7.

10 1 0
                                    

  Ze snu wybudził mnie dźwięk fal uderzających o brzeg. Po otworzeniu oczu dostrzegłam, że leże na jasnej, skórzanej sofie ze złotą ramą, a ja byłam przystrojona w zwiewną, bawełnianą, białą jak śnieg suknie z odkrytymi ramionami. Gdy usiadłam, położyłam swoje stopy na zimnej posadce i wstałam kierując się wolnym krokiem do wyjścia na zewnątrz, a bawełniany materiał ciągnął się za mną po podłodze.

Wystrój pomieszczenia, w którym się obudziłam był bardzo bogaty. Dominowały w nim biel, beż i złoto. Wysoki sufit, marmurowe kolumny i rzeźby, okna przysłaniane białą bawełną i rośliny w ogromnych złotych donicach. Gdy wyszłam na wielki taras od razu wprawił mnie w zachwyt widok morskich fal. Oparłam się o marmurową barierkę i zmrużyłam oczy wsłuchując się w dźwięk morza oraz czując jak wiatr delikatnie rozwiewa moje złociste loki.

Nagle poczułam jak ktoś kładzie rękę na moim biodrze. Przestraszona nagłym dotykiem, otworzyłam gwałtownie oczy i odskoczyłam od właściciela ręki.

-Znowu się widzimy, Aniele. - Usłyszałam aksamitny głos jakiegoś mężczyzny, a kiedy podniosłam wzrok i zajrzałam mu w oczy byłam już pewna. To sen, a on znowu mi się śni.

-Kim jesteś? - Naprawdę nie mogłam zadać głupszego pytania. Przecież ja teraz śnie. Moja chora bańka go wymyśliła. On nie jest materialny. Nie istnieje.

-Bzdura, najdroższa ja istnieje. - Zaprzeczył moim myślą. Zaraz... co?! - To, że teraz nie jestem materialny nie oznacza, że nie mogę być materialny, a nawet gdybym nie mógł być materialny to mogę istnieć będąc niematerialnym, bo teraz istnieję w twojej głowie, prawda? - Chyba zrozumiałam o co mu chodzi, ale nawet jeśli to dalej nie widzę w tym sensu. - Po za tym w pewnym sensie się już znamy.

-Tak śniłeś mi się już raz.

-Kochanie nie mówię o tym. - Blondyn uśmiechnął się i zaczął przybliżać swoją rękę do mojej twarzy, ale ja odsunęłam się od niego. Wcześniej czułam się w jego towarzystwie bardzo dobrze, ale teraz mam co do niego złe przeczucia. Gdy zielonooki zobaczył moją reakcję z westchnieniem opuścił dłoń. - Może lepiej usiądźmy. Chciałem z tobą o czymś porozmawiać, a nie wiem ile czasu nam zostało. - Skinęłam głową i usiedliśmy na wiklinowej, podwieszanej kanapie obok której stał stolik. Opierając się wygodnie o białe oraz beżowe poduszki, przyglądałam się jak mój towarzysz kładzie na stole dwa kieliszki. - Białe czy czerwone? - Spytał wyciągając dwie butelki winna.

-Podziękuję. - Na twarzy mężczyzny wymalował się grymas niezadowolenia mieszany z nutką zdziwienia.

-Skarbie, przecież to sen.

-Chciałeś ze mną o czymś porozmawiać. - Zmieniłam szybko temat licząc na to, że nie będzie nalegał.

-Racja. A w zasadzie to chciałem cię ostrzec. - Po moim ciele rozniosło się nagłe zimno, a po kręgosłupie przeszedł nie przyjemny dreszcz. - W Hogwarcie nie jest bezpiecznie.

-Nie jest bezpiecznie odkąd tam jestem. Super to uczucie kiedy nawet twoja własna podświadomość chce udupić twoją psychikę. - Prychnęłam, a blondyn wybuchnął śmiechem.

-Oj źle mnie zrozumiałaś Bestyjko. - Powiedział gładząc moje ramie. - Hogwart jest niebezpieczny dla ciebie. Moja rada, bądź czujna i trzymaj się blisko ludzi.

-Jestem typem samotnika.

-Po prostu rób co mówię. - Powiedział stanowczym głosem.

-A jak nie? - Powiedziałam odsuwając się od niego na kanapie. - Nie muszę się ciebie słuchać. Ciebie nie ma. Jesteś wytworem mojej wyobraźni. - Z nieba zaczął padać zimny deszcz, a ja toczyłam walkę na spojrzenia z blondynem.

Don't be shy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz