Mała panda.....

228 11 9
                                    

Luke

- J.......jj......jestem.....Mi......i....Michaael.... - spuścił wzrok. Boże jaki on jest słodki.

- Pomóc Ci z walizką? - zapytałem widząc, że jest ona prawie jego wielkości.

- N.....n.....nn.....nie.....nie trzeba...- szybko zdjął buty i złapał za bagaż. Zaczął go ciągnąć. Widząc jak się męczy podszedłem do niego i wziąłem walizkę odrazu wnosząc ją na górę.

- Który bierzesz pokój? - zapytałem patrząc mu w oczy.

- Obojętnie. - otworzyłem pokój bardziej dziewczęcy, ale chyba mu się spodobał.

- Może być ten? - spojrzałem na niego odkładając walizkę.

- Ttt......tak......d......ddd......dziękkuję.... - uśmiechnął się lekko.

- Nie ma sprawy Mikey. - to zdrobnienie do niego pasuje. Stał z głową spuszczoną w dół. Widziałem jego czerwone policzki. To ewidentnie nie jest z zimna. - Chodź zjemy coś. - wyciągnąłem dłoń w jego kierunku. Złapał ją delikatnie. Ma bardzo zimne dłonie. Zacząłem zataczać kółeczka kciukiem na jego delikatnej skórze by trochę ją ogrzać. Zeszliśmy na dół do kuchni.

- Zzzz......zamawiamy......p......pizzę? - zapytał nieśmiało.

- Wydaje mi się, że lepsze by były naleśniki z nutellą. Co ty na to? - spojrzałem na niego a ten pokiwał energicznie głową. Nadal trzymaliśmy się za ręce. - Najpierw musimy rozpakować wszystkie pudła stojące w salonie. - zaśmiałem się. - Moja mama zadbała żebym wszystko miał. Tylko nie wiem, w którym pudle jest co. - ten uśmiechnął się na moje słowa. - I musimy jechać do sklepu po najpotrzebniejsze produkty. - pociągnąłem go w stronę salonu. - To zróbmy tak, że ty zajmiesz się tymi mniejszymi pudłami a ja tymi większymi. Ok? - różowy pokiwał głową i zaczęliśmy to wszystko ogarniać. Podczas pracy rozmawialiśmy i śmialiśmy się trochę.

- Koniec? - zapytał Michael gdy wyrzuciłem folię bombelkową do kosza.

- Tak. Teraz jedziemy do sklepu Mikey. - chłopak spalił buraka. - Ubieramy się Mikey. - nie wiem czemu, ale lubię zawstydzać tego chłopaka. - No chodź Mikey. - złapałem go za dłoń i ruszyłem do przedpokoju. Niższy potknął się o próg i poleciał prosto w me ramiona.

Ale to ująłem.....ha!

- Lecisz na mnie. - zaśmiałem się.

- Jjjj.....jestem....st......straszną ciamajdą... - spuścił głowę.

- Ja kiedyś nie zauważyłem szklanych drzwi i tak w nie walnąłem, że o mało co a bym nos złamał. - uśmiechnąłem się ciepło do chłopaka.

- Dobra tego chyba nie pobiję. - zaśmiał się.

Pojechaliśmy do supermarketu i kupiliśmy sporo rzeczy. Zapłaciliśmy po połowie. Jako, że był tak środek listopada to na dworze było dosyć zimno. Michael z tego co wiem (bo gadaliśmy xd) nienawidzi zimna i zimy, jesieni z resztą też. Weszliśmy do domu i różowy westchnął.

- Nienawidzę jesieni. - burkną zirytowany.

Słodko wygląda jak się denerwuje....

Jak nadąsana księżniczka......

- Nie denerwuj się tak księżniczko. - zaśmiałem się i jak na zawołanie Mikey zrobił się cały czerwony.

Uroczo.........

- Dobra kotek idziemy robić naleśniki. - powiedziałem jak skończyliśmy się rozbierać.

- O......okkej...- zająkał się

New York Love || m.c. and l.h. || [✔️] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz