepokój rósł z każdą sekundą i nie mógł już uleżeć spokojnie. Ostrożnie wydostał się spod Harry'ego, podkładając mu pod głowę miękką poduszkę, w zastępstwie za siebie. Ciche sapnięcie opuściło usta chłopaka, kiedy był podnoszony, ale żadne inne znaki nie wskazywały na to, że coś mu przeszkadza. To dobrze.
- Śpij, Hazz. Potrzebujesz tego. Zasługujesz na to - Louis klęczał obok Harry'ego, jego oczy skanowały ciało pięknego mężczyzny po raz ostatni, zanim wstał i wyszedł z pokoju.
W korytarzu było ciemno, co sprawiło, że odnalezienie jego vansów i kurtki było dosyć trudne. Oczywiście, mógł po prostu zapalić światło, ale nie odważył się. Czy dlatego, że bał się obudzić Harry'ego? Nie. Mógł przecież zamknąć drzwi od ich sypialni. Nie o to chodziło. Louis po prostu sądził, że nie zasługuje na światło. On wykradał się z domu po nocy, zostawiając swojego chorego chłopaka samego, tylko po to, by spotkać się z osobą, która go do tego stanu doprowadziła. Kurwa. Nie, on naprawdę nie zasługiwał na wygodę światła. On zasługiwał na wpadanie na każdy kant i nogi od stołu. Zasługiwał na ten ból i dyskomfort. Ale chwileczkę? Czy kilka minut temu nie powiedział sobie, że nie robi tego dla siebie? Że robi to dla Harry'ego? Tak, oczywiście! Nie był samolubny. Robił to dla Harry'ego! Ale... Jak dokładnie Harry ma na tym zyskać? Co dobrego z tego dla niego wyniknie? Czy nie oszukiwał sam siebie, myśląc, że to dla dobra Harry'ego? Cholera.
Louis był tak strasznie skonfundowany i niepewny. Jak on nienawidził tej dokuczliwej niepewności. Pozwolił sobie oprzeć się o zimną jak kamień ścianę w holu, rozglądając się po wąskiej przestrzeni, aż jego wzrok nie natrafił na zegar. 20.30. Kurka wodna. Czas uciekał. Musiał podjąć decyzję. Niezdolny do niej wyciągnął z tylnej kieszeni swój telefon i ponownie odczytał wiadomość.
Dzisiaj, 11 w nocy, na starym placu zabaw
Przyjdź sam, żadnych pieprzonych psów i podobnych- Pieprzony, sadystyczny wariat - wyszeptał Louis głosem kipiącym nienawiścią do tego faceta, który prawie zabił miłość jego życia. I to było to. Patrząc jeszcze raz na tę wiadomość, na słowa wypisane przez tego jebańca Jamesa, podjął decyzję.
Nagle, adrenalina poczęła krążyć w jego ciele, a serce szybko bić. Poczuł dziwny, nowy ucisk w brzuchu. Był gorący jak ogień i zimny jak lód w tym samym czasie i sprawił, że całe jego ciało trzęsło się, a mięśnie napinały w oczekiwaniu. Wszystko było postanowione. Pójdzie. Pójdzie spotkać się z Jamesem, wydłubie mu oczy i zabije pieprzonego drania.
Prowadzony nieprzepartą żądzą zemsty schował telefon z powrotem do kieszeni i wyszedł frontowymi drzwiami.
- To słuszne. On na to zasługuje. Robię to dla ciebie, Harry.
CZYTASZ
Limelight Burns PL (Larry)
FanfictionOPOWIADANIE NIEZAKOŃCZONE Louis i Harry są razem w barze. Los sprawia, że spotykają tam Jamesa - dawnego przyjaciela Louisa. Okładka: Darrrow Oryginał: To_create_a_new_user_name_is_hard / AO3