Luke
Obudziłem się i poczułem ciężar na mojej klatce piersiowej. Otworzyłem oczy i zobaczyłem śpiącego Michaela.
Chyba jestem dobrą poduszką......
Zacząłem bawić się jego włosami. Po paru minutach chłopak zaczął mruczeć jak kot. Uniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się leniwie.
- Dzień dobry śpiochu. - zaśmiałem się, dalej bawiąc się jego włosami. A różowy znowu zaczął mruczeć. - Podobno nie lubisz jak ktoś rusza twoje włosy. - spojrzałem mu w oczy.
- Ale ty nie jesteś ktoś tylko Luke Robert Hemmings z tego co wiem.... - ukazał rząd swoich białych ząbków.
Jaki on jest uroczy........
- No wstajemy. - pocałowałem go w czoło.
- Nieeeeeeeeeeeee..... - jęknął niezadowolony i zakrył twarz poduszką.
- Nie ma nie Mikey. - zabrałem mu poduchę. - Co chcesz na śniadanie? - uśmiechnąłem się do niego.
- Spać. - wtulił się we mnie bardziej.
- Nie znam takiej potrawy, ale myślę, że tosty z serem i herbata będą lepsze. - zaśmiałem się.
- Dobra przekonałeś mnie....-wstał z łóżka a ja poszedłem w jego ślady.
- Zajmuję łazienkę. - pobiegł do swojego pokoju.
W tym czasie, w którym Mikey był w łazience pościeliłem łóżko, przebrałem się i zrobiłem śniadanie. Różowo włosy przyszedł akurat jak skończyłem.
- Ale pachnie. - podszedł do mnie. - Lubie cię. - powiedział siadając na wyspie kuchennej.
- Ja ciebie też Mikey. - podałem mu talerz z jedzeniem.
- Czym sobie zasłużyłem na takiego współlokatora? - zapytał wcinając tosty. Spojrzałem mu w oczy a ten się szeroko uśmiechnął.
- A czym ja sobie zasłużyłem na takiego uroczego współlokatora? - uśmiechnąłem się a ten zrobił się cały czerwony. - Buraczek. - zaśmiałem się.
- N.......nn..........nie......-zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
- Nieeee wogóle.... - zachichotałem. Podałem mu herbatę a ten przez przypadek polał się gorącym napojem.
- Ała! - pisnął a w jego oczach zebrały się łzy. Szybko do niego podszedłem i zabrałem kubek z jego rąk. Odstawiłem go gdzieś na bok. - Boli.... - z jego oczek zaczęły lecieć łzy. Szybko wziąłem ręcznik i go powycierałem.
- Gdzie cię boli? - zapytałem zmartwiony i stałem jego łzy.
- Już nie boli. - uśmiechnął się słabo. - Dziękuję. - przytulił się do mnie. Odrazu to odwzajemniłem.
- Nie ma za co kotek. - pocałowałem go w czubek głowy. - Obejrzymy jakiś film? - zapytałem prowadząc nas do salonu. Dopiero teraz zauważyłem, że chłopak chodzi na boska. - A gdzie są kapcie albo skarpetki? - uniosłem jedną brew do góry.
- E tam! - machnął ręką. Wziąłem go na ręce i posadziłem na kanapie w salonie.
- Siedzisz tu i czekasz a ja ci zaraz przyniosę skarpetki. - poszedłem do pokoju chłopaka i zauważyłem, że ma takie śmiechowe skierki jednorożce.
Kim bym był gdybym ich nie wziął?
Zgarnąłem skarpetki i wróciłem do salonu. Mikey siedział tak jak go zostawiłem.
- Łap! - zawołałem rzucając w niego skarpetkami. Szybko się odwrócił i dostał nimi prosto w twarz.
- Dzięki. - założył je i położył się na kanapie. Podszedłem do niego, podniosłem, usiadłem na kanapie i położyłem go tak by miał głowę ma moich udach. Zacząłem bawić się jego włosami i jak na zawołanie zaczął mruczeć. - Rób tak cały czas. - wymruczał a ja zachichotałem.
- Jaki kocur. - spojrzałem mu w oczy. Posłał mi taki słodziaśny uśmiech.
Zakochałem się.......
W sensie w jego uśmiechu........
Z resztą czemu ja ci się tłumaczę........
I komu ja się tłumaczę?
Nie ważne........
- Co oglądamy? - zapytałem dalej bawiąc się jego włosami.
- A nie wiem... - mruknął. - A może pójdziemy na spacer. - zapytał patrząc na mnie.
- Ok. - spojrzałem za okno. - Dzisiaj miało być dosyć ciepło więc......ok. - uśmiechnął się. - Tylko musimy się przebrać. - jak strzała pomknął do swojego pokoju.
Ja też muszę się przebrać. Postawiłem na czarne rurki, zwykły biały T-shirt i czarną dżinsową kurtkę. Wyszłem z pokoju i zdeżyłem się z Michaelem. Spojrzałem na niego.
- Nic ci nie jest? - zapytałem.
- Lecisz na mnie. - zaśmiał się.
Może......
Czekaj co!?
Nie........
Znamy się 3 dni..........
I znowu............
- Nie nic mi nie jest. - przeskanowałem go wzrokiem. Miał na sobie białe dżinsy z dziurami, fiołkowy sweterek, białe trampki, białą dżinsową kurtkę a na głowie sztuczny wianek z białych i fioletowych różyczek.
- Ładnie wyglądasz. - uśmiechnąłem się do niego.
- D........dd........dziękuję. - zarumienił się.
Słodko...............
Wyszliśmy z domu i postanowiliśmy pójść do parku niedaleko naszego domu. Spacerowaliśmy od dobrych 2 godzin gdy nagle Michael zatrzymał się i przypatrywał się jednemu brunetowi, który siedział na pobliskiej ławce.
- Calum? - brunet odwrócił głowę w naszą stronę i uśmiechnął się do Michaela.
O co tu chodzi?
************************************
Caly. Kocham tego słodziaka. Awwwwww...... Dobra koniec bo będę żygać tęczą. Xd.Luke kocha Michaela nananana.... Xd
xxNadiaxx
💕❤️💕❤️💕❤️💕
Rozdział dedykuję: calum_is_princess
💕❤️💕❤️💕❤️💕
Ja również sądzę, Calum jest księżniczką i potrzebuje księcia na białym koniu.
Kto chce Cashtona?
💕❤️💕❤️💕❤️💕

CZYTASZ
New York Love || m.c. and l.h. || [✔️]
Fanfiction" gdzie Luke przeprowadza się z jednej dzielnicy w Nowym Jorku do drugiej i dowiaduje się, że będzie miał współlokatora...." " gdzie nieśmiały Michael przeprowadza się do Nowego Jorku i obawia się osoby, z którą ma zacząć mieszkać....." Jest to krót...