2.

19 0 0
                                    

Na ulicy panował gwar. Szłam blisko Hagrida trzymając blisko siebie Martini, żeby się nie zgubił. Patrzyłam na wszystko z nie małym podziwem. To było takie niezwykłe. Ludzie byli poubierani w dziwne (a przynajmniej dla mnie) szaty. Gdzie bym nie spojrzała czułam niesamowity zachwyt tym miejscem.

-To gdzie najpierw? - Spytałam Hagrida, wpatrując się w miotłę na wystawie sklepowej. Oni naprawdę na nich latają?

-Do Banku Gringotta. Za funty nic tu nie kupisz. U nas są knuty, sykle i galeony. Taki galeon to 5 funtów czyli...

-29 zł. - Podałam Hagridowi liczbę, kiedy on jeszcze główkował ile to będzie.

-Tak.. To najdroższa z naszych monet.

-Podejrzewam, że różnic między światem mugoli, a czarodziejów jest znacznie więcej niż przypuszczałam. Rany, jak ja się w tym połapie? - Wszystko jest takie... inne.

-Nie mart się Ber. Profesor Dumbledore mówił, że jesteś bardzo uzdolniona i inteligentna. Zanim się obejrzysz, a będzie to dla ciebie naturalne. - Próbował dodać mi otuchy.

Ciesze się, że Hagrid mnie wspiera. Wydaje mi się, że próbuje zrozumieć, albo rozumie tą trudną dla mnie sytuację.

Nic nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się do niego szczerze.

Weszliśmy do środka budynku. Na miejscach pracy nie zasiadali normalni ludzie tylko, bardzo niskie i blade człowieczki. Miały bardzo długie palce. Czy to są...

-Tak... to jest goblin. - Z zamyślania wyrwał mnie cichy głos Hagrida.

Szliśmy przed siebie po białych kafelkach, aż doszliśmy do goblina o szpiczasty nosie i uszach. Goblin skierował swój wzrok na mnie i odezwał się swoim szorstkim głosem.

-W czym mogę pomóc?

-Panna Szczecińska chciałaby pobrać pieniądze ze swojej skrytki. - Olbrzym odpowiedział za mnie. Chyba wyczuł mój lęk... Zaraz! To ja mam jakąś skrytkę.

-Klucz.

-A! Tak już daję! - Hagrid na słowa goblina zaczął grzebać w wielkiej kieszeni swojego płaszcz i wyjął z niego mały złoty klucz.

-Proszę za mną. - Jak sobie zażyczył tak też zrobiliśmy.

W drodze do skrytki Hagrid wyjaśnił mi, że została ona założona od razu po objawieniu moich mocy, czyli miałam wtedy siedem lat? Chyba jakoś tak. Jak się okazało posiadam całkiem sporom ilość magicznej waluty.

W drodze powrotnej Gryfek, bo tak się przedstawił goblin opowiedział mi o dokładnej wartości magicznych pieniędzy. Powiedział też o zabezpieczeniach banku i polecił mi pare sklepów, przy okazji narzekając na większość. Słuchałam z uwagą, a za każdym razem kiedy zadawałam pytanie goblin uśmiechał się i odpowiadał.

Kiedy wychodziliśmy Gryfek pogłaskał Martiniego i pomachał do mnie z uśmiechem. Odmachałam mu i szliśmy na równi z Hagridem.

-Polubił cię.

-Słucham? - Spytałam nie rozumiejąc stwierdzenia towarzysza.

-Wiesz Ber, gobliny nie są zbyt uprzejme dla czarodziejów i nie za bardzo lubią z nimi rozmawiać. A Gryfek przedstawił ci się i wszystko ci wyjaśnił już nie wspomnę, że pierwszy raz widziałem goblina którego uśmiech... Jakby to powiedzieć? Nie był przesiąknięty jadem. - Wytłumaczył Hagrid. Byłam lekko zdziwiona tym faktem, ale to chyba dobrze. Przytaknęłam tylko głową. - To jak rozdzielamy się?

-Tak ja z Martim pójdę po szaty, książki i różdżkę, a ty po resztę. Co ty na to? - Spytałam niepewnie spoglądając na olbrzyma.

-Ja na to jak na lato! - Odpowiedział entuzjastycznie i z wielkim uśmiechem. - Więc widzimy się przed bankiem Gringotta za dwie godziny.

Don't be shy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz