- Uprzedzając twoje pytanie, jesteśmy w piwnicy. - odparła Camila, gdy szatynka otworzyła oczy.
- Dlaczego? - ciągle nie rozumiała, co się dzieje.
Miała w głowie jeden wielki mętlik. Budziła się w przeróżnych miejscach, w dodatku w towarzystwie kobiety, która wyglądała całkowicie, jak jej dziewczyna, ale nią nie była. Powoli zaczynała sądzić, że traci zmysły.
- Lekcja trzecia. - podeszła do opierającej się o ścianę kobiety. - Poświęcenie.
- Co do tego ma piwnica? - uniosła jedną brew.
- Widzisz, Lauren, tak się złożyło, że w tym miejscu jest najwięcej przykładów prostego poświęcenia. - usiadła obok niej. - Rozejrzyj się.
- Nic tu nie ma. - mruknęła, sunąc wzrokiem po zakurzonych przedmiotach.
- Ignorancja... - szepnęła sama do siebie w zamyśleniu. - O tym też będzie lekcja.
- Możesz mi powiedzieć, co tu się do kurwy dzieje?! - krzyknęła, ale od razu zwątpiła, widząc przeszywający ją na wylot wzrok Camili.
- Wszystko w swoim czasie, skarbie. - na jej ustach zawitał złośliwy uśmieszek. - Wracając do tematu, naprawdę nic nie widzisz?
- Są tu tylko jakieś stare rzeczy.
- Wytęż wzrok, Lauren. - odparła wyjątkowo łagodnym tonem.
- Widzę pudło z napisem 'studia'. - burknęła niedbale.
- Wiesz, do kogo należy?
- Skąd mam wiedzieć? - zaczęła się irytować.
- Nie poznajesz charakteru pisma? - w powietrzu narysowała rzucające się w oczy, charakterystyczne 's'.
- To pudło Camili. - mruknęła. Czuła wstyd. Jak mogła tego nie zauważyć od razu? - Ale przecież ona nie studiowała. Miała taki zamiar, ale wyjechałyśmy z Miami.
- Właśnie, Lauren. Chciała studiować. Pamiętasz, jak bardzo się na to cieszyła?
- Kupiła chyba trzy bluzy z logiem uniwersytetu. - zaśmiała się, przypominając sobie drobną dziewczynę w o kilka rozmiarów za dużej bluzie.
- Dlaczego zrezygnowała? - zapytała druga.
- Dostałam pracę w Kalifornii. - odparła.
- Czy uważasz, że to było poświęcenie?
- Nie musiała tego ro... - nie skończyła.
Brunetka gwałtownie podniosła się na równe nogi, po czym pochyliła nad nią. Jej oczy nienaturalnie pociemniały, a wyraz twarzy wrażał wyłącznie złość.
- Czy to było poświęcenie? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- T-tak. - zająknęła się przestraszona.
Naprawdę się bała. Prawie tak bardzo, jak podczas pierwszej lekcji.
- A wtedy, gdy nie pojechała na urodziny siostry, bo chciałaś, żeby poszła z tobą na koncert? - schyliła się jeszcze bardziej.
- Też. - przyznała.
- A czy ty kiedykolwiek się dla niej poświęciłaś?
- Nie. - stwierdziła po krótkim zastanowieniu.
- Powinnaś o tym pomyśleć. - jej twarz złagodniała. - Pomyśl o tym, Lauren. O tym wszystkim. Powiedzmy, że to twoje zadanie domowe. - zaśmiała się krótko.
- Kim jesteś? - ponownie zadała to pytanie.
- Wkrótce się dowiesz, skarbie.
- Dlaczego to robisz? - po jej policzku mimowolnie spłynęła łza.
- Ponieważ musisz zrozumieć, jakim jesteś człowiekiem. - złapała jej podbródek w dwa palce. - A ja ci to ułatwiam.
- Powiedz mi, chociaż, ile to już trwa... - spuściła wzrok na obuwie kobiety.
- Tutaj czas płynie inaczej, Lauren.
- Tutaj, czyli gdzie? - odważyła spojrzeć się jej w oczy.
Sądziła, że znajdzie w nich odpowiedź, ale poza odrazą, kpiną i pogardą nie zobaczyła w nich nic.
- Dobranoc. - szepnęła, a ciało szatynki mimowolnie obsunęło się w bok, gładko opadając na podłogę. - Byłyśmy takie głupie. - zaśmiała się już sama do siebie.