1.

25 0 1
                                    

-Muszę jechać? - Spytałam patrząc ze smutkiem na mojego ojca.

Nie chce jechać do Hogwart'u. Nie chce jechać do Anglii.

-Promyczku, wiem że to dla ciebie trudna sytuacja. Nowa szkoła, ludzie, miasto, nawet kraj. To wszystko może przerażać, ale wiem, że dasz sobie radę. - Powiedział mój tata kładąc mi rękę na ramieniu i uśmiechając się niepewnie.

-Ale... - Tylko tyle wyjąkałam, bo mój tata mi przerwał.

-Ja wiem, wiem naprawdę - Mój rodziciel westchnął głośno. - Berenika, ja sam nie jestem do tego przekonany, ale Dumbledore twierdzi, że Hogwart to dla ciebie najlepsze miejsce. Zresztą wszystko jest załatwione. Jutro przyjeżdża ten gajowy, pójdzie z tobą na zakupy na tej...Przelotnej, Przekątnej? Jakoś tak. A potem na ostatnie dwa tygodnie zostaniesz z magiczną rodziną, żeby się oswoić w terenie, tak? - Przez cały swój monolog krążył po pokoju, gestykulując przy tym rękoma.

Zawsze tak robi kiedy powtarza sobie plan.

-Tak tato! - Odpowiedziałam próbując zdobyć się na uśmiech.

-I to ja rozumiem! - Powiedział energicznie. - Dobrze to teraz idź się pakować i spać jutro twój wielki dzień i Martiego też. - Oboje spojrzeliśmy na białego, kundla.

Martini na dźwięk swojego imienia podniósł się na cztery łapy, i zaczął wymachiwać swoim puszystym ogonem na lewo i prawo. - W końcu Dumbledore pozwolił ci go zabrać.

-Przynajmniej będę miała towarzystwo. - Popatrzyłam się ze smutnym uśmiechem na Martiego. On od razu przestał merdać ogonem i patrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami. - Choć Marti, musimy się pakować. - powiedziałam po czym skierowałam się na górę.

Kiedy szłam korytarzem zastanawiałam się co mnie spotka w Anglii. Przez głowę przechodziły mi same czarne scenariusze, a jak pomyśle o tym, że jutro wieczorem poznam obcą rodzinę u której będę mieszkać przez następne dwa tygodnie, zaczynam czuć bolesny ścisk w żołądku.

Weszłam z Martini do mojego pokoju, oparłam się o drzwi. Usiadłam na ziemi i zaczęłam się przyglądać mojemu pokojowi. Białe ściany, łóżko z brzoskwiniową pościelą na którym leżał beżowy, pluszowy miś. Z jednej strony łóżka biała etażerka, a z drugiej biały fotel okryty brzoskwiniowym kocem.

Popatrzyłam w prawo. Szafa, biurko o które opiera się Ścibor, tak nazwałam moją gitarę.

Spojrzałam w lewo i zobaczyłam moją bibliotekę oraz wyjście na balkon. Podniosłam się z podłogi, wzięłam walizkę i zaczęłam się pakować. Ubrania, kosmetyki, rzeczy Martiniego, Ścibor i książki. Podeszłam do biblioteki i zaczęłam przeglądać książki. Moje ukochane kryminały, powieści fantastyczne. Popatrzyłam na podręczniki od transmutacji, eliksirów, zaklęć i innych magicznych przedmiotów.

Całą teorie z tych dwóch lat nauki w domu mam w głowie, ale co z praktyką? Nie mam nawet różdżki. Chociaż Profesor Dumbledore mówił, że o wiele trudniejsze jest panowanie nad moimi mocami, więc chyba sobie poradzę.

Z nie małym trudem udało mi się zapiąć walizkę. Spojrzałam na zdjęcie na biurku. Podeszłam i chwyciłam je w ręce. Na tym zdjęciu mam może siedem lat. Są na nim też tata i mama. Mama.

Patrzyłam na jej twarz już od dłuższego czasu. Dlaczego? Dlaczego ona? Zadaje sobie te pytania za każdym razem kiedy myślę o mamie. Zawsze była taka jak na tym zdjęciu uśmiechnięta, roześmiana. Zaczęłam przypominać sobie nasze wspólne chwilę. Z każdym wspomnieniem miałam coraz więcej łez w oczach.

Nagle poczułam na ręce coś mokrego i zimnego. Podskoczyłam zaskoczona i odwróciłam się w stronę jak się okazało Martini.

Może to zabrzmi głupio, ale ta kupa futra to mój najlepszy przyjaciel. Ne wyobrażam sobie dnia bez niego. Potrzebowałam go we właśnie takich chwilach. Chwilach słabości. Martini patrzył na mnie swoimi bystrymi oczami, a ja wtuliłam się w jego białą, miękką sierść. Zaczęłam płakać wyrzucając z siebie cały smutek i żal.

Don't be shy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz