- Ile czasu zostało? - zapytała Lauren drżącym głosem.
- Niewiele. - przyznała druga.
- Błagam cię. - gorące łzy spływały po jej rozpalonych policzkach.
Rana pod okiem już zniknęła. Otoczenie również się zmieniło. Teraz znajdowały się w przytulnej kawiarence, gdzie Jauregui pierwszy raz zobaczyła Cabello. Prawdziwą Cabello.
- Nic nie mogę zrobić, skarbie. - podparła łokieć o stół, a podbródek ułożyła na otwartej dłoni. - Jak już zdążyłaś zauważyć, wszytko dzieje się w twojej głowie. To nie jest prawdziwe. Za to... - urwała, spoglądając przed ogromną szybę, zza której widać było przejeżdżające wąską uliczką rowery. - Za to, to, co widziałaś, owszem.
- Jaka będzie dzisiejsza lekcja? Rozpacz? Bezsilność? - zakpiła.
- Odkupienie, Lauren. Odkupienie.
- Wyrządziłam jej tyle zła... nigdy nie odkupię win.
- Było sobie dwóch mężczyzn. - zaczęła powoli, mając zamiar nawiązać do jej słów. - Obaj popełnili taką samą zbrodnie. Pan A zamordował z zimną krwią pewną kobietę. Pan B zrobił to samo innemu mężczyźnie. Obaj zostali złapani. Obaj trafili do pokoju przesłuchań. Obaj zostali skazani. Jeden z nich na dwadzieścia pięć lat, drugi na dożywocie. Sądził ich ten sam sędzia i ława przysięgłych. Który dostał mniejszy wyrok?
- Facet A. - mruknęła, jakby to było oczywiste.
- Uzasadnij.
- Zabił kobietę. Zrobił to albo z zazdrości, albo w akcie zemsty za zdradę, czy coś.
- Mylisz się. Płeć ofiary i motyw nie mają tu nic do tego.
- Więc kto dostał mniejszy wyrok? - zapytała z czystej ciekawości.
- To zależy od ciebie. Jeden z nich okazał skruchę i przyznał się do popełnionej zbrodni. Drugi trwał przy swojej 'niewinności'. - zakreśliła w powietrzu cudzysłów. - Jeden z nich dostał szansę na odkupienie win. Drugi został skreślony.
- Jestem tym, który dostał szansę. - odparła pewnie.
- Jesteś tego pewna? Masz pewność, że odważysz się przyznać do wszystkich wyrządzonych krzywd, patrząc jej prosto w oczy?
- Ja... ja zrobię wszystko, żeby to naprawić.
- Zobaczymy. - wstała z metalowego krzesełka. - Lubisz sztukę. - stwierdziła, przechadzając się za plecami kobiety. - Potrafisz dostrzec i docenić jej piękno. Dlatego nie rozumiem, dlaczego jesteś tak zepsuta. - przystanęła na moment. - Spójrz na siebie. Jesteś śliczna. Wręcz idealna. Ale dlaczego tylko na zewnątrz? Czytasz Shakespeare'a. Wydawałoby się, że jesteś wrażliwa, podatna na zranienie. A jednak to ty krzywdzisz innych.
- "Zbyt ona piękna, zbyt mądra zarazem. Zbyt mądrze piękna, stąd istnym jest głazem."* - westchnęła.
- "Chcąc świat oszukać, stosuj się do świata, ubierz w uprzejmość oko, dłoń i usta, wyglądaj jako kwiat niewinny, ale niechaj pod kwiatem tym wąż się ukrywa."**
- Dobra, zrozumiałam. - burknęła, dotknięta brutalną prawdą, zawartą w słowach wybitnego artysty.
- Zostawię cię już. Chyba masz sporo kwestii do przemyślenia, moja droga. - zaczęła odchodzić w stronę wyjścia z kawiarni. - Tylko pamiętaj. Masz mało czasu.
- Dzięki za pocieszenie. - machnęła na nią niedbale ręką, ale kobiety już nie było.
~~~~~~
* William Shakespeare - "Romeo i Julia"
** William Shakespeare - "Makbet"