Rozdział Dwudziesty

7 0 0
                                        

Dwudziesty Trzeci grudzień, 2000

Znalazła się narkomanka.

- Kei, kochanie, poratuj mnie czymś. - prosiła u progu drzwi. - Proszę, jestem na głodzie. Proszę, proszę, proszę.. - uklękła. - Chce więcej..

Za dziewczyną stał Dominik, przyglądał się sytuacji i odpowiedział za Kei, która odsunęła się o krok do tyłu, będąc w objęciach mężczyzny.

- Masz pieniądze? - spytał.

- Nie, ale ja mam u Kei za darmo..

- Nie ma nic za darmo, ćpunko, w szczególności ćpania.

- Ale.. Kei..

- Wynocha! Ale już!

Kei patrzyła się do późnego wieczoru z okna jak narkomanka siedzi pod blokiem, obejmuje się rękoma i kołysze się do przodu i do tyłu. Nie było jej żal kobiety. Zostawiła ją. Prawie się wydało. Mogła już ich wydać. Liczył się Maxie, nie jakaś narkomanka. Ona próbowała skończyć z tym gównem, a ta nic nie warta kobieta przychodzi po jeszcze. Żałosne. Żałosne, naprawdę.

Wróciła prawie nad samym ranem, dobijając się do drzwi. Waląc w nie z pięści.

- Otwieraj! Otwieraj!

Znowu Dominik wyszedł jej na przywitanie. Riley się obudził. Maxie się obudził. Kobieta musiała ich uspokoić. Kołysząc dziecko w objęciach, całowała je i śpiewała mu kołysankę aby przestało płakać, ale płakało i płakało. Dominik zdenerwowany, wcisnął kobiecie zawiniątko do ręki i powiedział.

- To Twoja ostatnia działka. Weź to ale nie tutaj. Weź to jak najdalej stąd.

I wzięła. A On wiedział że już nie będzie ich męczyła. Solomia Klimow nie będzie ich już nękać.

NarkomankaWhere stories live. Discover now