~9~

27 2 0
                                    

Wściekły wróciłem do mojego mieszkania . 
Może nie aż tak wściekły jak na początku, ale wciąż. Zciągnąłem buty i oparłem się o zimną, twardą ścianę. Chyba nie powinienem tak reagować... Powinienem tam wrócić i z nim to wyjaśnić...

-Ahhh...- westchnąłem cicho, założyłem z powrotem moje buty i wyszedłem z domu, a raczej wybiegłem nie zamykając drzwi na klucz. Teraz już wiem co mu powiedziałem... Oskarżyłem go o parę rzeczy bezpodstawnie. Na przykład o to, że traktuje mnie jak sprzątaczke.
Prawda jest taka, że on mi nigdy nie kazał sprzątać... Ja sam to robiłem z własnej, nieprzymuszonej woli.

Wsiadłem do auta i ruszyłem z piskiem opon.

Uświadomiłem sobie co ja takiego zrobiłem i co on może przez to zrobić sobie... Kto jak kto, ale Remi ma słabą psychike. Bierze niektóre rzeczy za bardzo do siebie.

Nie zwarzając na czerwone światła czy znaki, jechałem przed siebie.

W końcu dojechałem na miejsce.

Wysiadłem z auta i zamknąłem je z wielkim hukiem.
Pobiegłem od drzwi wejściowych po drodze mijając leżący na trawniku motor. Nie marnując czasu na pukanie czy dzwonienie wparowałem do środka.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to rozbita waza, a zaraz koło niej kosztowne lustro w tym samym stanie.
Zacząłem rozglądać się po pokoju i to co zobaczyłem... Krew odeszła mi z twarzy. Poczułem jak mój żołądek skręca się, a nogi uginają, jakby nie umiały już udźwignąć reszty mojego ciała...
Sam nie wiem co czułem...

Ból?

Poczucie winy?

Żal?

Przerażenie?

A może wszystko na raz?

Zobaczylem przyjaciela leżącego na podłodze. Jego ciało bezwładnie spoczywało na ziemi.
Koło niego dostrzegłem zdjęcie, które ja i Kamila podarowaliśmy mu na osiemnastkę. Szybko zauważyłem też pustą już butelkę po wódce i... Antydepresanty?
Zbliżyłem się, a nogi zupełnie odmówiły mi posłuszeństwa.
Upadłem na kolana tuż obok niego.

- Stary! Nie wygłupiaj się! Wstawaj!- potrząsałem nim na boki, a moje oczy zaszkliły się.

- Remek! No już! Ocknij się!- zacząłem krzyczec, to jednak nic nie dało... Szybko wyciągnąłem telefon i wykręciłem numer ratunkowy.
Podałem dokładny adres, swoje dane oraz stan w jakim jest Remek.
Powiedziano mi, że karetka niedługo powinna przyjechać.

-Remek przepraszam! Tak mi przykro...To moja wina! Nie chciałem tego powiedzieć! Uwierz mi!- zacząłem znów krzyczeć jakby to w czymś miało pomóc.
Oczekując na przybycie ratowników co chwilę sprawdzałem czy brunet oddycha, a jego serce dalej bije.

Żył. Za każdym razem kiedy sprawdzałem.

Spokojniejszy odgarnąłem włosy, które opadły mu na czoło i spojrzałem na jego twarz.
Miał okropnie bladą cerę. Była tak biała, że wydawała się niezdrowo zielona. Kontrastowała z brunatnymi kosmykami.
Ciemne, prawie, że czarne cienie pod oczami nadawały mu wygląd trupa.

Od ilu dni nie wychodził z domu?

Czemu doprowadził się do takiego stanu?
Nie wiedziałem i ta niewiedza mnie dobijała.
Dotknąłem jego policzka.

Był zimny.

Przerażony znowu przyłożyłem ucho do jego klatki piersiowej.
Odetchnąłem z ulgą kiedy usłyszałem miarowy rytm wybijany przez jego serce.

Po dłuższym czasie usłyszałem wycie karetki.
Mimowolnie sie uśmiechnąłem.
Nim sie obejrzałem ratownicy byli już w pokoju i po wypytaniu mnie o kilka ważnych rzeczy, przełożyli Remka na nosze i wynieśli z domu.
Nie zastanawiając sie od razu wsiadłem do auta i ruszyłem za ambulansem.
W szpitalu od razu poszedłem zapytać sie gdzie leży chłopak.

- Przepraszam przed chwilą został tu przywieziony chłopak. Mogłaby mi pani powiedzieć gdzie go znajdę?- zapytałem pielęgniarki na korytarzu.

-Jest Pan kimś z rodziny?

-Nie...ja...- w głowie przyświeciła mi lampka, że jeśli powiem, że jestem przyjacielem to nic mi nie powie.

Improwizowałem.

-Ja... Jestem jego chłopakiem.

W myślach karciłem się za te słowa...

Przez twarz kobiety przebiegło chwilowe zdziwienie, lecz po chwili i zastąpił je życzliwy, ale też pełen współczucia wyraz.

-Na razie nie możesz się z nim zobaczyć. Jest na oddziale ratunkowym, a jego stan wydaje się poważny. - przestała mówić do mnie na "Pan" zauważając mój wiek.

-Byłbyś tak miły i powiadomił rodziców chłopaka?-przytaknąłem jej i podziękowałem, po czym udałem się w stronę oddziału ratunkowego prowadzony przez niebieskie strzałki.

Gdy znalazłem się pod szklanymi drzwiami z takim właśnie napisem usiadłem na niewygodnym, niebieskim, plastikowym krzesełku, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do ojca Remka.

Best Friends |RemekXKuba|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz