Rozdział 1

552 22 31
                                    

Ekipa Blackwatch zgromadziła się w sali konferencyjnej. Szare ściany pokrywały się z panującym tam mrokiem, chłodne powietrze rozeszło się po całym pomieszczeniu, a kamienna podłoga dodawała atmosfery. Na środku pokoju znajdował się duży, długi stół, przy którym siedzieli wszyscy zgromadzeni. Żniwiarz, siedzący przy nim, podniósł się z krzesła i przemówił do obecnych.

-Witajcie moi drodzy. Zebrałem was tu po to, aby omówić strategię pokonania Overwatch.
-Pewnie znowu nie wypali - westchnęła fioletowowłosa, lekko zażenowana, zapewne nowym, złym pomysłem.
-Cicho siedź Sombra! Mój plan jest niezawodny! - krzyknął na dziewczynę i uderzył pięścią w stół.
-Z całą pewnością ci ufam szefie - odparła ruda kobieta.
-Przynajmniej mam jakieś poparcie. No to pora przedstawić mój plan.

Mężczyzna rozwinął plan z rysunkiem bazy wrogiej ekipy. Znajdowało się na nim wiele kresek, symbolizujących przejścia, pokoje i tym podobne. Wszyscy spojrzeli na nie z ciekawością i czekali, aż mężczyzna opowie coś o tym, co mają tam zrobić.

-W tym pomieszczeniu znajdować się będzie ta głupia dziewucha, cofająca się w czasie razem ze swoją głupią, wielką małpą - W pokazane miejsce przykleił ich podobizny - Załatwisz ich ty, Moiro.
-Dobrze, panie Rayes.
-Wystarczy Rayes - poprawił ją.
-A ja? - odparła hakerka, znudzona tym, co starał się im przekazać. Oparła brodę na dłoniach, ułożonych pod kątem dziewięćdziesięciu stopni i spojrzała z oczekiwaniem na niego.
-Sombra! Nie skończyłem! - wrzasnął ponownie poddenerwowany jej zachowaniem wobec niego.

Fioletowowłosa spojrzała na niego z wyrzutem. Za to Wdowa nie odzywała się ani słowem i przysłuchiwała się dalej zaistniałej sytuacji. Starała się skupić na tym co mówił, by jak najlepiej załatwić tę sprawę. Niestety, samo jej dobre strzelanie nie przyniosłoby im wygranej. Potrzebna była także strategia.

-Wracając. Na sali treningowej będzie ćwiczył Hanzo. Genji, wiesz co robić - powiedział i zwrócił wzrok ku niemu.
-Z chęcią wezmę mój rewanż- powiedział brunet z satysfakcją, której jednak nie było słychać w jego głosie.
-A jaaa? - oznajmiła przeciągając ostatnią literę fioletowowłosa. Już nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie oznajmi jej, co ona ma zrobić.
-Wreszcie ty, Sombra! Włamiesz się i wyłączysz wszystkie blokady, żebym mógł się dostać do pokoju Morrisona. Wdowo, będziesz patrolować i wspomagać nas.
-Ekhem - splunął mężczyzna w kapeluszu, niezadowolony, że o nim zapomniano.
-Mc Cree. Na zewnątrz będzie kręcić się Mei. Dam ci ognistą spluwę, żebyś mógł roztopić jej ściany.
-Się wie. Wybiło południe - oznajmił, patrząc na szklany zegar, zawieszony na ścianie.
-Dobrze, możecie iść. Ruszamy do akcji.

Członkowie ruszyli w kierunku wrogiej siedziby. Genji skacząc po ścianach wyprzedził resztę i szukał wzrokiem swojego brata. Fioletowowłosa stała się niewidzialna i chichocząc dostała się do systemu. Żniwarz rozejrzał się, ale nie widział nigdzie nikogo, więc ruszył pędem w kierunku biura Jacka.

-Drzwi - powiedział przez krótkofalówkę. Słowa te były skierowane do hakerki.

Sombra otworzyła drzwi, a mężczyzna wszedł przez nie. Żniwiarz znalazł się w pokoju z porozwieszanymi plakatami, zdjęciami i odznakami, którym przyglądał się Żołnierz 76.

-Witaj Gabrielu - powiedział odwracając się do niego.
-Giń! Giń! Giń! - strzelił ze spluwy, zabijając go.

Wyrzucił starą broń i strzepał kurz z rąk. Podszedł do okna, które ukazywało salę treningową. Była ona częściowo zadaszona i w każdym kącie leżał worek treningowy, emitujący wroga. Zobaczył strzałę, która przeszyła przedmiot na wylot. Z cienia wyłonił się Hanzo, trzymający łuk. Szedł w kierunku zaatakowanego worka. Nagle nadleciał shuriken, wbijający się w klatkę piersiową mężczyzny. Łucznik upadł na ziemię. Broń nie zabiła go, więc leżał tam wciąż żywy. Koło niego pojawił się ninja.

-Hanzo, Hanzo...I kto jest lepszym Shimadą? - zapytał z triumfalnym uśmiechem, którego nie było widać spod metalowej maski.
-Oszczędź mnie! - krzyknął, błagając o litość. Rana w jego klatce piersiowej dawała mu się we znaki, ale starał się nie okazywać bólu. Na jego twarzy malowało się tylko błaganie o litość.
-Nie ma mowy. Żegnaj - powiedział, wbijając mu miecz prosto w serce. Hanzo wydał z siebie tylko stłumiony jęk i zamknął oczy. Męczył się z bólem przez jakiś czas, ale trwało to zaledwie parę krótkich chwil.

Brunet wyjął ostrze ze swego brata i schował je w pochwę. Zniknął w cieniu jak na ninję przystało. Cieszył się, że wreszcie dopiął swego i zemścił się na bracie. Żniwiarz wyskoczył przez okno i w trakcie lotu teleportował się na dach. Na jego drugim końcu znajdowała się Trupia Wdowa patrząca się przez lunetę. W pobliżu pojawiła się brunetka w pomarańczowych spodniach. Stanęła i rozejrzała się wokół. To była zła decyzja. Francuzka wystrzeliła pocisk, który trafił idelanie w głowę kobiety. Upadła wykrzukając z siebie błahy jęk. Skonała. Słyszący jej krzyk Winston przybiegł na miejsce. Widząc to co się stało wpadł w furię. Zaczął rozwalać wszystko swoimi łapami. Zza rogu wyskoczył Mc Cree i serią pięciu pocisków postrzelił stwora. Myśląc, że go pokonał, odwrócił się. Małpa przycisnęła go do ściany i wzięla zamach. Wdowa wybrała odpowiedni moment i strzeliła. Jej zamiarom przeszkodziła lodowa ściana, która wyrosła za sprawą Mei. Pocisk odbił się i trafił w pierś Reyesa. Mężczyzna spadł z dachu wciąż żywy i potłukł się jeszcze bardziej. Moira widząc rannego szefa uleczyła go i wysłała kulę biotyczną we wroga. Przyjaciel Smugi runął na ziemię puszczając kowboja i zaczął jęczeć. Widząca to Mei schyliła się nad nim. Był to niewłaściwy ruch. Mc Cree skorzystał z okazji i zabił ją. Winston ryknął jeszcze głośniej, gdy zdał sobie sprawę ze śmierci następnej sojuszniszki. Umierał powoli. Jęcząc i wierzgając się. Po długich męczarniach wyzionął ducha.

-Cel osiągnięty!-krzyknął ucieszony Reyes.
-Zemsta była słodka niczym piękne kobiety - powiedział Genji.
-Wybornie - odezwała się Trupia Wdowa.
-A gdzie podziała się Sombra?- zapytał Mc Cree.
-Zhakowałam drzwi od kuchni - powiedziała Sombra.
-Po co? - zapytał Gabriel, zainteresowany jej działaniem.
-Wykradłam wino, aby uczcić sukces.
-Sombra!!!
-Mnie się wydaję, że to dobry pomysł. A wiecie, że wybiło po-
-Tak! - wrzasnęli wszyscy oprócz szatyna.
-Zbiórka na głównym placu!

Żniwiarz teleportował się we wskazane miejsce. Sombra pojawiła się za nim, pchając go dla żartu. Miała świadomość, że może się zdenerwować na nią. Mężczyzna upadł jak długi.

-Ups!
-Jeszcze raz a-
-Tak, tak szefie.

Fioletowowłosa wyjęła wino i wlała do pięciu kieliszków. Pojawili się pozostali i wzięli kieliszki do rąk.

-Za Blackwatch! - krzyknęli razem.

Ekipa opróżniła napój i uradowana spojrzała na pole bitwy. Udało im się. Cel osiągnięty.

Dobro zawsze zwycięża? | Overwatch Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz