Rozdział 10

161 15 5
                                    

Genji stanął przed drzwiami siedziby Overwatch i zapukał w drzwi. Równie z sygnałem dzwonka, czmychnął w pobliskie krzaki. Wrota otworzyły się i stanęła w nich blondwłosa kobieta.

- Kto tam? - zapytała zaspanym głosem.
- Pst! - odpowiedział schowany w krzakach ninja.

Łaska podeszła w stronę odgłosu i dostrzegła bruneta.

- Genji! Ogłupiałeś?! Mówiłam ci, żebyś nie przychodził! - krzyknąła oburzona doktorka, ale w głębi duszy cieszyła się z obecności mężczyzny.
- Przepraszam, ale weź to - wręczył jej torbę Sombry - i spal!
- Po co? - zdziwiła się - Co tam jest?
- Amunicja. Sombra zaplanowała, że zaatakujemy dzisiaj o północny.
- To za półtorej godziny - odparła niebieskooka, patrząc na zegar znajdujący się przy wejściu do bazy - A po co mi o tym mówisz?
- Nie chcę, żeby ci się coś stało Angela... - odpowiedział czarnooki, unikając wzroku kobiety.

Ziegler nie odzywała się i jedynie oboje patrzyli się na siebie w milczeniu. Brunetowi serce przyśpieszyło do nieznacznych prędkości a twarz zaczerwieniła się.

- Nie chcesz dołączyć do Overwatch? - zapytała blondynka z nutką nadzieji w głosie, przerywając błogą ciszę.
- Nie, dla mnie nie ma już ratunku. Nie jestem człowiekiem - odpowiedział spuszczając wzrok.
- Genji! Jesteś człowiekiem i bardzo dobrym przyjacielem - odparła niebieskooka, podnosząc bruneta na duchu.

Łaska, żeby uwiarygodnić wypowiedziane słowa, przytuliła mężczyznę. Genji odwzajemił uścisk.

- Genji?! - krzyknął znany, męski głos.
- Łaska?! - odezwał się następny osobnik.

Angela i Shimada oderwali się od siebie, cali czerwieni i dostrzegli Żniwiarza z Żołnierzem. Po tonach ich głosu można było wywnioskować, że są porządnie zdenerwowani i zamieszani zainstniałą sytuacją, jednak nie dało się tego poznać przez maski zasłaniające ich twarze. Genji nie wiedział co robić i jedynie patrzył zestresowany a to na Jacka a to na Gabriela. Doktor Ziegler natomiast spoglądała z niepokojem na zakłopotanego bruneta.

- Morisson lepiej pilnuj swoich towarzyszy. Ta blondynka zakosiła nam nasze przedmioty! - krzyknął wskazując na torbę, która leżała pod nogami anielicy.
- T- t - to nie tak! - broniła się blondynka. Serce biło jej rytmicznie i nie wiedziała jak wyciągnąć się z opresji. Nie chciała wkopać swojego przyjaciela.
- No więc jak ona się tu znalazła? - zapytał Jack, przejęty oskarżeniem jego kompanki o kradzież.
- Nie wiem...otworzyłam drzwi i stała tam ta torba...i przyszedł Genji i powiedział, że ktoś mu ją ukradł...i chciał zabrać ją powrotem.... - wymyśliła na poczekaniu doktor Ziegler. Zastanawiała się czy ktoś kupi jej bajki.
- Ona kłamie! Prawda Genji? - zapytał Żniwiarz, nie wierząc w słowa kobiety.
- Nie, ona mówi prawdę a w moim klanie podzięka jest wyrażana uściskiem - skłamał brunet.
- Niech wam będzie - odparł upiór- a ty Morisson miej oko na swoich towarzyszy.
- Powiedział ten co przyszedł napaść nas w nocy - zadrwił z Reyesa jego dawny przyjaciel.
- Wcale nie! Dobra Genji zbieramy się - odparł znudzony Żniwiarz.
- I nie waż się nawet więcej dotykać doktor Ziegler! - krzyknął Jack, kierując słowa do bruneta.

Czarnooki spojrzał na blondynkę ze smutkiem. Ich spojrzenia styknęły się, oboje byli zrozpaczeni tym wydarzeniem. Genji wyciągnął rękę w kierunku anielicy, ale Gabriel złapał go za ramię i zaczął ciągnąć w kierunku wyjścia. Mężczyzna jedynie pomachał do swojej przyjaciółki.

