Lauren ponownie otworzyła oczy. Już się tak nie bała. Przynajmniej nie tak, jak za pierwszym razem. Sądziła, że przywita ją głos brunetki, ale od ścian odbijało się tylko echo uderzających o taflę wody kropli.
- Jesteś? - zapytała niepewnie, sunąc wzrokiem po pomieszczeniu.
Znajdowała się imitacji jej łazienki. Wanna po brzegi wypełniona była wodą, a z kranu kapała woda. Marne oświetlenie nadawało temu miejscu pewnego dramatyzmu. W rzeczywistości w jej łazience było dużo jaśniej, ale przecież to nie jest jej łazienka.
- Jesteś tu? - ponowiła pytanie.
Czuła na odkrytych ramionach chłodne powietrze. Było jej zimno i ogólnie nieprzyjemnie. Trochę liczyła na to, że znowu zobaczy kobietę. Jednak została sama. Tylko ona i jej myśli, które nieprzerwanie dawały o sobie znać. Czasem marzyła o tym, żeby móc na chwilę wyłączyć umysł.
- To nie jest zabawne. - podciągnęła polana pod brodę. - Pokaż się.
Naprawdę nie rozumiała, co się działo.
- Lekcja czwarta. - usłyszała lekko zachrypnięty głos. - Samotność. - dodała kobieta, po czym ucichła.
- Gdzie jesteś? - zaczęła rozglądać się po niewielkim pomieszczeniu.
- Może na imprezie... - odezwała się ponownie. - Może w kinie... a może leżę zgwałcona w rowie.
- Rozumiem. - szepnęła, uświadamiając sobie, co chce jej przekazać. - Znowu chodzi o nią.
- Owszem, Lauren.
- Dzisiaj bez definicji? - zakpiła, prychając pod nosem.
- Dzisiaj zajęcia praktyczne. - zaśmiała się krótko. - Czujesz to?
Nim dziewczyna zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, po jej ciele rozniosło się nieprzyjemne uczucie. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. To jakby pustka. Czuła pustkę. Jakby ktoś wyciągnął kilka puzzli z jej układanki.
- Nieprzyjemne, prawda?
- Tak się czuła, gdy zostawiałam ją samą? - zapytała łamiącym się głosem.
- To jeszcze nic, skarbie. - była pewna, że gdyby ją widziała, na jej twarzy zobaczyłaby złośliwy uśmieszek. - A czujesz to?
Szatynkę ogarnęła desperacka potrzeba bliskości drugiego człowieka. Miała wrażenie, że zaraz rozerwie ją od środka, jeśli nie poczuje w swoich ramionach ciepłego ciała drugiej osoby.
- Wiesz... - zaczęła łagodnie. - Zawsze, gdy wychodziłaś, Camila zamykała się w łazience i szykowała sobie kąpiel. Jednak nigdy nie weszła do wanny. Zamiast tego siedziała skulona na podłodze i płakała, czekając, aż wrócisz i ją przytulisz. - przerwała na chwilę. - Wiesz, co jest w tym najsmutniejsze? Gdy wracałaś, kładłaś się do łóżka, sądząc, że ona dopiero weszła do tej pierdolonej łazienki! - wrzasnęła tak głośno, że szatynka aż podskoczyła w miejscu. - Zasypiałaś, a ona wychodziła i po cichutku kładła się obok ciebie. Czekała, aż twój sen będzie wystarczająco twardy i dopiero ostrożnie się do ciebie przytulała.
- Ja... ja nie... nie wiedziałam. - gorzkie łzy spływały po jej policzkach.
Miała problem ze złapaniem powietrza. Wdychała je chaotycznie, czasami zapominając o wydechach.
- Nie! Najsmutniejsze jest to, że wtedy się uśmiechała!
- Ja...
- Zamknij się! - kolejny raz krzyknęła. - Zostawiam cię samą. - dodała znacznie ciszej. - Pomyśl o tym, Lauren.