Stałam na placu obok pięknej fontanny z której lała się krystalicznie czysta woda. Miałam wrażenie, że stoję na tym samym placu co kilka lat temu w Paryżu, tylko budynki wydawały mi się mniej zniszczone przez czas i wszystko było takie starodawne. Kobiety były ubrane w to mniej i bardziej pokaźne suknie, mężczyźni w stylu typowym dla XVIII może XIX wieku. Jedno było pewne to nie były moje czasy. Spojrzałam w dół i dostrzegłam, że byłam przystrojona w gustowną, fiołkową suknię. Nie rozumiem, o co chodzi?
Usiadłam skołowana na brzegu fontanny i zaczęłam przyglądać się mojemu odbiciu. W krystalicznie czystej wodzie dostrzegłam mężczyznę z kapturem na głowie, stojącego za mną. Odwróciłam się w jego stronę a ten uklęknął na jednym kolnie i ucałował moją dłoń.
-Bonjour belle! (francuski lvl. tłumacz google) Mam coś dla ciebie na powitanie. - Mężczyzna wyciągnął z kieszeni zwiędłą różę. Spojrzałam na niego zdziwiona, na co on dał mi znać, żebym nic nie mówiła tylko patrzyła. Z ręki mężczyzny wydobył się mały promień, a zwiędnięta róża zaczynała ożywać na nowo. - Proszę! - Ostrożnie odebrałam od niego krwiście czerwoną różę przyglądając się jej z zachwytem.
Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę. On jakby odczytał moje myśli i zdjął kaptur z głowy. Zobaczyłam przed sobą bardzo przystojnego blondyna. Kiedy spojrzałam mu w oczy mogłabym przysiąść, że mają identyczną barwę co moje. Mężczyzna uśmiechnął się i jeszcze raz ucałował moją dłoń. - Już niedługo się spotkamy Mon Cher. - Nagle obraz zaczął mi się zamazywać, a ja poczułam jak mi się kręci w głowie i zemdlałam.
***
Otworzyłam zaspane oczy i powoli usiadłam na łóżku. Ten sen. Wydawał się taki realny. Rozejrzałam się po pokoju. Ginny i Hermiona jeszcze spały, a na zegarze widniała szósta rano. Zdjęłam z siebie rubinową kołdrę i stanęłam bosymi stopami na czerwono-złotym dywanie.
Teraz jak tak sobie myślę to mogłabym mieć częściej takie sny. Są biliard razy lepsze od tych dręczących mnie wspomnień.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne jeansy, tego samego koloru bokserkę oraz kurtkę z jasnego jeansu. Poszłam do łazienki, umyłam się i spięłam moje długie, blond włosy w wysoką kitkę. Wyszłam z łazienki i zaczęłam zakładać moje czarne trampki.
-Marti wstawaj! - Powiedziałam tak, żeby nie obudzić dziewczyn. Marti obudził się, ziewnął przeciągnął się i był gotowy do wyjścia.
Wyszliśmy na Błonia. Było to naprawdę bardzo zadbane i przyjemne dla oka miejsce. Spacerując z Martim moja głowa pękała od myśli.
Muszę porozmawiać z Dumbledor'em. Muszę pójść na pierwsze lekcje i pewnie nie oszczędzą mi dodatkowych zajęć w roili głównej z moimi mocami. Właśnie moje moce. Boje się, że zrobię komuś krzywdę. Nie wiem czy Hogwart to jest dla mnie odpowiednie miejsce. Ah! Najprzyjemniejsza, rzecz jaką planuje zrobić to chyba odwiedziny Hagrid'a.
Usiadłam pod drzewem, Martini położył swoją głowę na moich kolanach. Chciałam na moment przestać o wszystkim myśleć. Przestać się zamartwiać. Żeby choć przez chwile zapomnieć o zmartwieniach i lękach.
Nagle poczułam, że coś jest pod moją dłonią. Zdziwiona odwróciłam wzrok w stronę przedmiotu. To była krwiście czerwona róża, taka sama jak w moim śnie.
Wzięłam ją delikatnie w rękę i przejrzałam się jej dokładnie. Od razu przypomniał mi się tajemniczy blondyn z mojego snu. Uśmiechnięta przeglądałam się kwiatu. Czułam jak cały strach się ze mnie ulatnia. Może to dziwne, ale czułam się jakby zielonooki z mojego snu był obok i mnie wspierał. To głupie, ale poczułam nagły przypływ euforii, wypełniający mnie od stóp po sam czubek głowy.
CZYTASZ
Don't be shy.
FanfictionJak potoczy się historia nieśmiałej, ale za to niezwykłej córki polskiego generała? Jak zmieni się jej życie w Hogwarcie Szkole Magii i Czarodziejstwa? Czy Berenice uda się pokonać własne słabości?