Rozdział 11

168 12 51
                                    

Jack zebrał członków swojej ekipy na zebranie. Wszyscy wiedzieli, czego będzie ono dotyczyło. Najbardziej przejęta była Łaska, która spodziewała się kary i oskarżeń. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa i cudem było, że potrafiła jeszcze na nich ustać. Nogom nie ustawały ręce, które również trzęsły się niezmiernie.

- Słuchajcie larwy, Żniwiarz planował atak na nas. Dobrze wiecie, że na tym się nie skończy, zakładam, że dzisiaj znowu uderzy. Musimy być przygotowani i w liczniejszym składzie - powiedział Żołnierz 76.
- Zajmę sie tym - odparł Winston, wychodząc z pomieszczenia.

Małpa pognała do biura, zawierającego monitoring. Znajdowało się tam niebieskie krzesło, stojące przy ogromnym biurku, na którym lezała czarna klawiatura równie nienaturalnych rozmiarów co blat. Znajdował się tam wieki, wyłączony monitor i pięć mniejszych umieszczonych po bokach. Goryl usiadł w fotelu i ściągawszy okulary spojrzał w ekran.

- Witaj Winston - odezwał się mechaniczny głos, włączając sprzęt.

Zwierzę włączyło program do nagrywania i włożyło swoje okulary.

- Halo? Tutaj Winston. Jesteśmy w zagrożeniu. Blackwatch atakuje, chcą się nas pozbyć i prawie by im się to udało, gdyby nie Łaska. Doktor Ziegler natomiast została zaatakowana. Potrzebujemy wsparcia! Natychmiast! - zakończył Winston, wysyłając nagranie do wszytskich członków siedziby Overwatch.

Małpa opuściła pomieszczenie i poszła do Morissona. Żołnierz 76 wypytywał biedną anielicę o wszytsko co się wydarzyło. Angela była wyraźnie poddenerwowana, pot leciał jej z czoła a ona nie była nawet w stanie go wytrzeć.

- Przyznaj się! Genji chciał ci coś zrobić! - krzyknął Jack, wpatrując się w oczy przerażonej blondynki.
- Nie chciał! On by mi nigdy nic nie zrobił! - powiedziała, niemal krzycząc na swojego szefa.
- A niby skąd to wiesz? - zadrwił z niej - P r z y j a ź n i  się z tobą tylko dlatego, żeby potem wbić ci nóż w plecy.
- Nieprawda!
- Jack, zostaw dziewczynę w spokoju - odezwał się Winston.
- Dobra możesz iść, ale będę miał cię na oku - zgodził się Morisson. W celu wzmocnienia wypowiedzi włączył wizjer taktyczny i obserwował idącą Łaskę.

Angela wybiegła z budynku i siadła na  trawie w cieniu drzewa. Konary dębu łagodnie unosiły się na wiejącym wietrze, ochładzając temperaturę ciała anielicy. Umysł doktorki opętany był przeróżnymi myślami dotyczącymi Genji'ego i Żołnierza 76. Błogą ciszę przerwała jej pojawiająca się znikąd Smuga.

- Hejka słonko. Kawaleria przybyła - oznajmiła szeroko uśmiechnięta szatynka.
- Po co przyszłaś? - odparła ozięble Łaska.
- Co ty taka nie w sosie? - zażartowała Lena.
- Po prostu mnie zostaw. Chcę pobyć sama - odpowiedziała Angela, naciskając na ostatnie słowo.
- Myślisz, że cię zostawię po tym ci się wydarzyło? - zapytała - W życiu! Nie możesz sobie tak gruchać z Genjim bez powiedzenia nikomu!
- Ja wcale nie... - przerwała zdanie, mocno zdenerwowana niebieskooka.
- Oj no, nie gniewaj się. Jeśli podoba ci się Genji, możesz to po prostu powiedzieć.
- Smuga!!! - wrzasneła anielica.

Doktor Ziegler sama nie mogła uwierzyć jak bardzo dała się ponieść emocjom. Zazwyczaj była miła i dla każdego wyciągała pomocną dłoń. Jeśli ktoś prosił ją o pomoc nigdy nie krzyczała a tłumaczyła temat tak długo aż dana osoba go zrozumiała. Oxton jedynie popatrzyła zdziwiona na swoją koleżankę z ekipy i zamarła w bezruchu. Nie spodziewała się takiej reakcji po opanowanej blondynce. Smuga chciała tylko pomóc. Łaska jedynie odleciała wysoko w chmury.

***

Doktor Ziegler zobaczyła poruszający się po niebie granatowy obiekt. Zaciekawiona podleciała do niego, coraz bardziej widząc zarysy. Była to jakaś osoba ubrana w zbroję, która najwidoczniej nie dostrzegła anielicę. Latająca osoba powoli opadła na ziemię, blondynka poszła w jej ślady. Człowiek wylądował i ściągnął hełm. Była to kobieta, jej krótkie czarne włosy falowały na wietrze a oczy były pewne, nadając jej poważny wygląd.

- Fara?! - krzyknęła Angela, zdziwiona widokiem ciemnoskórej.
- Łaska?! - odpowiedziała równie zaskoczona kobieta.

Brunetka przytuliła mocno przyjaciółkę. Niebieskooka odwzajemniła uścisk.

- Co tutaj robisz? - zapytała Fara, puszczając anielicę.
- Latałam i nagle zobaczyłam cię. Nie wiedziałam, że to ty i postanowiłam sprawdzić kim jesteś - odpowiedziała blondynka.
- Ja patrolowałam okolicę. Takie przyzwyczajenie. A co u ciebie słychać  doktor Ziegler?
- Mamy problemy. Blackwatch atakuje, wszyscy zginięli, ale ich wskrzesiłam.
- Serio?! - wrzasnęła przerażona kobieta - Muszę iść po mamę! I po Santos'a!
- Wiesz gdzie jest Lucio?! - zapytała podekscytowana Łaska.
- Tak, pracuje w pobliskim klubie jako DJ. Chodź ze mną! Mamy mało czasu! - poleciła Amari.

Fara wzniosła się w przestworza a niebieskooka wzniosła się za nią.

***

-

To tutaj - poinformowała szatynka, wskazując mały budynek.

Doktor Ziegler podążyła za swoją przyjaciółką. Trzymała się z tyłu, bała się wejść do środka fioletowego klubu. Drzwi otworzyły się a kobiety weszły do środka i kierowały się w stronę DJ'a. Był to jakiś człowiek przebrany za szarą żabę. Angela pomyślała, że Fara z niej zażartowała.

- Witaj Lucio - odezwała się Amari.
- Siemano dziewczyny! Co was tutaj sprowadza? - zapytał brazylijczyk, dalej miksując kawałki dla wygłodniałych ludzi.
- Potrzebujemy twojej pomocy. Sam wiesz kto atakuje - odezwała się brunetka, nie chcąc, żeby ktoś z widowni podsłuchał ich rozmowę.
- Oj, to nie brzmi zbyt kozacko. Wręcz przerażająco bym powiedział - odparł Lucio - Ludziska! Koniec imprezy!

Ludzie narzekali i niechętnie opuszczali lokal. Impreza skończyła się zbyt wcześnie, powinna trwać jeszcze godzinę. Lamentom nie było końca, ale w końcu w pomieszczeniu zostali tylko członkowie Overwatch. Brazylijczyk zniknął z widoku i wszedł do pokoju, które zapewne był garderobą. Po chwili wyszedł ubrany w żołtą bluzkę z żabą i głową pełną dredów. W ręcę trzymał włączony wzmacniacz i jednym ruchem, przyspieszył swoich towarzyszy. Fara i Angela leciały w chmurach a Lucio śmigał na rolkach, jeżdżąc po wszystkich możliwych ścianach.

***

Amari zapukała do drzwi, które otworzyły się pod wpływem ręki siwej kobiety. Ana skamieniała widząc swoją córkę, nie spodziewała się takiego spotkania. Mimo wszystko była szczęśliwa.

- Fara? Córeczko czemu przyszłaś odwiedzić swoją matkę? - zapytała zaciekawiona.
- Mamo, potrzebujemy twojej pomocy. Blackwatch atakuje - oznajmiła brunetka.
- Znowu? Myślałam, że już dali sobie spokój. Łotry - odparła Amari.
- Pomożesz nam mamo? - poprosiła zdeterminowana kobieta.
- Myślisz, że jestem stara i nic nie umiem? - zakpiła ze swojego dziecka.
- To nie tak! A to doktor Ziegler i Lucio  - powiedziała wskazując towarzyszy.
- I jeszcze myślisz, że jak stara to mam sklerozę?

Fara jedynie walnęła się w głowę a jej kompani zaśmiali się.

Dobro zawsze zwycięża? | Overwatch Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz