-Niebywałe. A myślałem, że Rasputin już nie żyje.
Wskazówki zegara wskazały godzinę dwudziestą. Kasztanowłosy podszedł dziarsko do Chanyeola i wygładził jego sweter na klatce piersiowej. Zaskoczony brunet odezwał się dopiero po chwili, gdyż widocznie potrzebował czasu, by oswoić się ze wszystkim, co się stało lub działo w tym momencie.
-Kogo masz na myśli?
-Twoją matkę. Apodyktyczna kobieta.
-Jak śmiesz!?
Kasztanowłosy nie zważał jednak na jego oburzenie. Podszedł do stołu i począł zbierać półmiski, by zanieść je do kuchni.
-Okropnie cię ta kobieta traktuje. Mnie to już pal diabli, ale żeby tak własnego syna poniżać...
-Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
-Długo tutaj mieszkasz? -Chłopiec usiłował podtrzymać konwersację.
-Od kilku miesięcy.
-A wcześniej?
-W Moskwie. Zresztą, dlaczego w ogóle cię to interesuje?
-Rzadko kiedy mam kogoś do rozmowy. Zazwyczaj gadam tylko z Muchą -Wskazał na szarego kundelka, który na ów gest wystawił radośnie język i zamerdał ogonem.
-Nazwałeś psa Mucha, zaskakujące. Aż strach zapytać, jak ty masz na imię. Motyl? Pasikonik?
-Baekhyun -Chłopiec uśmiechnął się promieniście, łapiąc oburącz kryształową salaterkę i w ogóle nie zważając na ironiczne pytanie bruneta. Przedstawiwszy się, kontynuował -Dlaczego twoja mama jest taka oschła? Moja matula zawsze we mnie wierzyła i powtarzała mi, że kiedyś będzie mi dane żyć lepiej.
-Doprawdy wzruszające.
-A to co?
Baekhyun odłożył nagle karafkę, którą dopiero co wziął do rąk i z otwartymi ustami podszedł powoli do półki wiszącej nad kominkiem. Stała na niej przepiękna zastawa, o licznych zdobieniach i tysiącach detali. Granatowe kwiaty i inne spektakularne wzory wyglądały zdumiewająco. Śnieżnobiała tafla porcelany lśniła w świetle świeczek z choinki. Czarujące było to zjawisko, od którego chłopiec nie mógł oderwać wzroku ani na sekundę.
-Jakież to wspaniałe.
-P-podoba ci się? -Chanyeol był wyraźnie zdziwiony tak bezpośrednim i szczerym komplementem.
-Czy mi się podoba? To najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem!
Stał tak i patrzył na ów nieziemski wytwór ludzkich rąk, a brunet wcale mu nie przerywał. Dopiero gdy z brzucha tego niższego wydobył się bliżej nieokreślony dźwięk, Chanyeol uśmiechnął się, złapał chłopca za rękę i poprowadził do kuchni. Postawił przed nim tacę pełną pierniczków, a sam zabrał się do dalszego gotowania. Baekhyun, z początku niepewnie, sięgnął swoją drobną rączką po pierwsze ciastko i włożył je do swoich delikatnych jak różane płatki ust. Zajadał tak, częstując okruszkami także szczeniaka. Nagle zauważył, że część pierników wciąż pozostawała nieozdobiona. Chwycił więc leżący nieopodal lukier i posypki i rozpoczął twórczą, kulinarną zabawę. Początkowo był bardzo skupiony, jednak widząc, że mimo najszczerszych starań nie jest w stanie dorównać pięknym ornamentom narysowanym przez Chanyeola, postanowił udekorować ciastka na swój własny, wielobarwny sposób. Brunet zerkał ukradkowo na chłopca, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Nie wiedzieć czemu, czuł się lżej na duszy. Dopiero teraz poczuł wigilijną atmosferę, którą dotychczas zakłócały myśli o swojej rodzinie i obowiązkach. Teraz czuł się błogo. Minuty mijały, a chłopcy coraz lepiej czuli się w swoim towarzystwie. Rozmawiali, żartowali, śmiali się do rozpuku. Po niecałej godzinie można by pomyśleć, że znali się na wylot. Baekhyun, po tym jak dowiedział się, że jego, jak się okazało, dwudziestoczteroletni przyjaciel samodzielnie udekorował porcelanową zastawę z półki nad kominkiem, patrzył na Chanyeola z ogromnym szacunkiem i podziwem. Kiedy wszystkie potrawy były gotowe, a stół na nowo zastawiony, zmęczeni chłopcy opadli na kanapę naprzeciw choinki i wpatrywali się w nią, jakby licząc wzrokiem wszystkie wiszące na niej ozdoby. Śnieżyca ustała, obraz za oknem stał się spokojniejszy. Między ogromnymi płatkami śniegu można było dostrzec światła Pałacu Zimowego. Wszystko ucichło, a oni słyszeć mogli tylko bicie swoich serc.
-Piękny jest nasz St. Petersburg. Nazywa się go miastem białych nocy. -Baekhyun westchnął rozmarzony.
-Skąd to wiesz?
-Matula mi mówiła. Zawsze chciała tu mieszkać. Mówiła, że tutaj z pewnością spotka mnie coś dobrego.
-Gdzie jest teraz twoja mama? W waszym domu?
-Umarła dwie zimy temu. Zaziębiła się bidulka na śmierć. Ale to nie szkodzi, bo wiem, że jest ze mną i patrzy na mnie z góry. Domu nie mam. Mieszkam w opuszczonych ruinach. Co kilka tygodni musimy się z Muchą przenosić, bo żandarmi nas ścigają. Zdarzało się trochę jedzenia ukraść, albo znoszone futro zwędzić, ale jak Boga kocham, nigdy nikomu krzywdy nie zrobiłem!
-Nie możesz tak żyć! Tegoroczna zima cię wykończy!
-Damy jakoś radę. Zawsze dawaliśmy! Raz z górki, raz pod górkę, ale grunt, żeby iść do przodu.
Wtem rozległo się pukanie. Spektakl musiał się już skończyć. Chanyeol pobiegł otworzyć drzwi, a Baekhyun udawał, że wyciera talerze, jak na służącego przystało. Wszystko, o czym rozmawiali, jakby rozpierzchło się wraz ze stukotem kołatki. Znów byli w tym samym punkcie. Zrobiło się chłodniej, bicie serca zwolniło. Cóż stanie się dalej?
CZYTASZ
The Carols of 1928 [chanbaek]
FanficNiech ta krótka opowieść będzie świątecznym prezentem ode mnie. Mam nadzieję, że 24 grudnia 2017 roku będzie dla was dniem szczególnym i zapamiętanym przez długie lata. Życzę wam wszystkiego, co najlepsze i by wszelkie wasze marzenia stały się prawd...