***

Sombra spojrzała z wrogością w oczy Shimady. Genij'ego opanował strach przed przesłuchaniem. Nogi mimowolnie trząsły mu się pod stołem a wzrok panoszył się po całym pokoju. Nie pomagały wrogo nastawione spojrzenia reszty ekipy Blackwatch.

- Gadaj! Czemu wyszedłeś?! Przez ciebie będziemy musieli zaatakować jutro o tej samej porze, ale pewnie oni zawiadomili posiłki! To twoja wina! - wrzasnęła hakerka, nie okazując żadnej litości dla mężczyzny.
- Obudziłem się przez chrapanie Jesse'a - zaczął brunet.
- Ja nie chrapę! - krzyknął oburzony Mc Cree.
- Ale tym razem chrapałeś. No i usłyszałem jakiś trzask, więc zszedłem na dół i dostrzegłem jakąś postać, która niosła torbę Sombry. Pędem ruszyłem za nią. Było ciemno i widziałem tylko zarysy postaci. Dotarliśmy do siedziby Overwatch i nieznajomy, sądząc, że go nie widzę, zapukał do drzwi i dał torbę Angeli. No i ona mi ją dała i podzięce uściskałem ją. Zwyczaj mojego klanu - kłamał na bieżąco Genji.

Hakerka skinęła głową i ruchem ręki, puściła czarnookiego wolno. Nie do końca była pewna czy mężczyna mówi rację, ale chcąc być dobrą liderką musiała wierzyć członkom zespołu. Zaufanie działało w obie strony, jeśli ona by zawiodła inni również by jej nie wierzyli. Genji pognał na schodach wprost do swojego pokoju i usiadł na swoim łóżku. Niestety niedługo rozkoszował się chwilą samotności, gdyż do pokoju wszedł Mc Cree, który solidnie zamknął drzwi i siadł koło przyjaciela.

- Genji? - spytał kowboj.
- Tak? - odparł brunet.
- Wiesz, że jesteśmy przyjaciółmi i możesz mi wszytko powiedzieć, tak? - zapytał tonem zwiastującym poważną rozmowę.
- Taaak? - odpowiedział pytaniem Genji, nie wiedząc o co chodzi kumplowi.
- Możesz mi powiedzieć jak naprawdę było - powiedział szatyn.
- Powiedziałem prawdę - skłamał.
- Przecież widzę, że kłamiesz - stwierdził Jesse - Zawsze kiedy kłamiesz poci ci się ręka.
- Poci mi się ręka?! - krzyknął ucieszony Genji - Czyli ona miała rację !
- Powiesz mi o co chodzi? - zainteresował się mężczyna.
- No dobra - odpowiedział opowiadając cała historię.
- Lubisz ją prawda? - zapytał szatyn, widząc smutny wyraz twarzy Shimady.
-

No tak. W końcu się przyjaźnimy - stwierdził.
- Nie o to mi chodzi. Kochasz ją i zależy ci na niej, prawda? - przycisnął Mc Cree.
- Nie! - krzyknął, okłamując samego siebie.
- Genji...Nie powiem nikomu - powiedział Jesse.
- No niech ci będzie, ale proszę nie mów nikomu. Angela jest dla mnie bardzo ważna i nie chcę, żeby coś się jej stało - odparł brunet.
- Ooo i co zamierzasz z tym zrobić? - zapytał zaciekawiony kowboj.
- Chronić ją mimo wszystko - odpowiedział Genji honorowym tonem.
- Zamierzasz być dla niej tylko przyjacielem? Nie chciałbyś być kimś więcej?
- Doktor Ziegler niech sama zdecyduje z kim chce być. Jakiegoś mężczyznę a nie robota - stwierdził smutno brunet, wpatrując się w podłogę.
- Nie jesteś robotem! Nie pamiętasz co ci powiedziała Angela?
- Pamiętam. Zastanowię się nas tym a teraz złaź bo idę spać - polecił Shimada, wchodząc pod kołdrę.

Mc Cree wstał i położył się na własnym łożem. Genji wiercił się, nie mogąc usnąć. Myśli o anielicy, ich przyjaźni, zakazie Żołnierza 76 i nadchodzącej szybkimi krokami wojnie, nie dawały mu spokoju. Jednak po długich zmaganiach został objęty ramieniem Morfeusza.

Dobro zawsze zwycięża? | Overwatch Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz